BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Sprawa znikających kotów w klanie nadal oficjalnie nie została wyjaśniona. Zaginął jeden ze starszych, Tropiący Szlak, natomiast Piaszczysta Zamieć prawdopodobnie został napadnięty przez samotników. Chodzą plotki, że mogą być oni połączeni z niedawno wygnanym Czarną Łapą. Również główny medyk, przez niewyjaśnioną sprawę został oddalony od swoich obowiązków, większość spraw powierzając w łapy swojej uczennicy. Gdyby tego było mało, w tych napiętych czasach do obozu została przyprowadzona zdezorientowana i dość pokiereszowana pieszczoszka, a przynajmniej tak została przedstawiona klanowi. Czy jej pojawienie się w klanie, nie wzmocni już i tak od dawna panującego w nim napięcia?

W Klanie Klifu

Niedźwiedzia Siła i Aksamitna Chmurka przepadli jak kamień w wodę! Ostatnio widziano ich wychodzących z obozu w towarzystwie Srokoszowej Gwiazdy, kierujących się w nieznaną stronę. Lider powrócił jednak bez ich dwójki, ogłaszając wszystkim, że okazali się zdrajcami i zbiegli. Nie są już mile widziani na terenach Klanu Klifu. Srokosz nie wytłumaczył co dokładnie się tam stało i nie zamierza tego robić. Wkrótce po tym wydarzeniu, podczas zgromadzenia, z klanu ucieka Księżycowy Blask - jedna z córek zbiegłej dwójki.

W Klanie Nocy

Srocza Gwiazda wprowadza władzę dziedziczną, a także "rodzinę królewską". Po ciężkim porodzie córki i śmierci jednej z nowonarodzonych wnuczek, Srocza Gwiazda znika na całą noc, wracając dopiero następnego poranka, wraz z kontrowersyjnymi wieściami. Aby zabezpieczyć przyszłe kocięta przed podzieleniem losu Łabędź, ogłasza rolę Piastunki, a zaszczytu otrzymania tego miana dostępuje Kotewkowa Łapa, obecnie zwana Kotewkowym Powiewem. Podczas tego samego zebrania ogłasza także, że każdy kolejny lider Klanu Nocy będzie musiał pochodzić z jej rodu, przeprowadza ceremonię, podczas której ona i jej rodzina otrzymują krwisty symbol kwitnącej lilii wodnej na czole - znak władzy i odrodzenia.
Nie wszystkim jednak ta decyzja się spodobała, a to, jakie efekty to przyniesie, Klan Nocy może się dowiedzieć szybciej niż ktokolwiek by tego chciał.
Zaginęły dwie kotki - Cedrowa Rozwaga, a jakiś czas później Kaczy Krok. Patrole nadal często odwiedzają okolice, gdzie ostatnio były widziane, jednak bezskutecznie

W Klanie Wilka

klan znalazł się w wyjątkowo ciężkiej sytuacji niespodziewanie tracąc liderkę, Szakalą Gwiazdę. Jej śmierć pociągnęła za sobą również losy Gęsiego Wrzasku jak i kilku innych wojowników i uczniów Klanu Wilka, a jej zastępca, Błękitna Gwiazda, intensywnie stara się obmyślić nowa strategię działania i sposobu na odbudowanie świetności klanu. Niestety, nie wszyscy są zadowoleni z wyboru nowego zastępcy, którym została Wieczorna Mara.
Oskarżona o niedopełnienie swoich obowiązków i przyczynienie się do śmierci kociąt samego lidera, Wilczej Łapy i Cisowej Łapy, Kunia Norka stała się więzieniem własnego klanu.

W Owocowym Lesie

Zapanował chaos. Rozpoczął się wraz ze zniknęciem jednej z córek lidera, co poskutkowało jego nerwową reakcją i wyżywaniem się na swoich podwładnych. Sprawy jednak wymknęły się spod całkowitej kontroli dopiero w momencie, w którym… zniknął sam przywódca! Nikt nie wie co się stało ani gdzie aktualnie przebywa. Nie znaleziono żadnego tropu.
Sytuację pogarsza fakt, że obaj zastępcy zupełnie nie mogą się dogadać w kwestii tego, kto powinien teraz rządzić, spierając się ze sobą w niemal każdym aspekcie. Część Owocniaków twierdzi, że nowy lider powinien zostać wybrany poprzez głosowanie, inni stanowczo potępiają takie pomysły, zwracając uwagę na to, że taka procedura może dopiero nastąpić po bezdyskusyjnej rezygnacji poprzedniego lidera lub jego śmierci. Plotki na temat możliwej przyczyny jego zniknięcia z każdym dniem tylko przybierają na sile. Napiętą atmosferę można wręcz wyczuć w powietrzu.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Nowa zakładka „maści - pomoc” właśnie zawitała na blogu! | Zmiana pory roku już 28 kwietnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 października 2017

Od Czarnego Piórka C.D Paprociowej Łapy

Pomimo tego, co doszło pomiędzy Czarnym Piórkiem a Palącym Piorunem, kocica o pomarańczowych oczach nie czuła do syna Czarnej Gwiazdy sympatii. Klan Nocy potrzebował nowych kociąt, ponieważ inne klany z każdym dniem były silniejsze i na pewno jeden myślał o tym, aby wykorzystać sytuację kotów polujących na ryby i zaatakować je. Z tego powodu czarna kocica nie miała czasu na obserwowanie innych wojowników, a tym bardziej takiego, którego sama trenowała i wiedziała, że poradzi sobie samemu. Na słowa czekoladowej kotki delikatnie zmrużyła swoje oczy.
– Dzień dobry, Paprociowa Łapo – powiedziała do swojej córki z naciskiem na dwa pierwsze słowa.
– O-oh, tak, dzie-eń dobry – odpowiedziała i odwróciła wzrok od pomarańczowych oczu kocicy. – Gdzie jest Palący Piorun? – powtórzyła swoje pytanie.
– Nie ma go w obozie?
Terminatorka pokręciła głową przecząco.
– W takim razie musi być na polowaniu, bo nie wysyłałam go na dzisiejszy patrol.
Kiedy Czarne Piórko chciała odejść i powrócić do swoich zajęć, czekoladowa kotka stanęła przed nią. Jej oczy o żółtym kolorze były pełne niepokoju oraz zmartwienia.
– Ale ja go nie widziałam w obozie od księżyca – oznajmiła z zaniepokojeniem. – Nie chciałabym, aby stało się z nim to samo co z Bobrzą Łapą... – w oczach kotki pojawiły się łzy.
Czarna wojowniczka wbiła pazury w ziemię i przymknęła powieki na wspomnienie o zakrwawionym ciele swojego syna, które wczesnym porankiem do obozu przyniósł Fiołkowy Podmuch i powiedział, że Bobrzą Łapę zabili samotnicy. Od tego momentu Czarne Piórko nie zna litości dla samotników i nie ma oporu przed tym, aby takiego osobnika pozbawić życia.
– W takim razie powiem Jagodowemu Futru oraz Srebrzystemu Piórku aby rozpoczęli poszukiwania Palącego Pioruna – powiedziała do swojej córki.
– A ja? Mogę iść z nimi? – zapytała młoda terminatorka z nadzieją.
– Ty zostaniesz w obozie i będziesz kontynuowała swój trening, który powinnaś już dawno skończyć.
– Ale on jest moim ojcem! – zaprotestowała.
Czarny ogon niskiej kocicy przeciął powietrze, co oznaczało, że nie była ona zadowolona z zachowania swojej córki.
– Nie zmienię swojego zdania – odpowiedziała, a następnie odeszła od Paprociowej Łapy.

< Paprociowa Łapo? >

Od Pręgowanego Piórka C.D Lamparciej Gwiazdy

Minęło trochę czasu od wypadku. Pręgowana Łapa powoli zaczęła wstawać na nogi, a czasu dotrzymywał jej Dryfująca Łapa. Koteczkę cieszył fakt, że ma tu jakieś towarzystwo. Czasem nawet pokazywał jej zioła o których właśnie się uczył. Pewnego słonecznego poranka kiedy była już prawie zdrowa, do Lecznicy wszedł Lider, a następnie powiedział żeby wyszła. Oczywiście ta ochoczo wykonała rozkaz by rozprostować łapy.
- Niech wszyscy członkowie Klanu Burzy wysłuchają mnie - powiedział Lamparcia Gwiazda - Ja, Lamparcia Gwiazda, wołam swoich walecznych przodków, aby spojrzeli na tę Terminatorkę - Pokazał na Pręgowaną Łapę. - Uczyła się pilnie, aby poznać reguły Naszego szlachetnego Kodeksu. Polecam Wam ją jako nową wojowniczkę. Pręgowana Łapo, czy Obiecujesz przestrzegać kodeksu i bronić Klanu Burzy nawet za cenę życia?
- Tak. - Powiedziała z dumą w głosie
- Dobrze. Od tej chwili będziesz się zwać Pręgowane Piórko. Klan Gwiazdy docenia twoje poświęcenie, oraz wita cię, jako pełnoprawną członkinię Klanu Burzy. -
Wszyscy obecni zaczęli wołać imię nowej wojowniczki. Pręgowana Łapa Uśmiechnęła się, a po jej policzku spłynęła łza. Nie myślała chyba, że stanie się tak szybko wojowniczką. Mysi Nos również zaczęła płakać. Po chwili podeszła do niej Złota Melodia uśmiechając się szczerze.
- Gratuluję. Pręgowane Piórko to piękne imię. - Mentorka przytuliła świeżo upieczoną wojowniczkę, lecz ta chwila nie trwała długo gdyż do Złotej Melodii podszedł Nocne Niebo szepcząc jej coś do ucha po czym Złota Melodia uśmiechając się, a następnie poszła za kocurem. Młoda Wojowniczka mało, co nie pomyliła legowisk, lecz od razu zawróciła i poszła w stronę legowiska wojowników. Było tam tłoczno, ale jakimś cudem znalazła miejsce koło Fioletowej Chmury i zasnęła.
***
Koteczkę obudziło poranne słońce. Było przyjemne i delikatnie muskało jej futro. Pręgowane Piórko postanowiła wylizać futerko, a potem pójść do żłobka w którym ostatnio dużo czasu spędzała jej matka. Po skończenie porannej toaletki skierowała się do żłobka. Kiedy do niego weszła poczuła znajomy i mleczny zapach. W kącie leżała królowa, a dookoła niej biegały kociaki które gdy ją spostrzegły pobiegły w jej stronę.

<Któryś kociak?>

Od Jagódki

Jagódka wędrowała po miękkiej trawie, która lekko uginała się pod jej łapami. Oczywiście nie była grubasem, ale trawa była młoda i delikatna co sprawiało uczucie chodzenia po poduszce, lub czymś takim. Każdy jej krok był przemyślany i elegancki. Jej futro zaczęło się zmieniać z powodu zmiany pory roku. Kiedy poczuła, że ktoś ją obserwuje. Zastrzygła uszami kiedy do jej nosa doszedł koci zapach. Kocica zaczęła się nerwowo rozglądać. Wtem z gąszczu wyłoniła się kocia postać powoli zmierzając ku niej.
- Kim jesteś? - Obca kotka zapytała zimnym tonem.
- A ty? - Zapytała Jagódka z lekkim uśmieszkiem
- Chcesz zginąć czy żyć? - Syknęła i wlepiła w nią niebieskie i żółte oko.
- Jagoda... - Jagódka użyła rozumu nie chcąc wchodzić w dalszy konflikt.
Samotniczka przyjrzała się kotce. Po pierwsze miała te rzucające się dwu kolorowe oczy. Jedno było żółte a drugie niebieskie. Wyglądała na młodszą od niej, bo około 16-19 księżyców. Biało-szare krótkie futro nie wyglądało aż tak źle. Jej ogon, a raczej coś co kiedyś nim było wyglądało jak oberwane ucho. Nie miała też jednej łapy tylko jakiś patyk. Na całym ciele widoczne były liczne blizny. Jej uszy na końcówkach posiadały frędzelki. Kiedy niespodziewanie obca kotka odezwała się.

<Sarna?>

Od Zamieci

Blade promyczki światła padały na nienaturalnej maści, śnieżną kuleczkę. Tą kuleczką okazała się być Zamieć. Na razie była małym kociątkiem, które nie przetrwałoby na tym potwornym świecie bez czujnego oka rodzicieli. W tym małym stworzonku już od dawna tliło się pewne marzenie. Chciała bardzo otworzyć oczy i ujrzeć świat, mamę oraz braci. Jak na razie mogła te rzeczy słyszeć i czuć małymi, pulchniutkimi łapkami. Ale zaraz...
Czemu by nie spróbować dzisiaj?
Dla kociaka było to dość trudne wyzwanie. Pierwsza próba się nie udała. Wiecie, te powieki były takie ciężkie! Maleńka cicho pisnęła pod noskiem. Za drugim razem już była blisko, lecz oślepiło ją światło z zewnątrz.
- Już chcesz widzieć? - to był głos królowej.
Nie, koteczka nie poddała się. Musi to zrobić dla mamy!
Za trzecim razem się już wysiliła i nagle zapanowała światłość. Gdy jej wzrok wrócił do normy, ujrzała pierwszy raz w życiu swoją karmicielkę. Jaka ona była ładna...
- Jesteś pierwsza - uśmiechnęła się wesoło kocica.
Zamieć obejrzała się dookoła i zauważyła swych braci, Czosnek i Kaczeńca. Nareszcie będzie wiedzieć, kogo pacnąć łapą, gdy się będzie wiercić. Delikatnie pacnęła Czosnek w pyszczek, a ten z cichym piskiem przekręcił się na bok. Po chwili jeszcze raz zerknęła na królową

<Casablanca? Kaczeniec?>

Od Zroszonej Łapy CD Srebrnego Deszczu

Szylkretka spojrzała na kocura. Nie miała pojęcia, że ich relacja aż dla niego tyle znaczy. Sądziła, że oczywiście przyjaźnili się ale… kotka po prostu nie zdawała sobie sprawy ze swojej wartości dla kocura.
- Srebrny Deszczu – usiadła na tyle blisko aby ich grzbiety stykały się – Przecież nawet jeśli już przestanę być twoją uczennicą nie oznacza to, że zerwiemy swoją znajomość. Należymy do jednego klanu, więc widzieć się będziemy praktycznie codziennie i mogłabym śmiało przypuszczać, że po moim mianowaniu będziemy mieć więcej czasu dla siebie.
Kocur wsłuchiwał się w jej słowa. Czekała na jego reakcję, zastanawiając się czy rozwiała dostatecznie wątpliwości przyjaciela.
- Rozumiem i dziękuję Zroszona Łapo – uśmiechnął się do niej.
- Nie ma sprawy Srebrny Deszczu – odwzajemniła jego gest – Chociaż to ja powinnam się martwić. Taki atrakcyjny kot jak ty pewnie niebawem stanie się celem wielu kotek z naszego klanu.
Nim dotarło do niej co powiedziała, zauważyła, że zielonooki wpatruje się szeroko otwartymi oczami w odległy punkt. Czy ona właśnie powiedziała mu, że jest atrakcyjny? Nie to miała na myśli! Chciała go skomplementować i podnieść na duchu, tylko i wyłącznie!
Musiała zniknąć z jego pola widzenia jak najszybciej nim rozpoczną niewygodny temat.
- Yyy… wracajmy lepiej do obozu, bo obiecałam… Łososiowemu Pyskowi, że pomogę mu łatać ubytki w ogrodzeniu – wstała gwałtownie i skierowała się do obozu na sztywnych łapach.
*^*^*^*^*^*^*^
Zroszona Łapa przewracała się z boku na bok, nie mogąc zmusić się do snu. Wciąż rozmyślała nad tym, co powiedziała swojemu mentorowi. Jak on to odebrał? Jako zwykły komplement czy… może coś więcej? A co jeśli uznał, że się ona w nim zakochała?!
Chciała zacząć krzyczeć ale w porę się powstrzymała, przypominając sobie, że trwała noc i już nie była sama w legowisku uczniów. Prawda, że Płonąca Łapa opuścił legowisko po swoim mianowaniu ale tuż za nim przybyło kilkoro nowych uczniów – potomstwo Milczącej Gwiazdy.
Starała się odsunąć niewygodne myśli i obrazy próbą wsłuchania w spokojne oddechy śpiących młodszych współklanowiczów. Złotooka zapewne zbyt mocno przejęła się swoimi słowami ale choćby bardzo chciała to chyba sami Gwiezdni się na nią uparli i przypominali to krótkie zdanie.
W końcu, gdy spostrzegła, że skrawek nieba zaczynają barwić barwy zwiastujące świt, przymusiła się choć do krótkiej drzemki.
*^*^*^*^*^*^*^
- Zroszona Łapo – ktoś szturchnął ją; uchyliła lewą powiekę – Wstawaj
- O co chodzi? – wymamrotała zaspana
- Srebrny Deszcz kazał cię obudzić – w rozmazanej sylwetce poznała Biegnącą Łapę – Masz teraz podobno trening.
Szylkretka przeciągnęła się i wychodząc przy boku z młodszą koteczką rozejrzała się po obozie w poszukiwaniu swojego mentora. Spostrzegła go, wyczekującego ją przy stosie zwierzyny. Rzuciła szczere podziękowania młodszej koleżance i spięta pomaszerowała w kierunku srebrnego kocura, nastawiając się na ciężki dzień.

<Srebrny Deszczu?>

Od Szepczącej Łapy (Wiatru) CD Sarenki

akcja toczy się podczas pożaru
i sry za to diabelne opóźnienie

Zmrużyła oczy i lekko zmarszczyła swój bury nosek.
- Jeśli mój klan miałby na tym zyskać, to oczywiście, że mnie to obchodzi! - miauknęła, uderzając swym pręgowanym ogonkiem o ziemię. - Tylko jak miałaby wyglądać ta pomoc?
- Jak? Och, mamy tak wiele do zaoferowania, że sobie tego nawet nie wyobrażasz! Mamy świetnego medyka, zdolnego wyleczyć nawet najpaskudniejszą ranę... - w tym momencie zabrzmiała jakby mówiła o czymś konkretnie, nie tylko ogólnie. Nie trudno było jednak domyślić się o czym - w oczy rzucała się jej paskudna blizna zamiast ogona i doszczętnie poszarpana łapa. Szepcząca Łapa poczuła nagłe współczucie i litość dla tych paskudnych ran. Ktokolwiek je jej zadał, musiał być naprawę okrutny. Nie pozwoliła jednak, by to uczucie nią zawładnęło. Ta rozmowa była ważna i musiała myśleć trzeźwo.
- Również mamy wspaniałego medyka - powiedziała z dumą - a nawet dwóch. Mogę nawet przypuszczać, że Widmowy Wilk i Lawendowy Płatek są lepsi od twojego.

<Sarenko?>

Od Ostrej Łapy CD Miętowego Oddechu

Tak, wiem, że wstawiam od nowa, ale telefon postanowił mi wcześniej uciąć połowę opowiadania.

Ostra Łapa przekręcił głowę w kierunku mentora i popatrzył na niego jak na mysiego móżdżka.
- Pomoże? Iście bliżej ciebie nie sprawi że on przestanie za nami iść - mruknął.
Miętowy Oddech zmarszczył z pobłażaniem brwi.
- Kim jest ten on?
Uczeń zacisnął wargi.
- Właśnie to chciałbym wiedzieć... - miauknął, na co Miętowy Oddech westchnął.
- W takim razie chodź, obejdziemy teraz tereny Klanu.
Idąc dalej Ostra Łapa wciąż uważnie i czujnie się rozglądał, a uczucie bycia śledzonym go nie opuszczało. Chmury przysłoniły teraz słońce, więc w lesie, ciągle pod baldachimem gęstych drzew zrobiło się jeszcze ciemnej i upiorniej. I nagle, gdy wśród gęstwiny krzewów zauważył parę jarzących się w ciemności ślepi, stanął jak wryty.
- M-miętowy Oddechu... - rzucił kocurowi spojrzenie, a ten na jego głos również się zatrzymał. - Tam... Ktoś jest. - Ostra Łapa znów spojrzał w miejsce skąd jeszcze przed chwilą patrzył na niego tajemniczy wzrok, tym razem nie ujrzał tam jednak nic. - Zniknął.
Miętowy Oddech zerknął na ucznia.
- Nie zniknął, tam po prostu nikogo nie ma, Ostra Łapo.
Kocurek jeszcze raz spojrzał w tamtą stronę, gdzie teraz były jedynie krzaki poruszane na silnym, chłodnym wietrze, schowane w cieniu sosen.
- Może masz rację... - mruknął. - Chodźmy.
Po czym ruszyli, a Ostra Łapa nawet nie zauważył ślepi, które znów zaczęły obserwować go spod osłony liści.

<Miętowy? Zrób jakiś time skip>

Od Szepczącego Wiatru CD Biegnącej Łapy

Szepczący Wiatr czuła, że promienieje dumą. Uczeń! Dostała ucznia! Biegnąca Łapa również wydawała się uradowana faktem, że to właśnie jej starsza siostra została jej mentorką. Szepczący Wiatr była jednak równie zdumiona, co ucieszona. Nie spodziewała się, że tak szybko otrzyma ucznia, przecież wojowniczką nie była wcale tak długo. Trochę też obawiała się tego. W końcu posiadanie ucznia to ogromna odpowiedzialność, to od niej zależało, jak Biegnąca Łapa poradzi sobie w życiu, jakim będzie wojownikiem. Była jednak zdeterminowana, nie zawiedzie, ani matki, ani uczennicy, ani nawet brata. Na myśl o Płonącym Grzbiecie zrobiło jej się go trochę żal. Zakończyła trening długo przed nim, a teraz była już nawet mentorką, a on ledwo kilka wschodów słońca temu został mianowany.
Nie pozwoliła jednak by myśli całkowicie ją pochłonęły, Biegnąca Łapa bowiem już na nią czekała przed jej legowiskiem. Szepczący Wiatr bardzo ucieszyła jej gorliwość. Przypomniała sobie czasy gdy to ona rozpoczynała terminowanie, zawsze była niecierpliwa i nie mogła doczekać się treningów.
Ziewnęła po czym wyszła z legowiska wojowników prosto w objęcia uradowanej koteczki. Uśmiechnęła się do niej pogodnie.
- Gotowa na pierwszy trening?
- Gotowa!
- Chodź więc trochę dalej, nie budźmy lepiej naszych śpiochów. - obie odeszły trochę od legowiska wojowników i usiadły przy wejściu do obozu.
Szepczący Wiatr przed snem obmyśliła już cały plan dzisiejszego treningu, bez wahania zaczęła więc:
- Na początek, jakie są rangi w klanie?
Biegnąca Łapa zamyśliła się na chwilę, po czym powiedziała na jednym oddechu:
- Wojownik, uczeń, kociak, lider, medyk, zastępca, uczeń medyka, starszy, karmicielki i... tyle.
Szepczący Wiatr skinęła głową.
- Trochę nie po kolei, ale niech będzie. A więc teraz Kodeks Wojownika. To akurat bardzo ważne, słyszałaś już go?
- Mama mi trochę opowiadała, tata też...
- Sprawdźmy więc na ile go pamiętasz. Jakie są zasady patroli?

<Biegnąca Łapo? Wstaw time skip jakiś do tego przepytywania, nudne to, potem Szept zabierze ją na obchód terenów>

Od Ostrej Łapy CD Wierzby

Ostra Łapa zerknął na swojego mentora, który w odpowiedzi na nieme pytanie pokiwał głową.
- To już tyle na dziś - ziewnął. - Jakbyś mnie szukał, będę w legowisku wojowników.
Ostra Łapa kiwnął głową po czym zwrócił się do małej koteczki.
- Nie wiem czy taki zwykły trening jest aż godny opowiadania...
Koteczka, niezadowolona, nadęła policzki.
- Powiedziałeś, że opowiesz!
- No dobrze - odparł, po czym usiadł wygodnie. - Z samego rana wybraliśmy się z Miętowym Oddechem na polowanie. Upolowaliśmy ze dwie myszy, kosa i taaaaką sójkę.
- Sójkę? Sójczą Łapę? - oczy koteczki błysnęły, ale już nie tyle z ciekawości, co z przestrachu. - Upolowałeś własną siostrę?
Ostra Łapa zaśmiał się.
- Sójka to taki ptak. To właśnie od niego wzięło się imię mojej siostry. Ty nazywasz się Wierzba, a to nie znaczy od razu że jesteś drzewem, prawda?
Pokiwała głową na znak, że rozumie.
- A... - odezwała się, szurając łapką po ziemi. - Jak wygląda wierzba?
- To takie duże drzewo z długimi liśćmi opadającymi aż do ziemi. Gdy już będziesz większa z pewnością ją zobaczysz, rośnie pewien wielki okaz na naszych terenach, a twój mentor z pewnością z chęcią pokaże ci Płaczącego Strażnika.
Oczy Wierzby znów błysnęły ciekawością.
- A może ty mnie weźmiesz ze sobą i pokażesz tą wierzbę? - zapytała, z przejęciem na myśl o przygodzie zrywając się na równe łapy.
Ostra Łapa pokiwał przecząco głową.
- Nie ma mowy. - chciał powiedzieć, że on też wciąż nie może wychodzić z obozu bez swojego mentora, czy jego zgody, wiedział jednak, że to by nie zniechęciło kotki do szukania innych chętnych na przemycenie jej. Zwłaszcza, że na przykład taka Sójcza Łapa pewnie nie miałaby nic przeciwko, by uciec na chwilę mentorowi. - Na zewnątrz obozu jest zbyt niebezpiecznie dla kociaków. Gdy tylko wyjdziesz, od razu wyczują cię krwiożercze lisy, borsuki i ogromne ptaki z wielkimi jak cała ty szponami, które tylko czekają, by porwać jakieś niegrzeczne kocięta! Wezmą cię w swoje pazury i zaniosą do gniazda, gdzie cię pożrą!

<Wierzbu?>

30 października 2017

Od Lawendowego Płatka

Od czasu, gdy Widmowy Wilk zostawił Lawendowy Płatek samą, każdy dzień wydawał się być identyczny. Medyczka wstawała rano, myła się i jadła śniadanie, po czym sprawdzała stan zdrowia Klanowiczów, za co inni uważali, jak i uważają ją za nadopiekuńczą. A każdy dzień z czasem zaczynał się dłużyć.
Ten także nie zapowiadał się różnić. Niebieska kotka obudziła się w swoim legowisku, po którym po chwili się rozglądnęła. Niczym się nie różnił oprócz jednej rzeczy. Widmowego Wilka już nie było. Lawendowy Płatek położyła uszy po sobie, wspominając starego medyka. Brakowało jej go. Bardzo...
Cętkowana medyczka rozciągnęła się, powoli wychodząc przed wejście do legowiska medyka. Usiadła tam, by jak na co dzień oglądać harmonijny, niezakłócony spokój. Widziała poranny patrol, składający się z Srebrnego Deszcza, jego uczennicy Zroszonej Łapy oraz Motylego Skrzydła, jej dawnej miłości. Po chwili jednak trzy koty zniknęła zza drzewami. Medyczka przypomniała sobie, jak wtulała swój pysk w jego miękkie, długie, czarno-białe futro...
Lawendowy Płatek miała już dość. Stara się jak może, a jednak już dwa koty umarły, zaraz przy niej! A jeśli Klan Gwiazdy zabierze jej Motyle Skrzydło?
Cętkowana kotka poczuła, jak łzy spływając jej z policzków. Dlaczego akurat ona została medykiem? Dlaczego Gwiezdny Klan chciał akurat ją? Dlaczego Widmowy Wilk jej tego nie powiedział? Przygnębiona, wróciła z powrotem do legowiska, chcąc tam spędzić resztę dnia...


Może ktoś chętny odpisać, bądź zostawić to opowiadanie w spokoju...

Od Biegnącej Łapy

Słońce nieśmiało wyglądało zza chmur coraz częściej, jakby nabierało odwagi. Tym samym biały śnieg leżący na ziemi zaczął się powoli topić. Biegnąca Łapa tylko czekała na tą chwilę. Zawsze chciała zobaczyć zielone korony z drzew oraz kolorowe kwiaty, o których usłyszała od opowieści Wierzbowego Nosa.
Pointka biegła przed siebie, próbując uniknąć dotknięcia którejś z łap z śnieżnym puchem. Nie było to proste, koteczka musiała wręcz skakać, by to wykonać. Za chwilę jednak przystanęła, nabierając chłodnego powietrza do płuc. Odwróciła swój pysk za siebie, patrząc na brązowe kory drzew.
I nic. Ani śladu Szepczącego Wiatru. Nawet nie wyczuwała jej zapachu. Ogon Biegnącej Łapy nerwowo zaczął drżeć. Przecież jej mentorka była tuż obok! Pozwoliła uczennicy wybiec na przód!
  - S-szepczący Wietrze? - koteczka miauknęła dość cicho
Nie dała rady głośniej. Biegnąca Łapa cała drżała, nie tylko z zimna. Jeszcze nigdy nie została sama, a teraz wie, jak samotny kot się czuje. Jak samotnicy mogą tak żyć? Sami? Bez klanu, czy innej grupki kotów? Co gorsza ona jest sama! Czyli... jest teraz samotnikiem?!?
  - Szepczący W-wietrze?! - pisnęła głośniej
Biegnąca Łapa przez chwilę nasłuchiwała. I nic. Kotka już miała pobiec z powrotem, tam gdzie tu przybyła, lecz coś wyczuła.
Zapach był podobny do zapachu Klanu Wilka, lecz... taki inny. Ale ten kot... ponieważ ten zapach należał raczej do kota, zna drogę do obozu? A może ty był po prostu jakiś gryzoń, a pointka się pomyliła?
Biegnąca Łapa zrobiła niepewny krok w stronę zapachu, a za chwilę nawet dźwięku. Kotka zesztywniała. Patrzyła w jeden punkt. Gdy dźwięk stał się tak głośny, że wydawało się, że zaraz coś ją pożre, nie zastanawiając się długo, terminatorka, ze strachem w oczach, rzuciła się na to, co wyszło zza drzewa. Przygniotła go lub ją do ziemi.
Pointka przez chwilę nie otwierała oczu, a gdy otworzyła, jej oczom ukazał się kot. Czarny, z bardzo ciekawym i pięknym pręgowaniem oraz pomarańczowymi oczyma kocur. Był zestresowany i wystraszony, co było widać po jego ślepiach. Biegnąca Łapa czuła dokładnie to samo.


Mała Łapo? (jakby co, akcja dzieje się na obrzeżach terenu KW oraz Bieg będzie na początku uważała Małego za ucznia klanu)

Od Wierzby CD. Ostrej Łapy

Kocur spojrzał na młodą, burą koteczkę. W zasadzie to wysoko głowy nie musiał podnosić, bo Wierzba jak na razie nie jest wysoka, ale była zadowolona, że Ostra Łapa chociaż na nią spojrzał.
- Cześć, Ostra Łapo! - miauknęła wesoło.
- Cześć, Wierzbo. - odpowiedział kocur.
- Byłeś na treningu? - zapytała Wierzba, z oczami błyszczącymi ciekawością.
- Tak.
- A poopowiadasz mi co robiłeś? - zaczęła mydlić ucznia oczami.
- Jak zjem. - mruknął Ostra Łapa i zaczął ponownie jeść. Koteczka poniuchała w powietrzu. Była ciekawa, jak smakuje mysz czy inny wróbel. Jak na razie Wierzba piła tylko mleko od matki, ale uważała, że jest dosyć duża, by spróbować jakiegoś zwierzątka. No bo ma w końcu cały księżyc!
- Zaraz wracam, Ostra Łapo! - miauknęła szybko i pobiegła do mamy, która bacznie obserwowała Wierzbę i jej rodzeństwo.
- Mamo! A czy ja mogę zjeść mysz? - zapytała, po czym otarła się o przednie łapy matki.
- Myślę, że możesz spróbować swojej pierwszej myszy. - Pręgowany Grzbiet uśmiechnęła się czule do kotki. Wierzba otworzyła szerzej oczy i uśmiechnęła się szeroko.
- Chodź, coś dla ciebie wybierzemy. - pręgowana królowa wstała i skierowała się do stosu ze zwierzyną.
- Ja też chcę! - miauknął Cierń.
- I ja! - Jeżyk przybiegł do matki.
- Ja też mogę? - zapytał nieśmiało Mech.
- Tak, chodźcie. - powiedziała Pręgowany Grzbiet, a pozostałe kociaki do niej dołączyły. Po chwili dotarli do stosu i Pręgowany Grzbiet wybrała każdemu kocięciu po myszy, a sobie wybrała kwiczoła. Wierzba usiadła obok mamy i obwąchała piszczkę.
- Pachnie ładnie. - wymruczała. Spojrzała na Pręgowany Grzbiet. Kotka kiwnięciem głowy zachęciła Wierzbę do zjedzenia. Kotka wzięła kęs i zaczęła żuć. Posmak krwi myszy podobał się kotce. Wzięła kolejny kęs i kolejny. Bardzo się jej podobało.
- Dobre! - miauknęła kotka, oblizując pyszczek.
- Mi też smakuje. - powiedział zadowolony Cierń. Reszta braci pokiwała głowami, żując ostatnie kęsy piszczki. Pręgowana karmicielka gdy zjadała swojego kwiczoła, to, co zostało, zakopała.
- Dlaczego zakopałaś te kości? - zapytała zdziwiona Wierzba.
- W ten sposób okazujemy szacunek dla Klanu Gwiazdy. - wytłumaczyła królowa. Wierzba skinęła głową i zrobiła to samo, co mama i miauknęła, że idzie porozmawiać z Ostrą Łapą. Przeszła przez obóz i usiadła obok ucznia, który właśnie zakopywał kości kosa.
- To poopowiadasz mi o twoim treningu? - zapytała Wierzba.

<Ostra Łapo?>

Od Miętowego Oddechu c.d. Ostrej Łapy

Chwilę się zastanawiałem co robić dalej. Mały umie cały Kodeks Wojownika to wiadome. Spojrzałem na niego i powiedziałem:
- Dobrze. To teraz pozycja łowiecka. Rób to, co ja.
Potem przykucnąłem na ziemi, postawiłem uszy, a ogon trzymałem pół długości myszy nad ziemią. Potem zrobiłem kilka cichutkich kroków przed siebie. Następnie wstałem i usiadłem przy swoim uczniu.
- Teraz twoja kolej. - powiedziałem i zacząłem lizać się po łapach.
Ostra Łapa wykonał wszystko to co ja, ale zapomniał o ogonie.
- Ostra Łapo ogon nie może dotykać ziemi. Wtedy ofiara usłyszy szuranie twojego ogona ucieknie. Pamiętaj też, żeby nie był za wysoko. Wtedy ofiara Cię zobaczy. Najlepiej trzymaj ogon na wysokości kręgosłupa. - powiedziałem spoglądając na ucznia.
Kocur wykonał moje polecenie i zrobił kilka kroków.
- Świetnie. - mruknąłem, a potem podeszedłem do kocura i liznąłem go w ucho na znak pochwały - Wracajmy.
Kocurek staną na równe łapy i zaczęliśmy wracać. Nagle Ostry stanął i rozejrzał się wokół.
- O co chodzi Ostra Łapo? - spytałem.
- Czuję, jakby ktoś nas śledził. - odpowiedział.
Rozejrzałem się wokół i zacząłem wąchać powietrze. Nikogo nie widziałem ani nie czułem.
- Nikogo tu nie ma. Zdaje Ci się. - powiedziałem.
Potem ruszyliśmy dalej. Kocurek co kilka długości lisa oglądał się wokół.
- Jeśli to Ci pomoże, to możesz iść bliżej mnie. - powiedziałem do kocurka.

Ostra Łapa?

Od Nocnego Nieba do Złotej Melodii

Była zimna noc Pory Nowych Liści. Koty zdążyły się przyzwyczaić do polepszającej się pogody, dlatego przymrozek był dla wszystkich dużym wstrząsem. 
W legowisku wojowników leżały dwa wtulone w siebie koty - jeden trzęsący się z zimna i drugi, próbujący ogrzać tego pierwszego. Oczywiście oprócz nich było tu mnóstwo innych kulek futra, jednak to na tych dwóch się skupimy.
Pierwszy, a raczej pierwsza - była to niewielka kotka o krótkiej i jedwabistej sierści, urodzona w gnieździe dwunożnych. Znała dobrze swoją matkę - jedyną towarzyszkę zabaw, gdyż nie miała rodzeństwa, a ojca nie znała. Z tego też powodu, gdy dowiedziała się, że jej ojciec żyje i mieszka w lesie, uciekła na jego poszukiwanie. Nie wiedziała jednak, że życie w dziczy tak bardzo różni się od tego spokojnego, do którego przywykła. Głodna i zmęczona chwiejnym krokiem dotarła do rzeki. Nie myśląc trzeźwo wyciągnęła łapę starając się złapać płynącą w niej rybę, lecz - jak można to było przewidzieć - zachwiała się i wpadła do rzeki. Już chwilę potem jej płuca wypełniła woda, a przed oczami miała jedynie ciemność. Ostatnie co pamiętała, to czyjeś zęby zaciskające się na jej karku.
Obudziła się na otwartej przestrzeni, gdzie stał nad nią nieznany kocur. Przedstawił się, po czym dał jej propozycję dołączenia do klanu. Kotka nie wiedziała do końca o czym mówi, ale jednocześnie czuła, że nie ma za bardzo wyboru. Zgodziła się, a kocur zaprowadził ją do obozu, gdzie została przedstawiona przywódczyni - Białej Gwieździe. Ta przyjęła ją i wybrała na swoją uczennicę, aby już następnego dnia rozpocząć trening. Tego dnia, wydarzyły się jeszcze dwie rzeczy: dostała nowe imię - "Złota Łapa", oraz poznała swojego pierwszego przyjaciela. Był to młody kocur o zielonych oczach i futrze czarnym jak noc. To on przedstawił jej, jak wygląda życie w klanie i zapoznał ze zwyczajami, jakie tu obowiązywały. Niedługo po tym nadeszła rutyna - sen, trening, sen, trening, który szybko został jednak przerwany, ze względu na tak upragnione spotkanie z ojcem, które nie do końca tak, kotka sobie wyobrażała. Spotkała go w ciemnym i obumarłym lesie, gdzie ten ugryzł ją w łapę. Po przebudzeniu ze "snu", rana jednak nie zniknęła, przez co uczennica kulała w trakcie treningu, co szybko zauważył jej przyjaciel, o wszystkim dowiedział się jednak dopiero w obozie. Uczeń próbował pomóc kotce, jednak w głębi dobrze wiedział, że nic nie zdziała. Pozostawało mieć nadzieję. Niedługo później stało się coś, co zmieniło losy dwójki kotów. Czarny kocur wyznał swojej przyjaciółce miłość, która ta odwzajemniła. Wtedy skończył się odcinek ich życia, kiedy byli najlepszymi przyjaciółmi. Ale zaczął się nowy - piękniejszy niż jakikolwiek inny. Ich wspólny odcinek.
Drugi kot, również narodził się w gnieździe dwunogów, jednak jego historia wyglądała inaczej. Jego matka umarła przy porodzie, więc jego ojciec zabrał go w miejsce, gdzie mógł odnaleźć przyszłość - do Klanu Burzy. Znalazła go szara kotka - Fioletowa Chmura, która zaniosła go do przywódczyni, z prośbą o przyjęcie go do klanu. Tak więc Nocek - gdyż takie imię otrzymał - dorastał tu, nie wiedząc o swoim pochodzeniu.
Do czasu. Podczas mianowania jego "rodzeństwa" na uczniów, dowiedział się, że w rzeczywistości został przyniesiony do klanu jako bezbronna kulka futra. Zszokowany wybiegł z obozu, jednak tylko po to, by po chwili zostać znalezionym przez Fioletową Chmurę i zaniesionym do klanu. Po tym wydarzeniu dni płynęły spokojnie nie niosąc za sobą nic szczególnego, do czasu skończenia wieku sześciu księżyców, kiedy to stał się uczniem Lamparciej Gwiazdy, wtedy jeszcze Lamparciego Kroku. Wtedy też poznał losy Droździej Łapy, poznał krewnego swojego mentora i pierwszy raz zobaczył czym jest śmierć. Wtedy też, jako, że nie miał w klanie zbyt wielu przyjaciół, zaczął spędzać więcej czasu ze swoim bratem - Gradową Mordką, wtedy Gradową Łapą. To jednak się zmieniło, gdy do klanu dołączyła nowa kotka - Złota Łapa. To ona pokazała mu prawdziwą przyjaźń, której tak bardzo pragnął. Po pewnym czasie, poczuł jednak, że chodzi o coś więcej. Piękne jedwabiste futerko, błękitne niczym niebo oczy i uśmiech, który, rozjaśniała cały świat - jego świat. Pokochał ją i nie mógł przestać. Pewnego dnia, wyznał jej miłość, którą ta, ku jemu uradowaniu, odwzajemniła również z wielkim szczęściem.
Tak oto zaczął się najpiękniejszy odcinek w jego całym życiu.
Nocne Niebo mocniej przytulił się do swojej partnerki. Czuł bijące od niej ciepło i jej słodki zapach. Chcąc być przy niej bliżej, ułożył się w dość dziwnej pozycji i...
~Użyj Wyobraźni~
O tym co się stało, zdał sobie sprawę dopiero przy przebudzeniu. Jak oparzony odskoczył od kotki, która patrzyła się na niego zdziwionym wzrokiem. Tak odwdzięczył się osobie, która dała mu wszystko? Czując suchość w gardle, łzy w oczach i brak powietrza w płucach, na odrętwiałych łapach wybiegł z legowiska, a potem z obozu - byle dalej, byle szybciej. Schował się pod krzakiem drżąc na całym ciele i chcąc zginąć szybką śmiercią.
<Złociutka?>

29 października 2017

Od Paprociowej Łapy

Dzień był wspaniały. Jak zawsze przed wschodem słońca wstałam, by przejść się po obozie, i wcisnąć się w poranny patrol. Z głębi lasu czuć było lekki zapach budzącej się zwierzyny. W końcu pora nowych liści. Wzięłam głęboki wdech wilgotnego powietrza i ruszyłam na polowanie. Dziś miałam bardzo dobry humor. Biegłam tak cicho, że żadna zwierzyna, na jaką wpadłam nawet nie strzygła uszami. Czułam się dziś w formie. Gdy wróciłam do obozu, razem z dwiema myszami, które ledwo co uniosłam. Świetlikowej Ścieżki nigdzie nie było. Więc dziś chyba nie będę się uczyć. Znudzona podeszłam w miejsce promieni słonecznych i rozłożyłam się podwijając łapy pod brzuch, i odpoczywając. Nie minęła minuta puki nie zerwałam się z miejsca i zrobiłam kółko wokół obozu. Nie... to za mało, muszę zrobić coś fajnego. Ale co? W kącie zobaczyłam Czarne Piórko. Moja matka. Matka... Ale gdzie ojciec? Myślałam, że nie widuję go przez to, że ciągle gdzieś znika, ale to wydawało się podejrzane. Musiałam się zapytać co z nim. A morze ktoś go porwał? Szybko zwróciłam się do kotki siedzącej w cieniu obok legowiska wojowników.
- Czarne Piórko! Gdzie jest Palący Piorun? -


< Czarne piórko? (Wyślij paproćkę z kimś na eskapadę poszukiwawczą :3)>

Od Gradowej Mordki

Gradowa Mordka obojętnie patrzył na to co się dzieje w jego klanie. Było tak, jak się spodziewał. Lamparcia Gwiazda postępował wbrew Kodeksowi Wojownika i Klan Gwiazdy go za to ukarał. Normalnie, czułby satysfakcję, ale ogólny nastrój klanu mu na to nie pozwalał. Wszyscy byli smutni i tylko on był zły. Zły na lidera z powodu wypuszczenia więźniów! Oni byli zemstą! Zemstą z śmierć rodzeństwa Gradowej Mordki! Tylko oni go szanowali i lubili. Tylko oni nie zwracali uwagi na jego wygląd. Lamparcia Gwiazda obiecał mu zemstę, a tymczasem ta szansa została mu odebrana po tym, jak uwolnił te koty!
Na nieszczęście Gradowej Mordki to jemu przypaść miało odbieranie porodu tej nowej kotki. Kwiecisty Wiatr obiecała, że mu pomoże, bo to w końcu jego pierwszy raz i będzie potrzebna pomoc. Mimo wszytko bał się. Wiedział, że z porodami różnie bywa. Bał się stracić matkę lub kocięta. W duchu modlił się dla Casablanci o pomyślne rozwiązanie. Nie chciał mieć nikogo na sumieniu. Nie chciał mieć na sobie krwi niewinnych.
Gdy tylko Iskrzące Futro przyniosła ze żłobka wiadomość Gradowa Mordka popadł w panikę. Nerwowo zaczął szukać potrzebnych ziół. Wtedy podeszła do niego Kwiecisty Wiatr.
- Ogarnij się bachorze - syknęła kotka biorąc zawiniątko. - Ile masz księżyców? Dwa czy pięć?
- Nie no, dwadzieścia ale...
- Dwadzieścia księżyców masz i nie umiesz się ogarnąć? - Kwiecisty Wiatr zaśmiała się. - No już dobrze, chodź. Casablanca nie będzie czekać.
Gradowa Mordka podkulił ogon i razem z mentorką ruszył do legowiska królowej. Kotka dyszała ciężko.
- Co tak długo? - syknęła na widok medyków.
- Przepraszam, mój asystent ma dwadzieścia księżyców i nie umie nad sobą panować - powiedziała Kwiecisty Wiatr. - Oddychaj głęboko i przyj. Gradowa Mordko, będziesz odbierał kocięta. Wylizuj je zaraz po odgryzieniu pępowiny. Nie martw się Casablanco, jesteś w dobrych łapach. Wiele kotek mówi radzić sobie bez pomocy medyka, wiec i ty z nami dasz radę.

Do zachodu słońca było już po wszystkim. Gradowa Mordka był bardzo zmęczony wylizywaniem kociąt, które smakowały i pachniały dziwnie, ale starał się nie narzekać. Był zaskoczony wszystkim co się działo i wolno łapał szczegóły. Casablanca urodziła trzy kociaki. Dwa kocurki i śliczną koteczkę. Medyk był z siebie bardzo dumny. To on pomógł przyjść im na świat.
- Jak je nazwiesz? - spytał kotkę.

<Casablanco?>

Od Palącego Pioruna

Pewnego szczytu księżyca Palący Piorun spał głębokim snem. Śniło mu się jak poznał Milczącą Gwiazdę, jego miłość. Tak kochał ją miłością nieodwzajemnioną i niestety niemożliwą, jednak na całe szczęście pozostała mu jeszcze córka, Paprociowa Łapa. Sen trwał długo i można było zauważyć jak wojownik uśmiecha się.Naprawdę cieszył się z tego, że widzi Milczącą Gwiazdę. Jednak kiedy wreszcie nadeszła pora szczytowania słońca, jego oczy się otworzyły i był zasmucony faktem, że śnił. Zdał sobie sprawę z tego, że nie może nikomu o tym powiedzieć. Był ojcem, ale kochał tylko swoją córkę. Co by o nim pomyślała gdyby dowiedziała się, że jest jej ojcem, ale nie kocha jej matki, Czarnego Piórka? Mogłaby go znienawidzić i złamała by mu serce. Nie chciał do tego dopuścić, więc najlepiej będzie jeśli nie będą wiedzieć. Czuł się jednak samotny, bez Milczącej Gwiazdy czuł się źle i teraz zdał sobie sprawę z tego, że jemu go jej brakuje.

Od Casablanci

Kocięta. Kocham moje małe kuleczki. Takie słodkie. Takie bezbronne. Mogłabym na nie patrzeć całymi godzinami. No właśnie mogłabym ale nie mogę. Co chwilę ktoś mi musi przeszkadzać. Albo jakiś uczeń przychodził się pytać czy nie jestem głodna i nie potrzebuje jakieś myszy, albo medyczka musiała wiedzieć co w danej chwili robi każde moje kocię. Najgorsze jednak były odwiedziny, dużej, wysokiej kotki o szarym futrze. Przychodziła nawet kilka razy dziennie, żeby dać mi jakaś radę na temat kociaków i opieki nad nimi. Pręgowana kotka, której imię brzmiało bodajże Mysi Nos, była siostrą czy jakąś inną rodziną czarnego kocura, który przyjął mnie do obozu i dał urodzić mi tu kocięta. Dziwiła mnie jedna rzecz. Wszystkie koty miały te dziwne imiona złożone z dwóch słów. Nie byłam w to wtajemniczona. Postanowiłam zrobić jakiś pożytek z szarej kotki i zapytać się jej o co chodzi. Wojowniczka odwiedziła mnie z samego rana, budząc mnie i moje dzieci ze snu. Otworzyła zaspane oczy i ziewnęłam przeciągle. Owinęłam kocięta ogonem i wlepiłam wzrok w osobę kotki. Na jej pysku jak zwykle widniał uśmiech, ten przesłodzony uśmiech.
- Witaj Casablanco. Jak miewają się twoje kocięta - powiedziała rozemocjonowana kotka podchodząc bliżej.
- Dobrze, bardzo miło, że pytasz - wysiliłam się na uśmiech. Podniosłam się na przednich łapach do siadu. Ogonem przysunęłam moje dzieci do siebie i otuliłam szczelniej ogonem. Starsza kotka podeszła i i nachyliła się nad nimi. Zmierzyłam ją chłodnym spojrzeniem i pacnęłam ogonem w pysk. Wojowniczka zachichotała i odsunęła się kawałek. - Mam do ciebie pewne pytanie, które nie jest w temacie mojego potomstwa.
- Słucham więc i mam nadzieje, że będę mogła ci jakoś pomóc - rzekła rozradowana, że w końcu ją wysłucham, a nie krótko zbyje jak zwykle.
- Dlaczego nie dostałam jeszcze takiego dziwnego imienia. Moje wciąż przypomina mi moich paskudnych właścicieli - mruknęłam poddenerwowana.
- To pewnie dlatego, że nie jesteś jeszcze częścią naszego klanu. Mój brat przyjął cie pod naszą opiekę, jednak nie jesteś częścią Klanu Burzy. Niestety nie wiem, kiedy dostaniesz klanowe imię. - powiedziała zgodnie z prawdą Mysi Nos.
- No dobrze. Czy mogłabyś popilnować przez chwile moich pociech. Sama to załatwię - wstałam otrzepując się z kurzu i ziemi. Przeciągnęłam się, wbijając pazury w suchą glebę.
- To chyba nie jest najlepszy moment. Lamparcia Gwiazda jest w bardzo złym humorze - rzekła zmartwiona kotka, jednak nie miałam zamiaru tego przeciągać. Zostawiłam ją bez słowa i ruszyłam w stronę legowiska czarnego kocura. Z wysoko podniesionym łebkiem przeszłam przez cały obóz. Przecisnęłam się przez ciasną norkę. Lider leżał skulony na swoim posłaniu, lekko drżał.
- Lamparcia Gwiazdo, przyszłam po informacje, kiedy masz zamiar uczynić mnie członkiem waszego klanu. Urodziłam wam kocięta, nazwałam je waszymi imionami, więc ja również chce takie nosić. Nie mam zamiaru czekać i się zestarzeć. - powiedziałam donośnym, chłodnym tonem. Kocur tylko podparł się na przednich łapach i obrócił łeb w moją stronę. W jego ciemnych oczach szkliły się łzy, a sam wzrok był niewidzący, zasnuty mgłą.
- Odejdź - palnął sucho i pociągnął nosem. Przez chwile rozważałam nad odwrotem, jednak potem postanowiłam pomóc przywódcy. Pomóc, na mój własny sposób. - Wynoś się!
Ton zmienił się diametralnie, zdenerwowany kocur pokazał swoje ostre kły, a sierść na jego grzbiecie podniosła się. Zmrużyłam oczy tak, że teraz przypominały dwie szparki i prychnęłam.
- Nie maż się. Masz być liderem, a nie małym kociakiem, który zgubił mamę. Powinieneś tak też się zachowywać - powiedziałam i podeszłam bliżej lidera.

<Lamparcia Gwiazdo? Powiedziałam, że pójdzie no i poszła>

Od Świetlikowej Ścieżki

Skąpany w porannym słońcu obóz Klanu Nocy wydawał się Świetlikowej Ścieżce miejscem nadzwyczaj pięknym. Gdy delikatnie przymknęła ślepia była w stanie wyobrazić sobie przechadzającego się między swoimi wojownikami Czarną Gwiazdę, czy Wodną Gwiazdę — liderów z opowieści babci. Ach, babcia... Szylkretowa kotka wręcz czuła przy swoim boku obecność Nakrapianego Kwiatu, którą tak kochała. Słońce nie spieszyło się podczas swojej wędrówki po niebie, które wciąż miało odcień delikatnego różu. Poza wojowniczką nikt nie chodził po obozie, toteż miała ciszę i spokój podczas swoich samotnych rozmyślań. Paprociowa Łapa zapewne wciąż spała u boku innych terminatorów. Już niedługo jej pierwsza uczennica będzie mogła zostać mianowana wojowniczką.
- Świetlikowa Ścieżko?
Wrzosowy Kieł. Kotka odwróciła głowę w jego kierunku, strzygąc przy tym długimi uszyma. Kocur uśmiechnął się, delikatnie siadając obok wojowniczki. Plamki słońca błyszczały na czekoladowej sierści wojownika. Świetlikowa Ścieżka wstała, czuła się niezręcznie, gdy kocur nad nią górował.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytała z lekkim uśmiechem, który sama nie wie, kiedy pojawił się na jej pyszczku. Wrzosowy Kieł polizał ją delikatnie po policzku. Nie broniła się przed tym, po chwili, w której spuściła głowę nieco zawstydzona, również polizała kocura. Czy to było dzielenie języków? Raczej coś na ten kształt. Kotka położyła się, a kocur przysiadł obok niej i zaczął lizać kark Świetlikowej Ścieżki. Wojowniczka nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że słońce jest już wysoko na niebie, gdy dookoła nich pojawiali się coraz to różniejsi wojownicy, witając się z obydwojgiem kotów.
- Chciałeś mnie o coś zapytać? - kotka przekrzywiła głowę, czego niestety nie mógł zauważyć Wrzosowy Kieł, gdyż stała za nim delikatnie liżąc małe uszka kocura. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jaki jest ładny. Wręcz bardzo ładny. Czy podoba jej się Wrzosowy Kieł? Długa, nienagannie już czysta czekoladowa sierść kocura i okrągłe ślepia. Wszystko. Przytaknęła sobie w duchu, godząc się po cichu z własnymi myślami. Kocur jej się podoba.
Wrzosowy Kieł wstał. Nie wydawał się zaskoczony pytaniem, jak kotka mogłaby się spodziewać. Delikatnie trącił ją nosem, wskazując, by oddaliła się z nim na stronę. Wyjątkowo zaintrygowana jego zachowaniem i wyjątkowo ciekawa tego, co ma jej do przekazania, ruszyła powoli za kocurem kroczącym pewnie i spokojnie.
- Świetlikowa Ścieżko... - zaczął, jakby chcąc się upewnić czy go słucha. Niepotrzebnie — cała uwaga szylkretki utkwiona była w kocurze.
- Chciałbym mieć kociaki, a ty jesteś jedyną kotką w Klanie Nocy godną, by być ich matką. Nigdy nie musiałyby dowiadywać się, kto jest ich ojcem, jeśli nie chciałabyś im tego mówić. Jest pora nowych liści, więc miałyby znakomite warunki.
Kotka poczuła w brzuchu coś jakby motylki, ale jednocześnie zrobiło jej się dziwnie słabo.
- Przemyślę to - powiedziała, starając się opanować drżenie głosu. Wrzosowy Kieł po prostu kiwnął delikatnie głową, jakby rozumiejąc jej myśli. Polizał kotkę po uchu, po czym oddalił się powoli i dostojnie.
- Dam ci znać przed zachodem słońca! - zawołała za nim. Przed zachodem... Spojrzała na słońce, jakby nagle miało niespodziewanie zajść. Jedno było pewne — takiego stresu jak związanego z tym wyborem nie przeżyła jeszcze nigdy.

~*~

Cisza. Wieczorny patrol powoli wchodzi do obozu, a jego przywódca — Fiołkowy Podmuch rozmawia z Czarnym Piórkiem. Wśród kotów, które wsunęły się już do legowiska, Świetlikowa Ścieżka nie dostrzegła Wrzosowego Kła, co oznaczało, że wciąż jest gdzieś w obozie. Albo poza nim. Podjęcie decyzji zajęło kotce znacznie mniej czasu, niż to sobie wyobrażała, jednak przekazanie jej Wrzosowemu Kłowi na pewno nie będzie tak proste, jak mogłoby się wydawać. Próbowała przećwyczyć tę rozmowę z Pszczelim Miodem i Paprociową Łapą. Bez skutku, kończyło się płaczem i skrajnym załamaniem. Świetlikowa Ścieżka nawet nie próbuje zgadywać jak bez siostry i uczennicy przeżyłaby dzisiejszy dzień. Postanowiła chwilę ochłonąć, wymknąć się z obozu. Cicho, powoli...
- Świetlik?
Odwróciła się przestraszona. Wrzosowy Kieł szedł w jej kierunku, jednak nie od strony obozu, a z głębi lasu niosąc w pysku sporą mysz.
- Byłeś na polowaniu? - zapytała jak głupia. Nie, po prostu mysz specjalnie do niego podeszła, zdechła i dała się złapać podczas rekreacyjnej przebieżki... Prychnęła sama na siebie. Kot nie udzielił odpowiedzi, a po prostu ruszył powoli w kierunku Świetlikowej Ścieżki. I ona ruszyła w jego kierunku, jednak w odróżnieniu od spokojnego chodu kocura jej trucht był wyjątkowo niespokojny i energiczny. Nie oglądając się za siebie, ruszyła w głąb lasu. Słyszała za sobą kroki Wrzosowego Kła. Idzie za nią.

~*~

- Więc? - zapytał kocur - Zrozumiem jeśli...
- Nie - przerwała ona - Zgadzam się.
Pyszczek Wrzosowego Kła rozświetlił uśmiech. I ona się rozluźniła i delikatnie uśmiechnęła. Znajdowali się na małej polance gdzieś w środku terytorium ich Klanu. Tylko oni dwoje.
- Rozmyślałam nad tym, co mówiłeś wcześniej. Uważam, że nasze kocięta poznają obydwoje swoich rodziców. Jesteś najcudowniejszym kocurem, jaki mógłby zostać ich ojcem i nie ma powodu, by o tym nie wiedziały.
Kocur zamruczał cicho, liżąc kotkę po uchu. Nie muszę chyba mówić, co działo się dalej. Wrzosowy Kieł chwycił Świetlikową Ścieżkę za kark i...

Od Kruczej Gwiazdy

Klan Klifu stawał się potężny! Mamy szanse stać się potęgą tych lasów, wszyscy chylili by się przed naszym majestatem. Zostanę zapamiętany jako największy i najwspanialszy lider. Królowe będą opowiadać swoim kociętom o moich czynach. Jest jeden jedyny minus potężnego klanu; niedostatek zwierzyny. Nasze tereny wydawały się być za małe, a zwierzyna stawała się coraz sprytniejsza. Potrzebowaliśmy czegoś nowego.
Przez kilka dni wysyłałem wojowników na zwiady po granicy z Klanem Nocy. Kazałem im zapamiętywać dokładnie zapachy zostawiane przez wojowników wrogiego klanu. Z raportów wynikało, że Nocnym nie powodzi się zbyt dobrze. Koty były zgodne, że na same patrole chodzi nie więcej a 10 różnych kotów. To idealna okazja na atak i odebranie kawałka terenów. Nie miałem czasu na długą i męczącą rozmowę z Niedźwiedzim Pazurem, który był i tak już zmęczony ciągłymi polowaniami i patrolami. Nie chciałem jeszcze bardziej przemęczać zastępcy. W prowadzeniu ataku pomoże mi Spadający Liść.
Kiedy znalazłem kocura powiedziałem mu moje plany. Wojownik pomógł mi w wyborze kotów do walki. Większość wojowników weźmie udział. Na czas nieobecności obozu będzie pilnował Niedźwiedzi Pazur, Zabluszczone Futerko i Pręgowany Grzbiet, która stacjonuje razem z kociętami w kociarni, mimo to jest w stanie bronić obozu w razie zagrożenia. Pod ich opieką będzie również dwójka uczniów
Reszta wojowników i uczniów zostanie podzielona na dwie grupy. Pierwsza, pod moim przywództwem wyruszy najkrótszą drogą. Trzepocząca Ćma w momencie, kiedy zacznie się walka, ucieknie i powiadomi czekająca w pobliżu grupę pod rozkazami Spadającego Liścia. Wtedy razem z nimi powróci do obozu Klanu Nocy i wspomoże walczące koty.
Atak został zaplanowany na porę szczytowania księżyca, więc sam wymarsz kotów powinien nastąpić po zachodzie. Kiedy moje koty dotrą do obozu zacznę pokojowe dyskusje z ich liderem. Nie trzeba przelewać krwi.
* * *
Koty zostały powiadomione o moich zamiarach. Oczywiście pojawiły się słowa sprzeciwu. Najgłośniej protestowała oczywiście Piaszczysta Mgła. Kotka na stare lata nie chciała rozlewu krwi. Starsza jednak szybko została zignorowana. Wybrani wojownicy i uczniowie zebrali się, czekając na swoich przywódców. Jednak przed walką musiałem jeszcze przedyskutować z Spadającym Liściem i Niedźwiedzim Pazurem kilka spraw. Wybraliśmy się więc do mojego legowiska.
- Niedźwiedzi Pazurze, jeśli żadna grupa nie wróci do wschodu nie próbujcie nas szukać. Reszta kotów mogłaby skończyć równie marnie co my. Jeśli przeżyjemy lub nie zostaniemy porwani na pewno wróci chociaż część kotów. - powiedziałem pełnym powagi głosem
- Jeśli walka będzie z góry przegrana wyślemy Sójczą Łapę by poinformowała was o naszej sytuacji. Od ciebie będzie zależeć, czy wyślesz koty. - rzekł Spadający Liść z zimnym wzrokiem wlepionym w pręgowane futro brata. 
- Macie moje słowo, że nie dam was zabić wojownikom z Klanu Nocy. Możecie na mnie liczyć, poświecę swe życie by was wspomóc - gwałtownie odezwał sie zastępca.
- Nie wygaduj głupstw, twoje pomysły mogą przynieść klęskę. - gniewnie wycedził wojownik.
- Spróbuj myśleć przyszłościowo Niedźwiedzi Pazurze, taki przebieg spraw jest bardzo niebezpieczny, zwłaszcza jeśli pozostawisz w obozie starszą razem z jedną karmicielką i jej kociętami. Okropnie by było je stracić. - powiedziałem. Nagle w legowisku pojawiła się Kaczy Lot.
- Krucza gwiazdo słońce już zaszło, musimy wyruszać. Czeka nas długa droga przez klif, jeśli chcemy dotrzeć przed szczytowaniem i się przygotować powinniśmy się śpieszyć. - miauknęła wojowniczka. 
- Już idziemy Kaczy Locie, upewnij się, że wszyscy są przygotowani. - kotka wyszła, a kiedy jej smukły ogon zniknął wróciłem do rozmowy z kocurami. - Niedźwiedzi Pazurze zostawiam resztę kotów w twoich łapach, obiecaj mi, że jeśli nie wrócę godnie zajmiesz moje miejsce.
Zastępca skinął łbem i wstał na równe łapy. Czarny wojownik przeciągnął się i jako pierwszy wyszedł z legowiska. Przybliżyłem się do burego kota i dotknąłem go nosem w policzek. Posłałem mu ciepły uśmiech i ruszyłem za Spadającym Liściem. 
- Postaramy się wrócić - powiedziałem wychodząc. 
Koty podzielone na dwie grupy siedziały przy wyjściu z obozu. Niektóre wystraszone, inne mniej. Opierzona Łapa stała obok Złotego Kłosa z łebkiem przyciśniętym do jego boku. Kocur próbował uspokoić kotkę ta jednak nie przestawała się trząść. Największym szokiem dla uczennicy pewnie była wiadomość, że nie będzie od początku ze swoim mentorem, który został przydzielony do innej grupy. Po drugiej stronie Zabluszczone Futerko czule żegnała Borsuczego Cienia. Szylkretka polizała partnera po nosie i odeszła w stronę Niedźwiedziego Pazura. Spadający Liść niecierpliwie uderzał ogonem o ziemie, pomrukiwał coś Sójczej Łapie, która również miała brać udział w bitwie. Kiedy byłem pewien, że wszyscy są, wyruszyliśmy.
* * *
Siódemka kotów gotowych do potyczki z wrogim klanem niczym cienie przemykała między skałami. Miętowy Oddech, który miał sprawować opiekę nad moim synem podczas walki wydawał się na wskroś nerwowy tej nocy. Każdy najmniejszy szmer sprawiał, że kocur wlepiał w trawę swoje złote ślepia. Jego uczeń za to wydawał się być zniecierpliwiony, jednak jego niektóre zachowania nie współgrały z resztą. Kiedy pomiędzy wojownikami rozbrzmiała rozmowa, o według nich, najbardziej prawdopodobnym przebiegu bitwy uczeń nastawił uszy zaciekawiony, jednak podczas tej wymiany zdań poszli w kierunku możliwych poległych, Ostra Łapa wlepił wzrok w swoje łapy. 
Księżyc wschodził coraz wyżej, a jego blask rozświetlał drogę naszym wojownikom. Obóz Klanu Nocy był coraz bliżej. Granice przekroczyliśmy już dawno, a zapach kotów był coraz silniejszy. Woń Nocnych zmieszał się po chwili z zapachem upolowanej zwierzyny. Potem doszliśmy do naszego celu. Pomiaukiwania kotów z Klanu Nocy, wskazywały, że obóz wcale nie jest pogrążony całkowicie we śnie. Podniosłem dumnie łeb i szybciej ruszyłem w stronę wejścia do obozu. Reszta kotów również przyspieszyła, razem przecisnęliśmy sie przez gałęzie kolcolistu. Kiedy znaleźliśmy sie w obozie, zastaliśmy w nim kilku, bardzo zdziwionych wojowników. Jeden z kocurów wbiegł do dziury, znajdującej się pod obalonym pniem, spod którego po chwili wyszedł Płomienna Gwiazda. Lider wlepił jeszcze zaspane spojrzenie w swoich gości. 

<Płomienna Gwiazdo?>

Od Szramy

Przyszedł ten czas.
Dzisiaj.
Teraz.
Poczuł wyraźny, metaliczny zapach krwi. Unosił się w powietrzu, pałętał się pomiędzy drzewami niczym zagubiona owca. A on pomoże odnaleźć mu jej przeznaczenie. Byli już gotowi - mięśnie napięte, pyski rozszerzone, a łapy silne, natomiast pazury wysunięte. Jego córka o wdzięcznym imieniu Sarna nieśmiało zaproponowała, aby poczekali. Ale on nie jest głupi jak ona. Jak jego była partnerka.
On jest tym cholernym panem tego lasu!
- Teraz - wycharczał, cały podniecony i podekscytowany. Jego zlepione, szarawe futro próbował szargać wiatr, ale ono mocno przylegało do umięśnionego ciała. Nie dawało się, tak samo jak on.
Łapy odbiły się od ziemi, wzniecając pył. Słońce zniknęło za chmurami, robiąc lekki półmrok, a zwinne sylwetki jego i jego dzieci przemykały wśród krzewów i drzew. Ciernie łapały ich splątane futra, zadając im tępy ból. Ich różnokolorowe kłębki sierści zostają na wysokich i długich gałęziach, a śnieżnobiałe kły jego potomstwa błyszczały. Byli coraz bliżej.
Gdy zauważyli już walczące koty, Szrama stanął na podwyższeniu, a wiatr owiewał jego jakże żenującą postać. Jego klan był tuż obok niego. Byli gotowi rzucić się w wir walki.
- Hej! Przysyła nas Klan Burzy, wy nędzni Klifiacy! - wrzeszczał, przekrzykując wicher - Zdechnijcie w najgorszych męczarniach, wy... wy...
Potem wydał rozkaz ataku. Rzucił się na jakiegoś marnego wojownika, niech zdycha. Niech umiera. Niech poczuje, kto jest tutaj władcą!
Podczas agresywnego drapania przeciwnika w grzbiet, ten zgrabnie się owinął i zdzielił go łapą w pysk. Jego pysk wykrzywił wyraz bólu, ale potem z jeszcze większą wściekłością wgryzł się w jego przednią łapą. Chciał go zabić.
Zabić, zabić.
To jego zadanie.
Jednak gdy już miał zatopić kły w tchawicy wroga, poczuł silne szarpnięcie w tył. Odrzuciło go, a gdy zobaczył sprawcę (czy raczej sprawczynię), krew w nim się zagotowała. To chyba kotka z Klanu Nocy, a oni mu pomagają!
- C-c-co robisz? - wysapał, unikając jej ciosu.
- Wyrywam chwasty - wyjaśniła, unikając jego wzroku, idealnie przecinając mu bok.
Zawył z bólu, z jeszcze większą mocą dając kotce z łapy. Wymierzył cios dobrze, aczkolwiek nie tak perfekcyjnie jak czarno-biała kocica. Czuł się coraz gorzej, krew zalewała mu oczy (czy raczej oko). Oślepiało go to, jego ciosy były coraz słabsze, a kotka wydawała się na to obojętna.
W końcu jakiś ciężar zbił go z łap, a on młócił byle gdzie łapami, myśląc, że może uda mu się trafić. Jednak poczuł tylko przeszywający ból i nicość.
- Witaj w Miejscu Gdzie Brak Gwiazd - wycharczał czyiś głos za nim.
- Nie, nie, nie, nie!...

Od Strzyżykowej Łapy

Nie spodziewał się, iż dorastanie przyjdzie mu z taką łatwością. Ba!, oczekiwał tego. Miał dość tych dziecinnych zabaw w jakiś liderów; on chciał prawdziwej walki i krwi. Nudziły go zabawy z kulką mchu, albo słuchanie opowieści matki, która często przymulała. Jednak każdy miał go za zabawnego, przyjaznego i towarzyskiego kociaka, którego każdy lubił. Ciekawe.
Ale on był inny - nie wiedział jeszcze o tym, ale czasem miał chęć zrobić coś... złego. Takiego czegoś, czego nikt inny oprócz niego się nie spodziewa. A co by było tak na prawdę zatopić kły w czyjejś tchawicy? Czuć metaliczny zapach krwi, krew w uszach i dudniące bicie serca? Czuć się odtrąconym? Na te myśli poczuł nagły przypływ mocy. Chciał to zrobić, ale...
Chwila, no, co on wygaduje! Natychmiast zganił się w duszy, przegryzając dolną wargę. To niedorzeczne i niedojrzałe; powinien iść spać do legowiska terminatorów, aby wyspać się na jutrzejszy trening. Akurat Kodeks Wojownika i rangi znał, ponieważ Bagienny Dzwonek opowiadała mu je praktycznie ciągle. A on musiał się do niej uśmiechać jak głupi, chociaż go to strasznie nudziło.
Zabluszczone Futerko; ocenił ją szybko podczas pierwszego spotkania. Wyglądała na bardzo zadowoloną, że będzie miała swojego ucznia. Strzyżykowa Łapa oczywiście ciągle się śmiał, zaprzyjaźnił z tą kocicą. Ale tak na prawdę nie czuł do niej nic; tak jak do większości kotów w Klanie Klifu. Był obojętny, chociaż udawał normalnego. Jego szylkretowa mentorka jednak go irytowała - udawała taką dziewczęcą, niezdarną i czasem aż nazbyt głupiutką. Oczywiście wtórował jej tym, ale tylko, aby się przypodobać. Każdemu z resztą tak robił - taka dwulicowa szuja.
Uczeń kilka uderzeń serca ugniatał swoje nowe legowisko, które pachniało jeszcze dawnym właścicielem. Może to był ten wojownik, Miętowy Oddech, który często ganiał się z Ostrym... znaczy Ostrą Łapę? Mimo wrażenia kocura, którego wszystko omijało, wiedział o Klanie prawie wszystko. Często jakieś kotki przychodziły do Bagiennego Dzwonka i plotkowały o wojownikach, co bardzo cieszyło Strzyżkową Łapę. Oblizał pyszczek na tę myśl; mógł tą wiedzę w dowolny sposób wykorzystać. Zwinął się w kulkę. Słyszał urywane oddechy swojego rodzeństwa i jeszcze jednej terminatorki, z którą zamienił wcześniej kilka słów. Wydawała mu się taka jak wszyscy, ale oczywiście zalał ją potokiem pytań i komplementów. Jak każdego.
Zamknął oczy, aczkolwiek nie spał. Całą noc intensywnie myślał, jakby tu zaimponować Zabluszczonemu Futerku; chciał ukończyć pierwszy trening. Interesowało go tylko i wyłącznie bycie wojownikiem i zdobycie dobrej reputacji w tej Klanie. Chciał być postrzegany jako wielki, radosny optymista. Już był wysoki, ale mógł jeszcze urosnąć. Uśmiechnął się pod nosem, czując, jak robi się coraz bardziej senny.

Rankiem poczuł wilgotny nos na swoim barku, więc automatycznie poruszył uszami raz w tył, i raz w przód. Widząc czarną kocicę o nieregularnych rudych plamkach, rozpoznał w niej swoją mentorkę. Uśmiechnął się, po czym zapytał:
- Czyżby czas na pierwszy trening?
Zabluszczone Futerko również posłała mu uśmieszek, po czym ze śmiechem odparła, trącając go lekko w bok:
- Tak, ty popielico! Myślałam, że już się nie obudzisz!
Haha, świetny żart. Żebyś to ty się kiedyś nie obudziła. Kocur wstał, opierając się przednimi łapkami na grzbiecie kotki:
- No to nie przedłużajmy! Co dziś zrobimy?
- Pokażę ci nasze tereny, mały! - odskoczyła w tył, a Strzyżkowa Łapa niezgrabnie upadł na twarde podłoże leża uczniów. Poczuł tępy ból w okolicach czaszki, a w uszach mu zadzwoniło, aczkolwiek tylko słabo się uśmiechnął.
Mentorka tego już nie zauważyła, a jej sylwetkę przysłoniło słońce wbijające się do legowiska terminatorów. W końcu opuści obóz! Na tę myśl podekscytował się trochę. Odrobinkę. Tylko dlatego, że kiedyś zbada je co do długości myszy. Będzie znał każdy, nawet najmniejszy zakątek w tych cholernych terenach!
Ruszył za mentorką, zostawiając jeszcze śpiącą Opierzoną Łapę. Pewnie niedługo będzie wojowniczką i nie będzie się dusić w tym ciasnym legowisku. Tam jest duszno!...
- Chodź, przejdziemy się z Ostrą Łapą i jego mentorem - powiedziała wesoło, jakby posyłając całemu światu uśmiech.
Strzyżykowa Łapa również roztaczała wkoło siebie taką aurę, dreptając radośnie obok swojej szylkretowej nauczycielki. Gdy zauważył dwie postacie - jedną mniejszą, drugą większą - rozpoznał w niej swojego brata. No i ten wojownik, który często go odwiedzał. Cóż za zbieg okoliczności - fałszywy uśmiech wstąpił mu na pyszczek, czując, iż ten zaraz mu odpadnie. Wysoki kocur, o jeszcze dłuższym ogonie i rudej sierści z ciemniejszymi pręgami robił wrażenie, aczkolwiek nie dawał tego po sobie znać. Od razu do niego podszedł, należycie schylając mu łebek w geście szacunku.
- Hejka, Miętowy Oddechu! I cześć braciszku! Jak tam u was? Mamy razem trening, wiecie? - jego słowa leciały niczym wiatr.
Miętowy Oddech ani trochę nie wydawał się zmieszany, tylko zgodnie z Zabluszczonym Futerkiem, roześmiali się. Natomiast on przeniósł wzrok na swojego brata.
- Ostra Łapo, cieszysz się? - w jego głosie brzmiała radość, ale jednak gdzieś na jego dnie było słychać wszechobecną obojętność.

<< Ostra Łapo? Zabluszczone Futerko? >>

Od Milczącej Gwiazdy C.D Srebrzystego Piórka

Dzisiaj wyruszyła samotnie na polowanie, starając się uzupełnić zapasy zwierzyny. Powinna częściej chodzić na patrole i polowania, tak jak to robiła za czasów zastępczyni albo wojowniczki. Postawiła uszy na sztorc, przypominając sobie upływające księżyce - zauroczenie w swoim zastępcy, szalony romans z Płomienną Gwiazdą. Była zbyt młoda i zbyt głupia, nie potrafiła zrozumieć konsekwencji swoich działań. Ale każdy kiedyś popełniał błędy, a mądrością jest to, aby ich nie powielać.
W czasie krótkiej wędrówki złapała dwie myszy i wychudzoną ziębę, a zdobycze zakopała pod wielkim i rozłożystym dębem. Odmówiła za ich stracone życie cichą podziękę zanoszoną do Klanu Gwiazd, po czym ruszyła dalej. Szła sprężystym, charakterystycznym dla siebie, pewnym siebie krokiem. Robiła duże susy, jednak poruszała się niezwykle cicho - jak cień. Łapy były podnoszone wysoko, ciało zwinnie przewijało się przez krzewy, a pyszczek był rozszerzony. Ciągle czuła gdzieś blisko jakiegoś kota i sójkę. Jednak bardziej zaciekawił ją zapach kota - Klan Nocy, ale nie na terenach Klanu Wilka, gdzieś dalej. Czyżby Wielkie Drzewo, miejsce zgromadzeń czterech Klanów?
Kilka księżyców temu tam spotkała smukłą, nową wojowniczkę Klanu Nocy - wołali na nią Srebrzyste Piórko, co tylko dopełniało jej prześliczny wygląd. Rozmyślenia przywódczyni przerwało cichutkie szuranie łapek na podszyciu, a jej uszy poruszały się w kierunku dźwięku. Do nozdrzy uderzył delikatny aromat, którego natychmiast rozpoznała - stuprocentowa mysz. Ten gryzoń może się przydać, więc kocica opadła do pozycji łowieckiej. Ogon delikatnie dotykał ziemi, robiąc małe kółka, a źrenice zmniejszyły się. Była skupiona tylko na żyjątku, którego bicie serduszka zagłuszała krew brzmiąca w jej uszach, które w przednich łapkach obgryzało ziarenko. Wybiła się z tylnych łap, otwierając pyszczek z lśniącymi kiełkami, które zatopiła w drżącym ciałku. Po uderzeniu serca agonia zwierzątka ustała, a ciepła krew skapała na ziemię. Przednimi łapami wykopała niewielki dołek, do którego włożyła gryzonia, a następnie zakopała go tylnymi łapami. Wtedy zobaczyła przy miejscu przemówień kotkę o długich łapach, wysoko unoszącą łebek. Sylwetka była widziana z daleka, delikatnie przyciemniona, ponieważ stała pod światło. Milcząca Gwiazda zmrużyła ślepia, ruszając lekkim krokiem w stronę postaci. Jednak czuła, iż kojarzy skądś tą dumną sylwetkę, a gdy przybliżała się do postaci, ta odskoczyła w tył z sykiem. Błękitne oczy zalśniły w promieniach słońca, gdy rozpoznała wojowniczkę Klanu Nocy.
- Srebrzyste Piórko - powiedziała beznamiętnie, siadając naprzeciwko koteczki i liżąc się po klatce piersiowej - nie spodziewałam się tutaj ciebie.
Kocica o umaszczeniu lynx point złagodniała, zamykając pyszczek i również osiadając na glebie. Zdenerwowanie zdradzał tylko lekko drgający ogon i przymrużone oczy, aczkolwiek Srebrzyste Piórko zmusiła się na przyjemny ton głosu:
- Widzę, że już nie jesteś w ciąży. Minęło kilka księżyców od naszego spotkania, ale często myślałam o tobie i twoich kociętach. Jak u nich? - ostatnie pytanie wypowiedziała z nutą... zaniepokojenia? Nie spodziewała się po tej kocicy jakiś głębszych uczuć, ale tutaj wyraźnie było czuć lekkie załamanie się głosu.
Milcząca Gwiazda zamruczała, widząc ukrywaną reakcję samicy. Kąciki warg uderzyły ku górze, a krystalicznie niebieskie oczy zaszkliły się w nieukrywanym szczęściu.
- Dzisiaj już mogłam zostawić je same z inną karmicielką, nasz Klan ostatnio obfituje w kocięta - mruknęła, nie zapominając o nucie szorstkości - więc nie mamy powodów martwić się atakami innych Klanów. To trójka pięknych i silnych kotek, przyszłości naszego Klanu.
Błękitne oczy kotki, która siedziała po przeciwnej stronie, zmrużyły się. Liderka czuła jej niepewność.
- Bardzo się cieszę, aczkolwiek to nie czas na serdeczności. Muszę wracać do mojego Klanu - rzuciła sucho, dumnie unosząc brodę. Nastroszyła futerko i wyskoczyła w stronę Klanu Nocy.
Milcząca Gwiazda odprowadzała ją wzrokiem, a gdy zauważyła, iż zniknęła zza drzewami, wstała. Jednym susem znalazła się na granicy, szukając zostawionej tutaj myszy.

///

Milczącą Gwiazdę obudziły mocne promienie wiosennego słońca. Nawet z zaciemnionego leża doskonale słyszała śmiech kociąt i jakby wtórujący im śpiew ptaków, zapewne przysiadających na niedalekich gałęziach. Las zdawał się śpiewać, co zapowiadało wspaniały dzień.
Dziś miała odbyć się ceremonia mianowania jej dzieci. Te słowa napawały ją dumą; wychowuje właśnie kolejne kocięta. Oby wyrosły na tak dobre koty jak Płomienny Grzbiet czy Szepczący Wiatr! Lojalni wojownicy zawsze się przydadzą, tak samo jak terminatorzy. Byli silni.
Przeciągnęła się, kończąc poranną pielęgnację, oraz ze lśniącą w słońcu niebieskawą sierścią ruszyła do legowiska wojowników. Chciała spytać Pustułkowego Dzioba czy wybrał na dzisiaj patrole, a jeśli nie chętnie mu pomoże. No i chciała skontaktować z nim, czy aby na pewno wybrała dobrych mentorów dla swoich dzieci.

Milcząca Gwiazda cały dzień spędziła na polowaniu, które było bardzo, ale to bardzo udane. Była z siebie dumna, bała się, że już wyszła z wprawy; dwa ptaki, jeden nornik i dwie myszki. Połączyła to z łupami pozostałych i wyszedł z tego całkiem pokaźny stosik. Dawno nie kontaktowała się z wojownikami ze swojego Klanu; poznała trochę wojowników. A jednak najbardziej zastanawiało ją zachowanie Płonącego Grzbietu i Szepczącego Wiatru. Postanowiła pod wieczór pogadać z córką, jeszcze przed ceremonią. Wicher dął, a gałęzie drzew odbijały się, niczym czarne szpony na aksamitnie granatowym nocnym niebem. Gwiazdy harcowały, świecąc wesołym blaskiem, a Gwiezdni wydawali się uśmiechać. Gdyby nie chłód, wieczór byłby idealny.
Zauważyła swe szylkretowe dziecko, niepewnie stojące na uboczu obozu. Potruchtała do niej lekko, z wymalowanym uśmiechem na pyszczku i przystanęła tuż przy boku córki. Wtuliła swój szarawy nos w jej bok, mrucząc cichutko. Była z niej taka dumna! Szepczący Wiatr odwzajemniła gest, jednak z jej krtani nie wydobył się żaden głos. Liderka zignorowała ten fakt i bez owijania w bawełnę od razu palnęła:
- Co się dzieje z twoim bratem? Nie próbuj mi nic wmawiać, jestem twoją matką i to czuje - mruknęła na pozór lodowato spokojnie, aczkolwiek w jej oczach ewidentnie było widać strach.
Szepczący Wiatr pozornie się wzdrygnęła, ale Milcząca Gwiazda tego nie zauważyła.
- N-nic, na prawdę - mruknęła twardo, po czym zmieniła szybko temat - O, Wierzbowy Nos już wyprowadza Biegusia i resztę, może pora na mianowanie, mhm?
- Mhm - mruknęła nieprzyjemnie Milcząca Gwiazda, z westchnieniem oddalając się od córki.
Irytowało ją to, że wszystko ukrywała. Jest jej matką i powinna wszystko wiedzieć; to, że poświęcała jej mało czasu to jedno, ale zawsze pozostają więzy krwi.
Wskoczyła na miejsce przemówień, następnie rozpoczęła ceremonię.

Po zakończeniu tego wszystkiego, zeskoczyła. Wzrokiem wyszukała swojego syna i stanęła jak wryta - Płomienna Gwiazda! Może trochę mniejszy, ale równie potężny i... taki sam. Otworzyła pyszczek, próbując wydusić cokolwiek, ale tylko ruszyła ogonem, a żółte oczy Płonącego Grzbietu zwróciły się ku niej. Poważny wyraz pyska. Kamienna maska.
- Płonący Grzbiecie! Muszę z tobą p o w a ż n i e porozmawiać! - krzyknęła, mijając pozostałe koty.
Płonący Grzbiet poruszył uszami, kierując je w tył. Widziała, jak napiął mięśnie, ale tylko skinął wielkim łbem. Jego silne łapy ruszyły w kierunku leża przywódczyni, po czym ciężko usiadł na przeciwko jej. Klatka piersiowa kocura poruszała się w wolnym, aczkolwiek spokojnym rytmie, ale jego futro - od karku aż po grzbiet - stało dęba. Był zdenerwowany.
- Tak, matko? - rzucił dźwięcznym, ale bezuczuciowym tonem głosu - Chciałaś coś ode mnie.
Milcząca Gwiazda opadła na legowisko z mchu, podwijając łapy pod siebie.
- Boję się o ciebie. Co się dzieje?
Syn zwiesił wzrok, wpijając pazury w ziemię. Przełknął ślinę, aczkolwiek Milcząca Gwiazda tego nie zauważyła. Przestała nawet zauważać jego zdenerwowanie, więc tylko tępo wpatrywała się w swoje niedawne kocię. Ależ on wyrósł!... To przecież nie ten sam poważny kociak, którego kiedyś zganiła. Ani to nie ten jeszcze poważniejszy, dojrzalszy terminator. To już w pełni dorosły wojownik, pewny o swych decyzjach. Bała się najgorszego.
- Masz mi to powiedzieć - rzuciła spokojnie, rzucając mu przyjazne spojrzenie.
Gdy otworzył pyszczek, w oczekiwaniu gniotła swoje legowisko z mchu.

<< Płonący Grzbiecie? >>

Od Płomiennej Gwiazdy

Kocur siedział w swoim legowisku. Nie miał żadnego ucznia ani też aktualnie żadnych obowiązków. Nagle jednak pomyślał o przyszłości swojego Klanu. Nie mieli medyka, to fakt, a także najmniej kotów w całym lesie. Na szczęście Ziewająca Łasica niedługo miała urodzić, co cieszyło rudego kocura, albowiem mieli szansę na powiększenie swoich szeregów. Pomyślał o Dryfującej Łapie i uśmiechnął się w duchu - wierzył, że kocurek poradzi sobie na nowym stanowisku. Mimo to coś było nie tak. Obawiał się w głębi duszy, że któryś klan zechce go zaatakować. Miał dzielnych i doświadczonych wojowników, ale brak medyka strasznie go uwierał. Nie chciał by wszyscy obrobili go i jego koty z terenów.
Nagle pomyślał o Milczącej Gwieździe, dawnym zauroczeniu i matce jego kociąt. O dawnym sojuszu między ich Klanami. Tylko wtedy służył on bardziej... ekhem, destrukcyjnym rzeczom. Nie chciał się uzależniać od innych liderów, ale mimo to chciał dla swoich jak najlepiej. Przeciągnął się i wyszedł z legowiska. Nie uważał, że to do końca uczciwe, skoro sam wyrzekł się pomocy Wilkowi, ale ostatecznie z tego co wiedział nie było żadnej bitwy, a więc nawet nie musiał tej obietnicy spełniać. Miał nadzieję, że liderka zrozumie jego sytuację.
Podszedł do swojej zastępczyni. Wprawdzie nadal nie mieli najlepszych stosunków, ale przynajmniej utrzymywali dość dobre kontakty lider-zastępca.
- Czarne Piórko?
- Hmm? - mruknęła znad swojej ryby.
- Czy towarzyszyłabyś mi w podróży do Klanu Wilka? Muszę porozmawiać z Milczącą Gwiazdą.
- Co masz na myśli? - zapytała.
- Sama dobrze wiesz, że nasz Klan wprawdzie zmierza w dobrą stronę, ale za wolno. Obawiam się, że niedługo inne Klany mogą nas zaatakować.
- I dlatego idziemy do przywódczyni Klanu Wilka?
- Tak. Chcę poprosić ją o przynajmniej tymczasowy sojusz pomiędzy nami. - zastępczyni pokręciła głową.
- Uważam, że Klan Nocy nie powinien wplątywać się w sojusze. Raz już tak było i nie wyszło nam to na zbyt dobre.
- Wiem o tym. Ale jeśli, nie daj Klanie Gwiazdy coś się nie powiedzie w treningu Dryfującej Łapy albo Ziewająca Łasica będzie mieć komplikacje przy porodzie, to zostaniemy bezradni. - kotka wstała i zgodziła się, aczkolwiek kocur podejrzewał, że nie zrobiła tego z miłą chęcią. Powiadomili koty w obozie o wyjściu i zostawili kilku najbardziej wprawnych wojowników w obozie i ruszyli.
Po dłuższym czasie, w którym nie padły żadne słowa dotarli na miejsce.

<Milczko?>

Od Lamparciej Gwiazdy C.D. Pręgowanej Łapy

W dniu, w którym Rdzawa Łapa uciekła, a on uwolnił więźniów, Lamparcia Gwiazda stracił część sensu swojego życia. Żył w ciągłym lęku. Bał się o swoje dziecko, o swój klan... Zmienił się całkowicie. Mysi Nos wielokrotnie coś do niego mówiła, ale dla niego to były tylko nic nie warte słowa. Bez sensu. Lider stał się wrakiem siebie. Zamknięty w sobie, trzęsący się ze strachu. Ale czujny. Wiedział, że musi być gotowy, kiedy Milcząca Gwiazda znów zaatakuje. Wiedział, że będzie musiał poprowadzić swój klan do walki.
- Pręgowana Łapa jest już prawie gotowa Lamparcia Gwiazdo - usłyszał jakby przez mgłę głos Złotej Melodii. - Jest wojowniczką.
Pręgowana Łapa? Jego słodka siostrzenica? Ale ona jest jeszcze taka młoda, taka drobna...
- Rozważę to - odparł kocur.
- Nasz klan ma niewielu wojowników, ale wielu uczniów... Zbyt wielu... Pieszczoszka niedługo urodzi. Ktoś będzie musiał szkolić jej dzieci.
- Wezmę to pod uwagę.
- Dziękuję.
Złota Melodia wyszła z legowiska, a Lamparcia Gwiazda położył się na swoim posłaniu. Zaczął rozmyślać o swoich siostrzenicach, może nie były aż takie młode? Sporo czasu minęło od dnia, kiedy Mysi Nos przyniosła je do Klanu Burzy. Miały ponad dziesięć księżyców. Były wyszkolone i dojrzałe, gotowe zostać wojowniczkami.

Minął kolejny wschód słońca i kolejny. W Klanie Burzy atmosfera nadal była napięta w oczekiwaniu na atak Milczącej Gwiazdy. Jednak pomimo tego wojownicy starali się żyć normalnym rytmem. Ale Lamparcia Gwiazda nadal był przytłoczony.
W końcu Iskrzące Futro postanowiła zaingerować. Zazwyczaj kotka unikała zwracania Lamparciej Gwiździe uwagi, ale w końcu odważyła się z nim porozmawiać.
- Lamparcia Gwiazdo - szepnęła czule, wchodząc do jego legowiska. - Czy możemy porozmawiać?
Kocur westchnął i kiwnął zauważalnie głową. Iskrzące Futro weszła do środka i usiadła naprzeciwko lidera.
- Nie możesz się tak zachowywać - powiedziała. - Mi także jest ciężko z powodu Rdzawej Łapy. Była dla nas jak dziecko. Ale nie była naszym dzieckiem. Powinniśmy uszanować jej decyzję o odejściu.
- Przepraszam Iskrzące Futro - szepnął kocur. - Nie powinienem był wciągać cię w to wszystko... Przez moją głupią decyzję teraz oboje musimy cierpieć.
- Najdroższy, nie musisz mnie przepraszać - powiedziała. - Ja sama chciałam zostać jej matką. Chciałam wychować twoje dziecko. I moje. Nadal chcę...
- Iskierko...
- Nie chcę tego ukrywać. Lamparcia Gwiazdo, kocham ciebie i chętnie urodzę twoje dzieci. One na pewno wypełnią pustkę w naszych sercach?
- Wypełnią pustkę? - spytał kocur z lekką złością. - Zastąpią Rdzawą Łapę?
- Nie, jej nic nie zastąpi...
- Wynoś się stąd! Wyjdź i nie pokazuj mi się na oczy!
Iskrzące Futro w ułamku sekundy posmutniała i podwijając ogon wyszła z legowiska Lamparciej Gwiazdy, który oburzony odprowadził ja wzrokiem. Złamał jej serce, ale nie przejmował się tym. Był zbyt oburzony, aby się przejąć. Jakim prawem składała mu takie oburzające propozycje? Jakim prawem chciała zastąpić Rdzawą Łapę jakimiś głupimi kociętami! Jak mogła być tak samolubna?
Lamparcia Gwiazda był tak oburzony, ze zaraz po wyjściu kotki sam opuścił legowisko i obóz i wyruszył na samotny obchód po terenach klanu. Był zdenerwowany jak nigdy. Nagle usłyszał głośne miauknięcie. Od razu je rozpoznał. Pręgowana Łapa! Dźwięk był tak przeraźliwy, że kocur był niemal pewien, że jego siostrzenicy coś grozi. Pognał ile sił w łapach w kierunku, z którego dochodził dźwięk.
Tuż na Granicy z Klanem Nocy, niedaleko Drogi Grzmotu rozgrywała się właśnie przeraźliwa walka. W pierwszej chwili Lamparcia Gwiazda niemalże nie uwierzył temu widokowi. Oto właśnie tuż przed nim na ziemi zobaczył jasne futerko Złotej Melodii, a kawałek dalej śmierdzący, rudy lis przyduszał jego ukochaną krewną do ziemi. Krew w liderze zawrzała. Momentalnie wysunął pazury i odsłonił kły, skacząc jednocześnie na ohydną bestię.
Lis zapiszczał, kiedy ostre pazury lidera oderwały kawałek skóry z jego barku. Lamparcia Gwiazda w bojowej pozie stanął naprzeciw rannego zwierzęcia. Jednak lis nie był na tyle głupi, by dalej walczyć. Wiedział, że może przypłacić tę bitwę życiem, więc podkulając ogon zawrócił w kierunku lasu.
Lamparcia Gwiazda z troską podszedł do ciężko dyszącej Pręgowanej Łapy. Uczennica mrużyła oczy, a po chwili zamknęła je. Była ciężko ranna. W jednej chwili kocur zarzucił ją sobie na grzbiet i już był gotowy biec do obozu, kiedy przypomniał sobie o Złotej Melodii. Nie mógł zostawić wojowniczki na pastwę losu. Ona także była ranna i nieprzytomna, ale wzięcie ich obu byłoby dla kocura zbyt trudne. Wiedział, że jedną z nich będzie zmuszony zostawić.
Pręgowana Łapa jest bardziej ranna, ale za to jest cięższa od swojej drobnej mentorki. Lamparcia Gwiazda musiał podjąć decyzję natychmiast.
- Wybacz skarbie - westchnął kładąc Pręgowaną Łapę ponownie na ziemi. Liczył się czas. Kocur zarzucił na grzbiet Złotą Melodię i pobiegł z nią jak najprędzej pod górę, błagając Klan Gwiazdy, aby lis nie zawrócił do Pręgowanej Łapy. Gdy był już bardzo blisko obozu zamiauczał alarmująco i położył wojowniczkę na ziemi. Wtedy dużymi susami pognał w dół zbocza myśląc jedynie o swojej siostrzenicy. Zobaczył jej ranne ciało z daleka. Lisa nie było śladu. Gdy tylko do niej dobiegł przekonał się, że nie jest aż tak źle. Oddech uczennicy się uspokoił. Ponownie wziął ją na grzbiet i znów zaczął biec do obozu. W połowie drogi trafił na zatroskaną Tygrysią Łapę. Kotka wyraźnie martwiła się o siostrę.
- Pręgowana Łapa! Ona żyje? Wszystko z nią w porządku? Wujku, co się stało? - pytała zmartwiona uczennica.
- To był lis - oznajmił chłodno kocur. - Tygrysia Łapo, nie powinnaś była sama opuszczać obozu!
- Ale Pręgowana Łapa! Nie mogę jej stracić! Nie mam już brata i kuzynki! Nie mogę stracić również siostry! Pręgowana Łapo, trzymaj się. Kwiecisty Wiatr już zajmuje się Złotą Melodią, zaraz ci pomoże....
Lamparcia Gwiazda był zmęczony biegiem. Ale musiał dotrzeć do obozu. Gdy zagłębienie powoli ukazywało się jego oczom przyspieszył kroku. Zaraz wybiegł do niego Nocne Niebo, który szybko przejął Pręgowaną Łapę i zabrał ją do obozu. Tygrysia Łapa poszła za nimi.
Lamparcia Gwiazda czuł się okropnie. To był najgorszy dzień od odejścia Rdzawej Łapy. Wszystkie emocje się na niego zwaliły.
Wieczorem odwiedziła go Mysi Nos. Kocur leżał na swoim posłaniu, bardzo zasmucony. Od razu zrobiło mu się weselej na widok siostry.
- Jak tam Pręgowana Łapa? - zapytał kocur z troską.
- Obudziła się - powiedziała kotka. - Na szczęście nie stało się jej nic poważnego. Zostanie jej po tym kilka blizn... Och! Braciszku! Byłam taka wystraszona, kiedy przyniosłeś Złotą Melodię! Nawiedziły mnie złe myśli!
- Na szczęście nic jej nie jest - westchnął kocur. - Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby coś jej się stało. Kocham twoje córki. To moje najbliższe poza tobą krewne.
- Nie powiedziałam ci jeszcze, jak przykro mi z powodu Rdzawej Łapy - powiedziała kotka siadając obok niego. - Widziałam z jaką miłością traktujesz tę kotkę. Wiem co teraz czujesz. Nie miałam swojego synka tak długo, jak ty Rdzawą, ale gdy porwali go dwunożni... Nie wiem co się z nim teraz dzieje. Żyje sobie z dwunożnymi? Szuka mnie? A może od dawna nie żyje? Ta niepewność... Ona zabija mnie od środka. Czasami wolałabym, żeby ten pies rozszarpał wtedy Wicherka na kawałki. Przynajmniej wiedziałabym, że jest teraz z naszą mamą, tatą i siostrą w Klanie Gwiazdy i nas obserwuje... Że jego duch leży przy mnie, kiedy śpię.
- Mysi Nosie... - westchnął lider z troską widząc płacz swojej siostry.
- Wiem co czujesz - kontynuowała. - A nawet wiem, że martwisz się jeszcze bardziej. Myślisz, że Rdzawa Łapa dołączyła teraz do Klanu Wilka i niebawem przyjdzie nas pozabijać. I wiem, że nikt z Klanu Burzy nie będzie umiał podnieść na nią łapy. I wiem, że gdyby miała czelność cię zabić... Pozwoliłbyś jej odebrać sobie wszystkie życia...
Lamparcia Gwiazda pod wpływem tych słów także zaczął płakać. Mysi Nos nie myliła się w żadnym ze swoich stwierdzeń. Wiedział to. Wiedział, że nie umiałby walczyć ze swoją córką, że nie umiałby nawet przed nią uciec.
- Dlaczego miłość musi być taka bolesna? - zapytał. - Dlaczego znów przez nią cierpimy? Mysi Nosie, czemu tak bardzo kochamy swoich bliskich?
- Tego nie wiem - powiedziała kotka. - Ale te rany sprawiają, że stajemy się silniejsi. Każdy smutek kończy nowa radość. Nie możemy się poddać, bo kiedy to zrobimy, skończymy tak jak Srebrny Pysk.
- Kiedy tylko Pręgowana Łapa wyzdrowieje, zostanie wojownikiem - obiecał Lamparcia Gwiazda. - Pora, aby nad Klanem Burzy znów zajaśniał blask Przodków!

<Pręgowana Łapo? Możesz opisać mianowanie>

Od Ostrej Łapy CD Wierzby

Ostra Łapa uśmiechnął się do karmicielki, po czym jeszcze raz zerknął na Wierzbę. Już otwierał pyszczek, by coś powiedzieć, gdy kątem oka ujrzał rude futro Miętowego Oddechu zmierzającego do niego.
- O, chyba pora na mój trening - miauknął i podszedł do mentora, zostawiając obie kotki w tyle, po czym gdy doszedł zwrócił się do kocura. - Co dziś będziemy robić?
- Chodź, opowiem ci po drodze - ruszył ku wyjściu z obozu, a Ostra Łapa podążał obok niego. Gdy wyszli Miętowy Oddech znów spojrzał na ucznia. - Twoje umiejętności łowieckie są już dobre, wystarczy je jeszcze jedynie trochę doszlifować. Znów więc potrenujemy to co zaczęliśmy wczoraj.
- Walkę? - oczy kocurka błysnęły niezauważalnie.
- Owszem. Zawsze trzeba umieć się obronić, na wszelki wypadek.
***
Gdy dotarli na Słoneczną Polanę, którą to Miętowy Oddech wybrał za najlepsze miejsce do treningu walki, kazał mu stanąć naprzeciwko niego. Ostra Łapa posłusznie ustawił się pozycji bojowej czujnie lustrując mentora wzrokiem, gotowy na jego ruch. Nagle wojownik zerwał się z olbrzymią siłą i szybkością i skoczył na ucznia. Ten ledwo zrobił unik, nie dało mu to jednak nic, gdyż rudy kocur szybko się wykręcił i skoczył na niego, przygwożdżając go do ziemi, nim ten zdążył zareagować.
- Argh! - syknął Ostra Łapa, niezadowolony. - Niby jak mam z tobą walczyć skoro jesteś prawie dwa razy większy ode mnie?
Miętowy Oddech skrzywił się i zszedł z niego.
- Wybacz, spróbuję się trochę pohamować. Hmm i może najpierw przekażę ci trochę teorii o unikach i ataku... Słuchaj uważnie.
***
Z biegiem czasu Ostra Łapa rósł jak na drożdżach. Szybko urósł na tyle by prawie dorównywać swojemu mentorowi wzrostem. Znów więc wznowili naukę walki. Choć Ostra Łapa wciąż miał problemy z unikami, szybko uczył się jak przewidywać ruchy swojego mentora. Czasami stosował różne triki czy sztuczki, by go pokonać, przyszpilając do ziemi.
Teraz wrócił z treningu uradowany. Udało mu się właśnie jedną ze sztuczek zaskoczyć Miętowego Oddechs i go powalić. Jego mentor, choć zaskoczony, również był z niego dumny i pochwalił go.
Teraz, gdy już wrócili do obozu, Ostra Łapa szybko pobiegł do stosu ze zwierzyną i odłożył upolowanego po drodze kwiczoła, a sam wziął dla siebie i Miętowego Oddechu po kosie.
Podszedł do niego i podał mu ptaka, a potem obydwoje usiedli i zaczęli jeść. W pewnym momencie Ostra Łapa zauważył cień kota padający na piszczkę, podniósł więc głowę by na niego spojrzeć, jednocześnie się oblizując.

<Kocie?>

Od Szepczącego Wiatru CD Płonącego Grzbietu

Szepczący Wiatr nie potrafiła powstrzymać wciąż lejących się z jej oczu łez. Dlaczego on to robi? Chce ich wszystkich zostawić, porzucić własny dom, własny klan, dla tego, którego nie zna. W Klanie Nocy przecież też nie przyjmą go ciepło, będzie raczej traktowany chłodno i szorstko - jak kot, który zdradził własny klan. Chciała mu powiedzieć ,,Nie odchodź, nie rób tego przynajmniej dla mnie!", wiedziała jednak, że to by nie pomogło. Nie była nigdy dobra i miła dla swojego brata, zawsze mu dokuczała i się z nim kłóciła. Dopiero teraz rozumiała, jak straszny błąd popełniła. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo jej na nim zależy... Cóż za ironia. Kot zauważa jak coś jest mu cenne i drogie dopiero gdy to straci. Ona jednak wciąż go miała i wciąż tliła się w niej iskierka nadziei - do zgromadzenia zostało jeszcze trochę czasu. Jeszcze zdąży odwieść go od tych głupich planów. Musi.
- Szepczący Wietrze - odezwał się nagle Płonący Grzbiet. - To idziemy na to polowanie?
Kotka odsunęła się od niego i lekko kiwnęła łbem.
- Chodźmy - mruknęła cicho.
Kocur wstał, a kotka pod jego spojrzeniem zrobiła to samo. Potem jeszcze przez chwilę wpatrywali się sobie w oczy po czym Płonący Grzbiet odwrócił wzrok i ruszył wgłąb lasu, a Szepczący Wiatr ruszyła za nim. Wciąż czuła smutek i żal w sercu, nie wiedziała nawet czy uda jej się na tyle skupić, by coś upolować. Gnębiły ją jednak nie tylko jego słowa, ale również i spojrzenie. Nie widziała w nich żalu, nawet drobnego śladu po nim, a jedynie chłodne zdeterminowanie i kamienny wyraz.
Dalej szli w milczeniu. Nagle jednak Płonący Grzbiet zatrzymał się i mocno pociągnął nosem.
- Czujesz? - szepnął.
Rozkojarzona kotka również powąchała powietrze, a smutek i przygnębienie nagle odpłynęły, zastąpione strachem i zaskoczeniem.
- Lis! - miauknęła cicho, rozglądając się uważnie. - Świeży zapach, może jeszcze gdzieś tu jest, powinniśmy powiadomić kla...
Nagle usłyszała szelest, a pomiędzy krzakami dostrzegła rudą kitę.

<Płonący?>

Od Srebrnego Deszczu do C.D. Zroszonej Łapy

Wojownik przytrzymywał swoim zabliźnionym noskiem opatrunek na brzuchu. Próbował również dokładniej się przyjrzeć uczennicy, lecz niezbyt się mu to udawało. Dość mocno ją udrapał w pyszczek. Wiedział, że za niedługo jej trening się zakończy, gdyż robiła duże postępy. Z tego co wywnioskował z walki, to ma już umiejętności bitewne. Musiał jeszcze trochę podszlifować polowanie. Nagle do niego obróciła się Lawendowy Płatek.
- Mam nadzieję, że wyszkoliłeś ją w walce, bo przez kilka wschodów słońca nie będziesz mógł tego zrobić. - zawiadomiła medyczka. - W innym razie rana się powiększy,
- Dobrze. - kocur skinął jej głową.
- Dzisiaj u mnie zostaniesz, a jutro możesz już wyjść. - dodała i odwróciła się do Zroszonej Łapy. - Ty już możesz pójść, twoja rana się raczej nie rozklei.
- A czy mogę zostać jeszcze ze Srebrnym Deszczem? - spytała błagalnie terminatorka.
-... Możesz - odpowiedziała po chwili zamysłu. - Ale macie mi nie przeszkadzać.
Szylkretka usiadła koło Srebrnego Deszczu.
- Robisz się coraz bardziej odważna. - zauważył. - To ci się przyda w życiu wojownika.
-Dzięki - uśmiechnęła się. - I jeszcze raz przepraszam, musi boleć...
- Nie przepraszaj, da się wytrzymać.

/----------------/

Zroszona Łapa otworzyła pyszczek i orzekła:
- Czuję mysz.
- Tak jest - pochwalił ją mentor - Teraz mi ją upoluj.
Uważnie przyglądał się, jak złotooka przyległa do ziemi i zaczęła się skradać. Wtem przycisnęła stworzonko do ziemi i szybko pozbawiła życia. Po paru uderzeniach serc zwierzyna leżała u łap Srebrnego.
- Świetnie, dopiero zwierzyna się pojawia, więc dwa wróble i mysz starczą.- zakomunikował.

Gdy tylko sobie przypominał, że Zroszona Łapa z a niedługo skończy życie ucznia, zalewała go fala myśli. Miał wrażenie, że gdy skończy trening, to znów zostanie sam, póki nie dostanie następnego ucznia.
- Srebrny Deszczu - Kotka wyrwała go z sieci myśli.
- Tak? - spytał zdziwiony.
- Znowu się zamyśliłeś - oznajmiła. - Coś nie tak?
- Nie... Po prostu cały czas myślę, że za niedługo będziesz wojowniczką, a ja znów zostanę sam.

<Zroszona Łapo?>

Od Płonącego Grzbietu CD Szepczącego Wiatru

Jego zdumienie nie miało granic. Zaraz jednak zmieniło się ono w chłodną logikę.
- Nie. Klan ma mnie tylko za nowego wojownika, który jest cząstką jego potęgi, a matka potrzebuje mnie tylko po to, by złagodzić ból po stracie Rdzawej Łapy. Jednak i tak doczekała się nowych kociąt, które sprawiły, że prawie zapomniała o żałobie.
- Nieprawda! Wszyscy cię kochamy jak członka rodziny. Jak możesz myśleć, że jest inaczej? -zapytała ze łzami w oczach.
- Zauważyłaś kiedyś, że nikt ze mną nie rozmawia, poza Borsuczym Gońcem, tobą i do niedawna Pustułkowym Dziobem? Nawet z Milczącą Gwiazdą nie umiem się ostatnio porozumieć. Nasza ostatnia rozmowa była wtedy, w legowisku królowych. Potem ani razu nie zamieniliśmy słowa.
- Nigdy nie dałeś innym szansy, Płonący Grzbiecie. - szepnęła kotka. Nagle kocur wybuchnął gniewem.
- Może i nie! Ale chyba się domyślasz, dlaczego tak się stało. Dlaczego wyrosłem na tego, kim jestem i dlaczego nie umiem nikomu zaufać! - warknął. - Nikt mnie tak nie rozumiał jak mój mentor. Miałem często wrażenie, że był podobny do mnie. Do czasu aż poznałem naszego ojca. Cały czas o tym myślę. Czuję w głębi serca, że jest jedynym kotem, który by mnie teraz zrozumiał. Inni uznaliby mnie za wariata i podłego zdrajcę. Oni... Uważają mnie za niego.
- D-dlaczego t-tak mówisz? - Szepczący Wiatr zaczęła szlochać.
- Siostro, ja sam w to wierzę! Waham się tylko dlatego, bo złożyłem matce obietnicę, że zawsze będę wierny Klanowi Wilka! Nie chce łamać mojej obietnicy, ale z każdym dniem czuję się tu coraz bardziej wyobcowany. Ciężko mi to mówić, ale nie ufam tutaj wielu kotom. Że mnie zrozumieją. Mnie i moją decyzję.
- Nie! Proszę! Nie odchodź do Klanu Nocy. Ja... nie wiem co zrobię, jak cię zabraknie i nie daj Klanie Gwiazdy pewnego dnia przyjdzie mi z tobą walczyć. - rzekła. Kocur spojrzał na nią ze smutkiem.
- Też tego nie chcę.
- Więc co zamierzasz zrobić? -zapytała z mocno bijącym sercem.
- Chcę jeszcze raz porozmawiać z Płomienną Gwiazdą. Poczekam na zebranie. A jeśli Milcząca Gwiazda mnie nie weźmie, to pójdę sam do ojca i pomówię z nim w cztery oczy. Przede wszystkim muszę wiedzieć, czy by mnie przyjął. - wrócił chłodny i rzeczowy ton rudego wojownika.
- Proszę... nie odchodź. - kotka zanurzyła głowę w jego półdługim futrze, a jemu zrobiło się po raz pierwszy ciepło. Nie powiedział jednak nic.

<Szept? Możesz próbować nadal z nim porozmawiać albo zabrać na polowanie lub coś.>

Od Wierzby CD. Ostrej Łapy

- Cześć, Ostra Łapo - miauknęła radośnie koteczka, podchodząc bliżej do kocurka. - Powinnam, ale nie jestem.
- A dlaczego nie jesteś? - zapytał Ostra Łapa.
- Chciałam tak trochę pozwiedzać obóz - Wierzba rozejrzała się dookoła. - Fajnie tu jest.
- No źle nie jest. - odparł uczeń. Wierzba poruszyła lekko uszkami i odwróciła głowę. Po chwili wyszła z legowiska uczniów i skierowała się w stronę wyjścia z obozu. Usłyszała czyjeś kroki za sobą, lecz nie zwróciła na nie uwagi. Gdy byłą parę długości ogona od wyjścia z obozu, poczuła, jak ktoś chwyta ją za kark i podnosi w powietrze. Kotka intuicyjnie zapiszczała i zaczęła się wyrywać. gdy jej łapy dotknęły ziemi, szybko się odwróciła, wyciągnęła małe pazurki i nastroszyła futerko. Gdy zobaczyła, że przed nią stoi Ostra Łapa, jej sierść opadła, a ona schowała pazury, po czym zrobiła obrażoną minę.
- Kociaki nie mogą same wychodzić z obozu. - miauknął Ostra Łapa.
- A dlaczego? - zapytała Wierzba.
- Bo... - zaczął kocur, lecz zamiast niego dokończyła kotka.
- W na zewnątrz jest niebezpiecznie, Wierzbo. - bura kotka wychyliła się nieco, by zobaczyć, kto stoi za Ostrą Łapą, a kocur szybko się odwrócił. Oboje zobaczyli Pręgowany Grzbiet, matkę Wierzby.
- Mama... - miauknęła cicho koteczka.
- Nie powinnaś sama wychodzić ze żłobka, kochanie - szara królowa mówiła łagodnym głosem. - Martwiłam się o ciebie.
- Przepraszam... - zamruczała pod nosem Wierzba, podchodząc do mamy. Wtuliła nos w jej sierść, a Pręgowany Grzbiet polizała ją lekko po główce.

<Ostra Łapo? Nie miałam pomysłu, ale coś napisałam :)>

Od Pręgowanej Łapy (Pręgowanego Piórka) C.D Dryfującej Łapy

Koteczka właśnie przechadzała się po obozie. W pewnym momencie dostrzegła obcego kota. - To przecież sam Płomienna (nie żadna Płonąca!) Gwiazda - Wyszeptała
Za rozmawiającymi Liderami stał mniejszy kocur. Miał piękne i niebieskie oczy. Jego uszy były uroczo przyklapnięte. wydawał się być jej znajomy.
- Przecież to Dryfująca Łapa! - Pomyślała
Szybkim susem doskoczyła do kocurka.
- Hej! Pamiętasz mnie? - Kotka wesoło zawołała, a kocur się na to lekko wzdrygnął.
- Ch-Chyba tak... - Wyszeptał cicho.
- Pręgowana Łapa. Ta która była na zebraniu! - Szturchnęła go lekko
- A-a tak! - Dryfująca Łapa wciąż się jąkał
- A czemu tu jesteś? - Zapytała patrząc jak Lider obcego klanu odchodzi
- B-bo j-ja będ-ę Me-medykiem... - Kotka trochę się zasmuciła - I jes-jestem tu by się sz-szkolić.
- Chcesz żebym pokazała ci obóz? - Zapytała
Kocurek tylko kiwnął głową i poszedł za koteczką. Ta czuła, że ciągle się na nią gapi dlatego zaczęła rozmowę.
- A więc czemu nie chciałeś być Wojownikiem? - Zapytała, lecz zrobiło jej się głupio.
- Jakoś nic mi nie szło... -
- Ale na pewno będziesz świetnym Medykiem, a Medycy są bardzo potrzebni! - Dryfująca Łapa na te słowa się zarumienił. Pręguska tylko się zaśmiała. Dalszą drogę spędzili w ciszy. Kiedy wreszcie doszli do Legowiska medyka wyszedł Gradowa Mordka. Terminatorka tylko uśmiechnęła się i szybkim prawie nie widocznym ruchem pacnęła Dryfa w uszko. Ten tylko zrobił się czerwony i jak najszybciej mógł prysnął do Gradowej Mordki.

*** śmierć Tygrysiej Łapy ***
Pręgowana Łapa powoli z załzawionymi oczami na drżących łapach weszła obozu. Fioletowa Chmura i Złota Melodia niosły ciało terminatorki. Po chwili zebrało się kilka kotów patrzących na kotki. Potem wyszedł Lider, a na końcu wybiegli Medycy w tym Dryfująca Łapa.
- Co się stało? - Zapytał Lider
- O-o-ona w-w-wpadł-a-a na-na d-d... - Kotka nie dokończyła gdyż przerwała jej Złota Melodia
- Wpadła na Drogę Grzmotu... - Koty zamilkły.
Po uroczystościach koteczka czuwała przy martwej siostrze wraz z Matką, Mentorką Tygrysiej Łapy i Liderem.
Terminatorka bardzo to przeżywała. Minęło już trochę czasu od tego wydarzenia. Koteczka właśnie spożywała mysz kiedy Dryfująca Łapa podszedł do niej.

<Dryfciu?>

28 października 2017

Od Ostrej Łapy

Uwaga, drastyczne sceny. Ktoś kiedyś mówił by ostrzegać, więc ostrzegam coby potem żali nie było.

Las uginał się pod nim. Falował niczym tafla wody, gdy uderzy w nią kamień. Krople deszczu, będące teraz gęste, proste i twarde niczym klif, zniekształcały widok. Ziemia, której teraz spod wszechobecnej ciemności i mgły nawet nie widział, jakby uciekała mu spod łap. Wszystko wokoło szumiało, pogrążając go w zagubieniu. Nie wiedział nawet gdzie jest. Rozglądał się rozpaczliwie, pragnąc znaleźć drogę do domu, wszędzie była jednak jedynie ciemność, spośród której co jakiś czas wyłaniały się uschnięte, czarne konary drzew. Szum co chwila przeradzał się w upiorny świst, a Ostra Łapa nie wiedział nawet z której strony pochodzi. Nagle jednak oprócz tego szumu deszczu i świstu wiatru, usłyszał coś jeszcze innego, bardziej stałego, mocnego i znanego. Kroki.
- Halo! Gdzie jesteś? - krzyknął, obracając się, licząc, ze zaraz ujrzy jakiegoś kota. Może to jego ojciec, Krucza Gwiazda? A może to jego mentor, Miętowy Oddech? A może to jego matka, Bagienny Dzwonek?
Nie. Bagienny Dzwonek nie żyła.
Czuł ciężar w sercu ilekroć tylko sobie to uświadamiał. Nie mógł zrozumieć, nie chciał zrozumieć, że już nigdy nie zobaczy jej biało-rudego futerka, że już nigdy nie usłyszy tego jej spokojnego, pełnego troski głosu.
Jednak nasilające się kroki nie pozwoliły mu się dłużej pogrążać w myślach i melancholii. Nagle, prócz dwóch par łap, zaczął słyszeć ich więcej, wiele więcej. Kroki zbliżały się doń ze wszystkich stron, będąc głośniejsze z każdą chwilą. Otaczały go, zacieśniając krąg, a Ostra Łapa poprzez otaczającą go ciemność nie mógł ujrzeć właścicieli tych łap. Nagle jednak spośród ściany deszczu zaczęło się coś wyłaniać. Zmrużył oczy i lekko wyciągnął łeb, chcąc to lepiej dojrzeć.
Spomiędzy kropel deszczu zaczął wyłaniać się koci pysk. Rudy, zakończony jasnym, różowym noskiem. Ostra Łapa najpierw poczuł radość, na myśl, że jest to Miętowy Oddech. Jednak gdy postać wychyliła się cała, wytrzeszczył oczy z niedowierzania.
- Mamo? - zapytał, robiąc krok do przodu.
Bagienny Dzwonek jednak zdawała się go nawet nie zauważać, mimo, że stał na wyciągnięcie łapy. Patrzyła przed siebie zimnym, niewidzącym wzrokiem, tak do niej niepodobnym. I nagle, jednym gwałtownym ruchem, skierowała głowę w kierunku syna, przeszywając go wzrokiem. Uśmiechnęła się. Nie był to jednak jej zwykły, miły, łagodny uśmiech. Ten był tak pełen grozy, złowieszczy, sadystyczny, że Ostrej łapie zjeżyła się sierść na karku, a on sam niemal podskoczył.
- M-ma-amo? - miauknął, cofając się. Nagle jednak poczuł opór, oglądnął się więc by spojrzeć co za nim stoi.
Stała tam Bagienny Dzwonek, przeszywając go jadowitym spojrzeniem.
Ostra Łapa krzyknął przerażony i odskoczył. Wtedy pysk jego matki zaczął się dziwnie zmieniać, uśmiech stawał się zbyt głęboki, zbyt nienaturalny. Cała jej głowa zaczęła drżeć, dziwnie, konwulsyjnie. I wtem coś świsnęło jeszcze głośniej, a krew zaczęła lać się wszędzie wokół z jej pozbawionej szyi głowy, mieszając się z kroplami deszczu i barwiąc je na czerwono.
Ostra Łapa zaczął krzyczeć i krzyczeć z przerażeniem patrząc na leżącą teraz samotnie, odciętą głowę jego matki, wciąż wykrzywioną w przerażającym uśmiechu i patrzącą na niego wytrzeszczonymi oczami.
Zaczął się cofać, chcąc być jak najdalej od tego widoku, jednak jak na ironię mgła nagle zniknęła, deszcz przestał padać, a ciemność ustąpiła promieniom słońca. Krew błyszczała w jego blasku, nie chcąc zniknąć Ostrej Łapie z widoku. A wtedy ni stąd, ni zowąd, grunt pod jego łapami niespodziewanie zniknął, a on sam zaczął przecinać powietrze, spadając nieubłaganie szybko. Machał łapami, desperacko próbując obrócić się lub coś chwycić.
I nagle, gdy uderzył o twardą skałę, poczuł jak przeszywa go niewyobrażalny ból.
Podskoczył, wręcz dziwiąc się, że nie krzyknął. Serce biło mu jak oszalałe. Rozejrzał się wokół, zauważając Sójkę, Słoneczko i Strzyżyka, spokojnie śpiących obok. Czy to...
Legowisko uczniów?
Poczuł ulgę, wciąż jednak był w szoku, a przed oczy wchodził mu ten straszny obraz ze swojego snu.
Jego oddech powoli uspokajał się, minęło jednak mnóstwo czasu nim znów był równy, a on sam przestał drżeć. Wiedział jednak, że za nic w świecie już nie zaśnie, wyszedł więc z legowiska. Szedł na środek obozu, teraz tak spokojnego i wydawałoby się, że pustego. Jednakże nagle na przeciwległym jego końcu spostrzegł zbliżający się do niego cień.
Ostra Łapa przyjrzał się mu. Był dziwnie ciemny, nawet pomimo mroku jaki panował przez brak gwiazd i księżyca, będących obecnie przesłonięte przez chmury. Nie widział nawet jego oczu, a jedynie obrys jego ciała, ewidentnie o kocich kształtach. Lecz nawet pomimo tego czuł jak kot wierci go wzrokiem intensywnie się w niego wpatrując.
- Kim jesteś? - zapytał kocurek
Nie musiał widzieć jego pyska, by wiedzieć, że ten się uśmiecha. Nagle jednak zaczął zanosić się niespodziewanym, donośnym śmiechem, od którego Ostrą Łapę przeszywało zimno i dreszcze.
Co jest? Przecież to nie sen! Przecież już się obudziłem!
Zaczął się cofać, jednak w tym momencie obóz przeszył nagły wrzask jakiejś kotki. Kocurek poczuł suchość w gardle, gdy zrozumiał, że ten głos należał do jego siostry, Sójki. Od razu rzucił się do legowiska uczniów, by sprawdzić co się dzieje. Wtem jednak zauważył że z ciemności ze wszystkich stron obozu wychodzą następne i następne cienie.
Zaczął biec, czując, że te zaczynają go gonić. Nie zdążył jednak zrobić nawet kilku kroków, gdy coś się na niego rzuciło, przyszpilając go do ziemi. Jedyne co poczuł to zęby wbijające się w jego gardło. Szamotał się, próbując się wyrwać, jednak z każą chwilą ogarniało go coraz większe zimno i ciemność, ciągnące go ku pustce.
Tym razem, gdy podskoczył przerażony, wyrwany ze snu, czuł jakby serce miało mu zaraz dosłownie wylecieć z piersi. Ledwo mógł złapać oddech, a łapy uginały się pod nim. Rozejrzał się. Był w legowisku uczniów, jednak tym razem nie było tu już nikogo. Dopiero pierwsze promienie słońca zaczęły wychylać się zza drzew, wpadając do legowiska.
Otrząsnął łeb, chcąc - jeśli to znowu był sen - wybudzić się. Nic się jednak nie stało. Ugryzł się więc lekko w łapę, co zabolało. Uznał więc, że tym razem to już naprawdę jawa.
Odetchnął głęboko kilka razy, chcąc się uspokoić i zapomnieć o swym śnie. Pamiętał go jednak tak dobrze i dokładnie, jakby zdarzył się naprawdę.
I nagle wejście do legowiska uczniów przesłonił cień, a Ostra Łapa niemal znów podskoczył i zjeżył sierść. Położył jednak futro, gdy zauważył, że właścicielem cienia jest mała, bura koteczka, świdrująca go zaciekawionym spojrzeniem swych zielonych oczu. Pamiętał ją jeszcze z kociarni, była córką Pręgowanego Grzbietu. Jak jej było...? A, Wierzba.
Zmusił się do uśmiechnięcia się do niej.
- Cześć, Wierzbo - powiedział do niej łagodnym, aczkolwiek zachrypniętym głosem, ledwo opanowując jego drżenie, szybko więc chrząknął. - Czy nie powinnaś być teraz przypadkiem w żłobku?

<Wierzba?>
Jakby co: broń boże nie będzie się jej zwierzał ze snu, po prostu będzie starał się o nim zapomnieć i zachowywać jakby go nie było. Może jej więc coś poopowiadać czy co tam