BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Sprawa znikających kotów w klanie nadal oficjalnie nie została wyjaśniona. Zaginął jeden ze starszych, Tropiący Szlak, natomiast Piaszczysta Zamieć prawdopodobnie został napadnięty przez samotników. Chodzą plotki, że mogą być oni połączeni z niedawno wygnanym Czarną Łapą. Również główny medyk, przez niewyjaśnioną sprawę został oddalony od swoich obowiązków, większość spraw powierzając w łapy swojej uczennicy. Gdyby tego było mało, w tych napiętych czasach do obozu została przyprowadzona zdezorientowana i dość pokiereszowana pieszczoszka, a przynajmniej tak została przedstawiona klanowi. Czy jej pojawienie się w klanie, nie wzmocni już i tak od dawna panującego w nim napięcia?

W Klanie Klifu

Niedźwiedzia Siła i Aksamitna Chmurka przepadli jak kamień w wodę! Ostatnio widziano ich wychodzących z obozu w towarzystwie Srokoszowej Gwiazdy, kierujących się w nieznaną stronę. Lider powrócił jednak bez ich dwójki, ogłaszając wszystkim, że okazali się zdrajcami i zbiegli. Nie są już mile widziani na terenach Klanu Klifu. Srokosz nie wytłumaczył co dokładnie się tam stało i nie zamierza tego robić. Wkrótce po tym wydarzeniu, podczas zgromadzenia, z klanu ucieka Księżycowy Blask - jedna z córek zbiegłej dwójki.

W Klanie Nocy

Srocza Gwiazda wprowadza władzę dziedziczną, a także "rodzinę królewską". Po ciężkim porodzie córki i śmierci jednej z nowonarodzonych wnuczek, Srocza Gwiazda znika na całą noc, wracając dopiero następnego poranka, wraz z kontrowersyjnymi wieściami. Aby zabezpieczyć przyszłe kocięta przed podzieleniem losu Łabędź, ogłasza rolę Piastunki, a zaszczytu otrzymania tego miana dostępuje Kotewkowa Łapa, obecnie zwana Kotewkowym Powiewem. Podczas tego samego zebrania ogłasza także, że każdy kolejny lider Klanu Nocy będzie musiał pochodzić z jej rodu, przeprowadza ceremonię, podczas której ona i jej rodzina otrzymują krwisty symbol kwitnącej lilii wodnej na czole - znak władzy i odrodzenia.
Nie wszystkim jednak ta decyzja się spodobała, a to, jakie efekty to przyniesie, Klan Nocy może się dowiedzieć szybciej niż ktokolwiek by tego chciał.
Zaginęły dwie kotki - Cedrowa Rozwaga, a jakiś czas później Kaczy Krok. Patrole nadal często odwiedzają okolice, gdzie ostatnio były widziane, jednak bezskutecznie

W Klanie Wilka

klan znalazł się w wyjątkowo ciężkiej sytuacji niespodziewanie tracąc liderkę, Szakalą Gwiazdę. Jej śmierć pociągnęła za sobą również losy Gęsiego Wrzasku jak i kilku innych wojowników i uczniów Klanu Wilka, a jej zastępca, Błękitna Gwiazda, intensywnie stara się obmyślić nowa strategię działania i sposobu na odbudowanie świetności klanu. Niestety, nie wszyscy są zadowoleni z wyboru nowego zastępcy, którym została Wieczorna Mara.
Oskarżona o niedopełnienie swoich obowiązków i przyczynienie się do śmierci kociąt samego lidera, Wilczej Łapy i Cisowej Łapy, Kunia Norka stała się więzieniem własnego klanu.

W Owocowym Lesie

Zapanował chaos. Rozpoczął się wraz ze zniknęciem jednej z córek lidera, co poskutkowało jego nerwową reakcją i wyżywaniem się na swoich podwładnych. Sprawy jednak wymknęły się spod całkowitej kontroli dopiero w momencie, w którym… zniknął sam przywódca! Nikt nie wie co się stało ani gdzie aktualnie przebywa. Nie znaleziono żadnego tropu.
Sytuację pogarsza fakt, że obaj zastępcy zupełnie nie mogą się dogadać w kwestii tego, kto powinien teraz rządzić, spierając się ze sobą w niemal każdym aspekcie. Część Owocniaków twierdzi, że nowy lider powinien zostać wybrany poprzez głosowanie, inni stanowczo potępiają takie pomysły, zwracając uwagę na to, że taka procedura może dopiero nastąpić po bezdyskusyjnej rezygnacji poprzedniego lidera lub jego śmierci. Plotki na temat możliwej przyczyny jego zniknięcia z każdym dniem tylko przybierają na sile. Napiętą atmosferę można wręcz wyczuć w powietrzu.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Nowa zakładka „maści - pomoc” właśnie zawitała na blogu! | Zmiana pory roku już 28 kwietnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 marca 2017

Od Słonecznej Łapy CD Cierniowej Łapy

Po treningu byłam wyczerpana. Nie miałam na nic ochoty, wszystko było jakieś takie... smutne. Wszędzie leżała warstwa śniegu. Tylko w kilku miejscach było można zauważyć jakiekolwiek oznaki życia, Parę listków jeszcze dzielnie trzymało się gałęzi, a niektóre źdźbła trawy nie dały zakryć się całkowicie przez śnieg. Zmęczona poszłam do stosu zwierzyny, wzięłam jakiegoś ptaka, tylko tyle wiedziałam, nie patrzyłam na piórka. Przecież ptak, to ptak. Mięso było żylaste i okropnie twarde, tego nie dało się jeść! Kiedy zniesmaczona skończyłam jeść posiłek zakopała to co zostało, tak jak mi zawsze kazała Blady Świt. Leniwie powlekłam się w stronę legowiska uczniów. Był tak Drozd oraz Jałowiec, Srokę widziałam razem z ojcem przed legowiskiem wojowników, a Kora pewnie jeszcze nie wróciła. Słyszałam jak mówiła że chce jako pierwsza z nas zostać wojownikiem. Ha! Niedoczekanie! To ja pierwsza nim zostanę, jestem przecież najlepsza. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech zwycięstwa. A jak już mówimy o Droździe. Od zebrania jest jakiś smutny i jedyne co robi to łazi po obozie jak jakiś duch. Czy moja słowa aż tak go zdołowały? Nie chciałam tego, jednak jeśli jesteś słaby psychicznie nie masz co liczyć na uznanie wśród Klanowiczów. Jeśli przez niego mają nazywać nas "Członkami Klanu Pieszczoszków", już wole żeby sobie do nich poszedł. Właśnie przypomniało mi się, miałam spotkać się z tym uczniem z Klanu Wilka. To nawet lepiej, może chociaż on okaże się jakimś porządnym kotem, nie tak jak ten wypłosz. Położyłam się na mchu i zamknęłam oczy, po chwili zasnęłam.
~*~

Zbudził mnie blask księżyca który obijał się od białego puchu. Przeciągnęłam się jak tylko najciszej umiałam. Zapomniałam że przede mną śpi jeszcze Srocza Łapa, niechcący nadepnęłam jej na ogon. Kotka zbudziła się nagle, zastygłam w bezruchu jakbym myślała że jeśli się nie poruszę siostra mnie nie zauważy. Zaspana spojrzała na moją osobę.
- Słoneczna Łapo, co ty robisz? Jest środek nocy - odparła spokojnie, ziewnęła, a ja tylko dodałam jej ciche "Cii~". Kotka momentalnie ucichła.
- Idę na polowanie. Chce coś upolować Blademu Świtowi, wiesz jakieś trzy myszy lub ptaki. Chce żeby była dumna. Powinnam wrócić przed wschodem, jednak jeśli mnie nie będzie powiedz że szukam ziół dla Kwiecistego Wiatru. - kotka bez żadnych pytań skinęła głową i wróciła do snu.
Wybiegłam z legowiska prosto w stronę wyjścia. Kiedy byłam juz w ciemnym lesie rozejrzałam się pośpiesznie i wciągnęłam powietrze, poczułam Świerży zapach kotów z naszego klanu. Pewnie ruszyli na patrol, załam ich szlak. Czasem razem z nimi patroluje granice, bardzo to lubię jednak ni rzadko kiedy pozwalają mi towarzyszyć. Jeśli będę iść spokojnie nie wyprzedzę ich i dotrę do granicy z Klanem Wilka po tym jak oni to zrobią. Ruszyłam biegiem przed siebie, jednak przypominało to bardziej ciągłe skoki gdyż tylko na to pozwalała mi gruba warstwa puchu. Byłam coraz bliżej granicy, poczułam zapach jakiegoś kota, pewnie to ten uczeń z Klanu Wilka, mam nadzieje że nie czeka za długo. Źle wypadnę w jego oczach jeśli weźmie mnie za leniwą i spóźnialską kotkę. W końcu stanęłam w miejscu, uspokoiłam oddech. Stałam w bezpiecznej odległości. Kot może i mnie czuła ale na pewno nie widział. Poprawiłam futro i wyłoniłam się z gołych krzaków. Uśmiechnęłam się lekko, uśmiech był zalotny jedna nie aż tak bardzo. Kocur odwzajemnił go lekko, po czym powiedział
- Witaj. Nazywam się Cierniowa Łapa, syn Miodowej Gwiazdy. Ty też pewnie masz kogoś wielkiego w rodowodzie, prawda? Wyglądasz na taką - w tej chwili nie wiedziałam co powiedzieć. Jeśli przyznam się że mam w bliskiej rodzinie pieszczoszkę wyśmieje mnie. Wymyśle jakieś kłamstwo. Wiem!
- Miło cie poznać Cierniowa Łapo, jestem Słoneczna Łapa. Zostałam wydana na świt jako córka Ciemnej Mordki i Sowiego Szpona, moja matka była siostra Srebrnej Gwiazdy (Wiem, strasznie kombinuje), mój ojciec zaś jest bardzo mężnym wojownikiem, pokonał sam jednego wielkiego borsuka. - powiedziałam, chciałam brzmieć jak najbardziej wiarygodnie, chyba się udało. Ale czy na pewnie uwierzył?

<Ciernik?>

Od Droździej Łapy CD. Fioletowej Chmury

Droździa Łapa również spojrzał zmartwiony na stertę zdobyczy. Niepokojąco mała. Koty Klanu Burzy znacznie schudły w Porę Nagich Drzew, choć był to pewnie problem wszystkich klanów. Młody uczeń czuł, że klanowicze są przybici brakiem jedzenia. Widział zmartwienie na pyszczku przywódczyni. Wszyscy na polowaniach starali się jak mogli, ale ich praca nie zawsze przynosiła rezultaty. Fioletowa Chmura chwyciła w pysk niedużego ptaka, na spółkę dla ich dwojga. Skierowali się pod legowisko wojowników, gdzie oboje usiedli i zabrali się do jedzenia. Mięso było niesmaczne - żylaste i twarde. Kocur skrzywił się, przełykając ostatni kęs. Nie napełnił swojego brzucha do pełna, ale wystarczyło to by znikło uczucie głodu. Przeniósł wzrok na przyjaciółkę, wydawało się, że czuje to samo co on.
- Cóż, trzeba się zadowolić tym co mamy - mruknęła, odrzucając kości pozostałe po zdobyczy. - Dopiero w Porę Nowych Liści najemy się do syta.
Kot przytaknął. Ile by dał teraz za jakiegoś tłustego królika! Ale lepiej odrzucić teraz zmartwienia i zająć się czymś poważniejszym
- Pójdę odwiedzić Ciemną Mordkę - miauknął kot. Matka chorowała, więc przesiadywała u medyka. Droździa Łapa wiedział, że jest w dobrych łapach, ale mimo wszystko, okropnie bał się o wojowniczkę. Była mu tak bliska, załamałby się gdyby miała go zostawić.
Skinięciem pyska podziękował Fioletowej Chmurze za wspólny posiłek, po czym dźwignł się z ziemi i skierował do legowiska Kwiecistego Wiatru. Wślizgnął się do zagłębienia pod płaskim głazem. Od razu natknął się na szylkretową, która spiorunowała go wzrokiem. W pyszczku trzymała zioła, najprawdopodobniej przeznaczone dla syjamskiej kotki. Leżała kawałek dalej, zwinięta w kłębek. Kocur podszedł do niej, usiadł zawijając ogon wokół łap. Widział, że nie śpi.
- Jak samopoczucie...?
- W porządku - odparła słabo, widać było, że prawda jest inna. Terminator zmarszczył nos. Mógłby spróbować zachęcić ją do rozmowy, ale wyglądała na zmęczoną. Uśmiechnął się tylko krzywo, chcąc podnieść matkę na duchu. Ta odwzajemnila gest, choć w jej oczach widać było smutek. Wyglądało na to, że tyle z jego wizyty. Nie zupełnie wiedział czy może polizać kotkę na pożegnanie, więc postanowił tego nie robić. Po raz ostatni posłał jej współczujące spojrzenie i wyszedł.
* * *
Droździa Łapa zbudził się późno, zdecydowanie za późno. W prawdzie, dzisiejszy trening z Lamparcim Krokiem odbywał się potem, ale kot nie lubił wstawać o tej porze. Czuł wtedy, że coś go ominęło. I tak było tym razem. Zanim zdążył się przeciągnąć, pod gałęzie ostrokrzewu wpadła Srocza Łapa. Na jej pyszczku widać było ślady po łzach. Kocur spojrzał na nią z przerażeniem, ale nie zdołał o nic zapytać. Automatycznie zaczął się zastanawiać co może być powodem jej płaczu. Z początku nic nie przychodziło mu do głowy, ale po chwili trafiła do niego ta myśl. To... to się stało. Powoli wyszedł z legowiska. Panowało dziwne zamieszanie. Uczeń tak jak wczoraj, ruszył do medyka. Tym razem trafił na Korową Łapę. Pociągała nosem, choć miała się dużo lepiej niż Sroka. Brat minął ją. We wnętrzu legowiska zobaczył Sowiego Szpona, Słoneczną Łapę i Białą Gwiazdę, pochylonych nad... ciałem. Zatrzymał się. Poczuł w gardle narastającą gulę. Łapy ugieły się po jego ciężarem. Zrobił krok w przód, ale zawahał się. Chcąc powstrzymać łzy, wydał z siebie niewyrażny pomruk. Terminatorka spojrzała na niego kątem oka. Kremowy schylił się nisko i wlepił wzrok w podłoże. Więc jego matka zmarła. Tak bliska kotka, do której zawsze mógł iść... jest teraz w Klanie Gwiazdy.
Dlaczego go opuściła...?

30 marca 2017

Od Bladego Świtu C.D Słonecznej Łapy

Łaciata kocica nagle zeskoczyła z grubej gałęzi drzewa, lądując tuż przed swą uczennicą. Jej ogon lekko zafalował, układając się w kształt literki 'S'. Przymrużyła swe bladozielone oczy, po czym łagodnie uniosła głowę trochę do góry, spoglądając na Słoneczną Łapę z wyższością. Z początku córka Ciemnej Mordki zapowiadała się na hardą oraz taką, którą trudno złamać. Aczkolwiek, jak się okazało, bardzo łatwo jest nią kierować, wystarczy znaleźć kilka odpowiednich słów, które ją przysłowiowo zgaszą. Wojowniczka obeszła terminatorkę wolnym krokiem, a następnie powróciła na swoje miejsce, siadając.
- Jesteś zbyt wolna - stwierdziła mentorka. - Poruszaj się szybciej, gdyż inaczej zwierzę może cię usłyszeć. Tym razem miałaś szczęście.
Słoneczna Łapa pokiwała szybko pyszczkiem, po czym delikatnie odłożyła mysz na zmrożoną glebę. Wtem wstała, aby odejść i kontynuować polowanie.
- Hej! Chyba o czymś zapomniałaś. - powiedziała Blady Świt.
Beżowa kotka prychnęła coś pod nosem, odwracając się w stronę mistrzyni. Widać było, iż już ma dość tego treningu oraz samej wojowniczki.
- Co znowu? - parsknęła zniecierpliwiona.
Mięśnie czarno-białej lekko się napięły pod wpływem tonu córki Ciemnej Mordki. Jej ogon lekko zadrgał. Zielonooka wzięła głęboki wdech i wydech, a z jej pyszczka wydobył się pomruk niezadowolenia. Ona również była zmęczona tym całym treningiem, pomimo tego, że to był jej pierwszy.
- Zdobycz się zakopuje, aby jakiś inny drapieżnik jej nie zabrał. - odparła spokojnie. - Tak czy siak... - dodała, wstając. - Wracam do obozu. Ty natomiast upoluj coś jeszcze, aby Klan Burzy nie głodował.
Blady Świt oddaliła się, drepcząc szybko w stronę obozu. Liczyła na to, iż Słonecznej Łapie uda się złapać chociaż jeszcze jedną mysz. Co jak co, ale Pora Nagich Drzew to trudny okres czasu, w którym nawet znalezienie drozda sprawia problemy.

<Słoneczna Łapo?>

29 marca 2017

Od Makowej Łapy CD Fenkułkowego Serca

Szliśmy po kocimiętkę. Pierwszy raz będę na terenie Klanu Wilka. Nie byłem pewien czy nikt nas nie zatrzyma i nie zaatakuje. Jeżeli już mamy kogoś spotkać to oby medyka.
Weszliśmy na wrogie terytorium. Zapach Klanu Wilka od razu stał się mocniejszy. Do tej pory szliśmy w pewnej odległości od granicy.
- Postaraj się skradać. - szepnęła Fenkułkowe Serce. O nie! Chyba treningi jej się pomyliły! Przecież skradanie należy do treningu na wojownika, a nie koniecznie na medyka. Kotka szła trochę niżej nisz normalnie. Zrobiłem to samo. Chyba na tym polegało skradanie się?
Po dłuższej chwili usłyszałem szelest... drugi... trzeci... i czwa-o nie! Jakiś kot przed nami wyskoczył. Był młody, ale sporej wielkości. Jego srebrna, pręgowana sierść połyskiwała w bladych promieniach słońca. Miał nastroszoną sierść, a jego miętowe oczy wyrażały zaskoczenie i gotowość do walki. Zdecydowanie przyszły wojownik, ale co jeżeli wlaśnie ma trening? Przecież w takim razie gdzieś tu w okolicy musi być jego mentor... prawdziwy wojownik! Przeszedł mnie deliiatny dreszcz na tą myśl.
- Co tu robicie? - zapytał.
- Chemy pójść do Siedliska Owiec, żeby nazbierać kocimiętki. - wyjaśniła spokojnym tonem medyczka, jednak jej ogon drgał nerwowo.
- Czemu mam wam wierzyć? - zapytał, wiedziałem, że nie wie do końca jak się zachwać.
- Bo jestem medykiem, a to mój uczeń. - mówiąc 'mój uczeń' kocica wskazała na mnie.

<Fenkułkowa? Łosoś?>

26 marca 2017

Nowi członkowie Klanu Gwiazdy!

CIEMNA MORDKA
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Przyczyna śmierci: Zielony kaszel
Odeszła do Klanu Gwiazdy

POKRZYWOWE SERCE
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Przyczyna śmierci: Upadek z klifu
Odszedł do Klanu Gwiazdy


Od Milczącej Sadzawki C.D Wilczej Duszy

Wojowniczka uniosła brew. Na początku zdziwiła się, iż ma szukać czyiś kociąt. Ale ma u samotniczki dług, musi go spłacić. Zgubić kocięta, rzecz wręcz dziwna! Jednak nie zna sytuacji, może uciekły, może...
-Nie wiem czy mogę Cię wypuścić. -czarna kotka machnęła kilkakrotnie puszystym ogonem.- Twoje rany mogą się pogłębić, a pajęczyny się zerwą.
Milcząca Sadzawka potrząsnęła bezsilnie łbem.
-Niestety, nie mogę dłużej czekać. Klan wzywa i twoje kocięta, chyba też.-wojowniczka powoli się podnosi, i wyskakuje z drzewa.
Czuje silny ból, ale ignoruje go. Rany pieką jak diabli, kotka biegnie dalej, a pajęczyny lecą na grunt. Otrzepuje się ponownie, przystając. Poczuła zapach, jednak to była tylko sójka. Opadła do pozycji łowieckiej, a ptaka wypatrzyła wśród rosnących traw. Próbował podnieść ziarno, a Milcząca Sadzawka szybko wykorzystała te okazję. Zaraz po zagryzieniu ptaka, wyczuła w pobliżu kolejny zapach...
-*-
Trzy piszczki dumnie zwisały z pyska niebieskiej kotki. Zakopała je równie szybko, jak je upolowała. Słońce powoli znikało zza horyzontem, a Srebrna Skórka pojawiała się figlarnie po drugiej stronie. Milcząca Sadzawka postanowiła wrócić później i upolować więcej zwierzyny. Może uda jej się dołączyć do wieczornego patrolu, kto wie? Gdy próbowała upolować mysz, jakaś kula futra wyskoczyła wprost na nią. Kotka obróciła się z furią, próbując złapać intruza. Przycisnęła go mocno łapą. Wtedy dopiero uspokoiła się, gdy zobaczyła, iż rzekomym intruzem jest kocię.
-Co tutaj robisz? -wycedziła, wciąż przyciskając kotkę.
Czarna kulka uważnie utkwiła spojrzenie w wojowniczce. Machała łapkami, próbując się wyswobodzić. Wyraźnie pachniała Klanem Burzy, chociaż Milcząca Sadzawka czuła go tylko raz, od razu go zapamiętała. Zlustrowała młode spojrzeniem, pociągnęła jeszcze raz nosem i wyczuła woń Wilczej Duszy, samotniczki.
-Podróżuję. -kocię odparło dumnie, zważywszy na to, iż leżało na twardym gruncie, na terytorium Klanu, bijąc łapkami powietrze.
Wojowniczka wybuchła salwą perlistego śmiechu. Nie mogła się nadziwić, ile energii jest w tym małym ciałku, a jakie to odważne! Jedyna rzecz, która wydawała jej się dziwna, oprócz tej, była taka, iż samotniczka Wilcza Dusza sama nie szukała kociąt. Wolała się w to po prostu nie mieszać i znaleźć drugie kocię.
-Ruszaj za mną. -mruknęła pod nosem, znowu roztaczając aurę tajemniczości.
Kocię wstało, otrzepując puchate futerko z błota i brudu. Utkwiło w niej spojrzenie, po czym napuszyło się.
-Nigdy! -syknęło, wyginając grzbiet, co wyglądało komicznie.
Tym razem, nawet nie zachichotała. Faktycznie, jej zachowanie było podejrzane. Głęboko westchnęła.
-Twoja matka Cię szuka. -wypaliła po prostu, biorąc czarną kotką w pysk.
Szamotała się mocno, lecz krótko. Wojowniczka czuła narastający ból z powodu ran, ale nadal starała się go ignorować. Ruszyła truchtem w stronę Dziupli, podążając za własnym zapachem.
-*-
Wskoczyła szybko do schronienia samotniczki. Wilcza Dusza już na nią czekała, niecierpliwie zataczając kółka. Podbiegła do swego dziecka, brutalnie wyrwała je wojowniczce i zaczęła wylizywać. Najpierw mocno, później powoli i delikatnie. Malinka, ponieważ tak nazywało się to kocię, wtuliła się w jej grube futro. Dwie czarne jak smoła kotki, tworzyły jedną futrzastą kulę.
-A gdzie Motyl? -samotniczka przestała zajmować się Malinką, i wyszczerzyła kły.
Wojowniczka schyliła łeb, jednak była już wystarczająco zdenerwowana.
-Jutro go poszukam. -powiedziała cicho, zbierając się do wyjścia z Dziupli.
Czarna kula futra, z rozjarzonymi zielonymi ślepiami, zastawiła jej wyjście. Wysyczała prosto do jej ucha, które drgnęło z powodu jej głosu:
-Zginiesz, jeśli mnie oszukasz. -po czym wypluła ostro i wyzywająco.- Wojowniczko.
Milcząca Sadzawka odpowiedziała jej równie mocnym spojrzeniem.
-Mam swój honor. -odpowiedziała, po prostu.
Po tych słowach, wyskoczyła z dziupli.
-*-
Świt. Słońce majaczy zza horyzontem, kolory jutrzenki rozświetlają niebo, a Klan Gwiazd kończy swój spacer po niebie. Sierść niebieskookiej kotki rozwiewa mocny wiatr, a ona otworzyła pyszczek, by lepiej czuć zapachy. Mignął jej jakiś czarno-biały kształt, a po chwili usłyszała głośny pisk. Pobiegła do źródła dźwięku, wyraźnie zdenerwowana. Kocię, zapewne samotniczki, siedziało w strumieniu, dokładniej- na kamieniu. Zimna woda moczyła mu sierść, a kocię drżało na całym małym ciałku. Wojowniczka jednym susem znalazła się w strumieniu, a woda ją oszołomiła. Przez chwilę drżała, a rany znowu się odezwały. Wzięła kocię w pysk, mocno wpijając kły. Za mocno...? Teraz o to nie dbała. Skoczyła na brzeg, otrzepując się i drżąc. Motyl również nie wyglądał najlepiej.
-Spokojnie. -zamruczała ciepło, chociaż w jej duszy szalała zima.
Kociak przestał miauczeć, ale nadal drżał. Kotka pobiegła przed siebie, byle do Dziupli, byle oddać jeszcze żywe to kocię.
-*-
-Nie mogłaś mu tam pomóc?! -samotniczka była wzburzona.
-Nie miałam czasu, mam Klan, mam związane z nim obowiązki! -obruszyła się wojowniczka.
Kotki mierzyły się złowrogim spojrzeniem, trzaskając ogonami jak bicze. Syczały i prychały jak wściekłe, gotowe walczyć. Samotniczka wyglądała na wypoczętą, chociaż ciągle doglądała rozbrykanej Malinki. Do tego kaszlący Motyl... Biedna samotniczka. Niebieskawa kotka nie czuła się na siłach, ciągłe polowania, patrole i jeszcze te nieszczęsne kocięta i psy.
-Dług spłacony. -Milcząca Sadzawka syknęła.
< Wilcza Duszo?>


Od Wybladłego Wspomnienia

  Wybladłe Wspomnienie ugryzła kawałek drozda. Był on naprawdę chudy, w większości składał się z piór. Panowała jednak pora nagich drzew, więc czego się spodziewać? Kotka westchnęła cicho, przełykając ostatni kawałek zwierza, i patrząc w stronę żałosnej kupki zdobyczy. Była naprawdę mała. Nie wystarczy do jutra! Pomyślała kocica, wstając. To byłby idealny moment na polowanie. Nie czekając ani chwili dłużej, skierowała się do wyjścia z Obozu. Gdy znalazła się na polanie, od razu wyczuła jakiś zapach. Był to gołąb. Poczęła podążać za wonią, ciągnącą się niezły kawałek drogi. W pewnej chwili ujrzała szarą istotkę, dziobiącą jakiś śmieć dwunożnych.
- Teraz albo nigdy...- Szepnęła ledwo słyszalnie i wyskoczyła do góry. Los chciał jednak, aby wylądowała przed, a nie na gołębiu, przez co ptak miał czas na ucieczkę. Zanim pręgowana zdążyła wykonać jakikolwiek ruch, gruchacz był już wysoko nad ziemią. Wojowniczka prychnęła pod nosem, i poszła dalej, w poszukiwaniu zwierzyny. Po jakiś trzydziestu uderzeniach serca wywęszyła kolejny obia... to znaczy, kolejne żyjątko. Teraz podjęła się wyzwania wytropienia i złapania królika. Zapach był silny, co znaczyło jedno- futrzak jest blisko. I rzeczywiście. Minęła dosłownie chwila, a Wybladłe Wspomnienie już uważnie lustrowała beżowo-siwe stworzenie wzrokiem. Długouchy nie spodziewał się ataku ze strony kotki, która szybko rzuciła się na małą, bezbronną kupę futra. Ofiara chwilę walczyła, ale Klanowiczka zakończyła jej życie, przegryzając gardło. Udało jej się. Złapała małą istotkę za futro, i zaczęła kopać w ziemi, po czym wrzuciła tam zdobycz. To jednak było mało. Klan Nocy nie wyżywi się jednym królikiem! Potem szukała jeszcze długo, lecz nic więcej nie wyczuła. Zmęczona po długiej wędrówce, usiadła, dysząc. Po chwili coś przykuło jej uwagę. Był to Przejrzysta Łapa, przemykający się pośród krzewów.


<Przejrzysta Łapo?>



Od Lawendy

Tego dnia byłam wyjątkowo nie byłam głodna. Ale miałam dziś bardzo dużo sił. Jeszcze nie otworzyłam oczu ale wiedziałam, że mama jest obok. Postanowiłam do niej podejść, tak na łapach. Skupiłam się i... wstałam! Łapki mi tylko troszeczkę drżały ale wstałam! Podniosłam łapę i postawiłam ją troszkę dalej. Zrobiłam kroczek! Pierwszy w moim życiu! Podniosłam tą drugą łapę i... Potknęłam się o coś takiego małego, ciepłego i miękkiego. I wylądowałam na czymś też miękkim i ciepłym, ale o wiele większym. Nagle... Otworzyłam oczy! Teraz widziałam na czym wylądowałam, po prostu teraz wszystko widziałam! Postanowiłam to wykorzystać, by sprawdzić o co się potknęłam i na co wylądowałam. Wpadłam na dużego, kota czyli mamę, a potknęłam się też brązowego kota tylko bez pręg. I na pyszczku, łapach, uszach i ogonie była ciemniejszy i wielkością podobny do mnie. Może to ten kociak ze mną czasami rozmawiał? Nagle usłyszałam za sobą głos, który mówił:
- O, otworzyłaś już oczy. - uśmiechnęła się - Nareszcie. Przecież musicie się tyle nauczyć...
- Musicie? kto jeszcze się ma ze mną uczyć? - przerwałam mamie.
- No, twoja siostra. Księżyc. Leży tam obok ciebie.
Spojrzałam w ta stronę, co wskazywała mi mama. Tam był ten kociak nad, którego przed chwilką obserwowałam.
- Ona ma na imię Księżyc? - spytałam, a mama skiwnęła głową na znak, że to prawda.
- A ty jak masz na imię? - znowu zapytałam tego samego kota.
- Nietoperze Skrzydło - odpowiedziała mi - A teraz coś zjedz, żebyś mi tu nie zdechła z głodu.
- Nie jestem głodna... Ale ci powiem kiedy będę.
Nietoperze Skrzydło wzruszyła ramionami i położyła głowę. Ale jeszcze zdążyła mi powiedzieć:
- Tylko mi powiedz.
- Nawet krzyknę kiedy będzie potrzeba.
- Może ty tez się prześpisz?
- Dobrze.
Posłusznie zrobiłam to, o co mnie mama prosiła. Nie chciałam się jej sprzeciwiać, przecież to moja mama! Ale jeszcze ostrożnie podeszłam bliżej jej i weszłam między jej łapy. Otworzyła jedno żółte oko. Wydawała się być zdziwiona lecz spokojna. Uśmiechnęłam się do niej i położyłam. Przecież później też mogę obejrzeć swój dom. Nagle usłyszałam za sobą pisk a potem ziewnięcie. Obie odwróciliśmy się w stronę tego dźwięku. I zastałyśmy moja siostrę. Miała otwarte oczy i też wydawała się zdziwiona. Ja uśmiechnęłam się do niej a ona mi.
-Witaj Księżycu. Jesteś głodna? Jak nie to chodź tutaj. - powiedziała Nietoperze Skrzydło.
Księżyc jednak wybrała drugą opcję. Weszła między przednie łapy mamy i usiadła pytając:
- Ona to Lawenda? A ty jak masz na imię mamo?
- Tak, właśnie tak ma twoja siostra na imię a ja się nazywam Nietoperze Skrzydło. - Odpowiedziała prędko.
Księżyc popatrzyła się na mnie a ja na nią. Jej wzrok mówił mi jasno: cześć. Mam nadzieję, że moje spojrzenie też jej to mówiło. Ale byłam taka ciekawa wszystkiego. Chciałam zapytać mamę o coś ale mi przerwała:
- Prześpijcie się - po czym położyła głowę na jednej z swoich łap i zamknęła oczy.
A ja jeszcze raz spojrzałam na swoją siostrę. Widać było, że chce mi coś powiedzieć, a ja czekałam, kiedy to zrobi.

< Księżyc? >

25 marca 2017

Od Borsuczej Łapy C.D Kaczuszka

  Młody kotek biegł za przyjaciółką w podskokach. W pewnym momencie źle stanął, i poślizgnął się na topniejącym śniegu, wpadając na ścianę Obozu. Po chwili w jego futerku znajdowały się liście, a także kurz i rzepy, ale niespecjalnie zwracał na to uwagę. Od razu podniósł się i pobiegł za Kaczuszką. W końcu koteczka zaczęła sypać śniegiem, lecz nie trafiła Borsuczej Łapy. Ponadto kocurek przeskoczył śnieżne pociski i złapał ją, odwracając się do ucieczki, gdy zobaczył... Jak myślicie, kogo? Oczywiście że Spadającego Liścia! Mentor patrzył na niego krzywo. Młodziak posmutniał, opuszczając głowę.
- Dość zabawy na dziś, Kaczuszko.- Powiedział stanowczo, po czym odszedł w kierunku Legowiska Uczniów, lekceważąc pytania kotki. Teraz na pewno doszczętnie zniszczył sobie reputację u nauczyciela! Co za pech! Borsucza Łapa z małym poślizgiem wpadł na miękki mech. Nie powodzi mi się dzisiaj... Pomyślał zrezygnowany, tępo wgapiając się w sufit norki.



  Nastał wieczór. Pręgowana Łapa położyła się właśnie na mchu, oraz rozpoczęła poranną toaletę. Czarny uczeń westchnął ciężko, wspominając dzisiejsze polowanie. Nie powiodło się, zdobycz mu uciekła, tłuste wróble odleciały... Na samą myśl o tym fatalnym dniu futro na karku młodzika nastroszyło się. Postanowił jednak spróbować zasnąć.



  Obudziły go promienie słońca, nieśmiało zaglądające do legowiska. Borsucza Łapa wstał, przeciągając się i ziewnął. Zszedł z mchowego posłania, po czym wyszedł na zewnątrz.

<Spadek?>

24 marca 2017

Od Białej Gwiazdy cd. Malinki

Nie chciałam być niemiła dla małej kotki. W końcu jest mała i nie rozumie, że nie zawsze dostaje się, czego chce. Ale nie mogłam jej przyjąć. Klan Burzy już jest nazywany klanem pieszczochów, nawet przez kocięta. A przyjmowanie kolejnej osoby tylko pogorszyłoby sprawę. Poza tym spotkała się już z innym kotem klanowym. Na pewno nie z kimś od nas, bo raczej zostałabym o tym poinformowana. Gdyby ktoś zobaczył, na przykład na Zgromadzeniu albo patrolu, kotkę, która włóczyła się i prosiła o przyjęcie jej do klanu, a teraz należy do Burzy, raczej nie wpłynęłoby to dobrze na naszą reputację. Co prawda ja też byłam samotniczką i Srebrna Gwiazda mnie zaakceptowała, ale byłam wtedy już wojowniczką. Wiedziałam wszystko o życiu klanowym, w końcu urodziłam się w jednym, no i jako tako miałam już ukształtowany charakter. Była liderka chyba wiedziała, na co się decyduje. A taki kociak... Nie wiadomo, na kogo może wyrosnąć. Więc to była inna sytuacja. Zastanawiałam się, czy gdyby srebrna kotka by żyła, poparłaby moją decyzję. Uznałam jednak, że nawet jeśli nie, to wciąż była to moja decyzja.
- Nie mogę. Odprowadzę cię w bezpieczne miejsce i mam nadzieję, że już więcej tu nie przyjdziesz. To... po prostu nie miejsce dla kogoś takiego jak ty - powiedziałam z krwawiącym sercem. Nie podobało mi się odmawianie takiemu małemu kociakowi. Ale musiałam to zrobić. - Wiesz, gdzie można znaleźć twoich rodziców?
Hmm, jeżeli nie wiedziała, to będzie mały problem. To znaczy, ona będzie miała mały problem. Nie wyobrażam sobie łażenia po terenach niczyich i szukania jakichś samotników. Będzie musiała sama ich odnaleźć lub zostać u pieszczochów.

<Malinka?>

Od Malinki C.D Białej Gwiazdy

- Nie chcę! - zaprotestowałam.
Kotka spojrzała na mnie zdziwiona i przechyliła lekko głowę.
- Ja nie chcę do nich wracać! Nie jestem kiciusiem Dwunożnych. -wytłumaczyłam.
- Więc kim jesteś? - spytała biała kotka.
Usiadłam na śniegu, a kotka chwilę później.
- Moi rodzice są Samotnikami. Zgubiłam się im raz i znalazła mnie inna kotka też z klanu. Nie mogła mi pomóc więc, zabrała mnie do Dwunożnych, ale uciekłam. Nie chcę należeć do Dwunogów! - powiedziałam.
- Pomóc ci znaleźć rodzinę? - spytała kotka z troską w głosie.
- Nie! - krzyknęłam.
Kotka spojrzała na mnie lekko przestraszona.
- Przepraszam, że tak krzyknęłam. - położyłam po sobie uszy.
- Nic nie szkodzi. Ale... Nie rozumiem cię. Możesz mówić jaśniej? Nie chcesz wracać do Dwunożnych, do rodziny też nie. Więc jak mam ci pomóc? - powiedziała zdezorientowana kotka.
- Uch... Tamta kotka opowiedziała mi o klanach. Dzięki niej wiem już kim chcę być. Chcę być kotem klanowym i walczyć w obronie mojego klanu. Jesteś Przywódcą, prawda?
- Tak. Ale... Skąd to wiesz?
- Tamta kotka mi powiedziała, że każdy Przywódca klanu ma drugi człon imienia Gwiazda. Ale wracając do mojej poprzedniej wypowiedzi. Chcesz mi pomóc tak?
- Jest to mój obowiązek słonko. - kotka uśmiechnęła się do mnie.
- Więc proszę, przyjmij mnie do swojego klanu. Tylko tak możesz mi pomóc. - spojrzałam kotce w oczy.
- Och... Słonko, ale... To nie taki proste jak ci się wydaje...
- Proszę... Będę dobrą wojowniczką! Gdy będę większa, to codziennie będę się pilnie uczyć. Proszę... Proszę Biała Gwiazdo. - ostatnie słowa wyszeptałam.

<Biała Gwiazdo?>

23 marca 2017

Od Lamparciego Kroku C.D. Iskrzącego Futra

Lamparci Krok widział, że z jego byłą uczennicą jest coś nie tak, ale cóż można zrobić, jeśli ktoś nie chce mówić? On nigdy nie należał do kotów, które naciskają na przyjaciół. Starał się być wobec młodszej koleżanki jak najbardziej delikatny. Usiadł więc obok niej i polizał ją po uchu.
- Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz - powiedział spokojnie, z lekkim uśmiechem. Iskrzące Futerko odpowiedziała podobnie, jednak nie mogła ukryć zdenerwowania.
- Jestem głupia... I tyle - mruknęła z nerwowym śmiechem.
- Aha... - Lamparci Krok odsunął się od niej nieco, aby spojrzeć jej w oczy. - Wiesz, chciałbym, żebyś poprowadziła jutrzejszy poranny patrol. Weź dwójkę wojowników, sama ich wyznacz.
- Dobrze... Dzię-dziękuję...
Iskrzące Futro uśmiechnęła się teraz nieco pewniej i spojrzała mu w oczy. Zastępca też się uśmiechnął. Po chwili wstał i ruszył w kierunku legowiska lidera.
- I nie przejmuj się głupotami - dodał jeszcze, na chwilę się zatrzymując. - One tylko utrudniają nam życie...

* * *

Tego dnia polowanie przebiegło pomyślnie. Droździa Łapa złapał dużego królika, co dało jego mentorowi wyraźny powód do dumy. Nie jest łatwo o tak dorodną zdobycz w porze nagich drzew. Klan Burzy po kilku dniach głodu mógł w końcu napełnić brzuchy, właśnie dzięki jednemu uczniowi.
- Droździa Łapa nadal jest zbyt niedoświadczony, aby przyjąć imię wojownika - powiedziała Biała Gwiazda. - Nawet jeśli tym jednym królikiem uratował cały klan.
- W sumie masz rację... Nadal walczy jak kociak - mruknął Lamparci Krok lekko zawiedziony. - Nadal też zachowuje się jak kociak...
- Przyłóż się do jego treningu. Widać w nim ukryty potencjał. Kiedyś będzie dobrym wojownikiem.
Lamparci Krok skinął głową i opuścił legowisko liderki.
Było zimno, w ciemnych kątach obozu nadal leżał śnieg. Mimo niskich temperatur nikt nie czuł dotkliwego zimna. Łatwo można się do niego przyzwyczaić. Zastępca przeciągnął się i po chwili podbiegł do swojej siostry, Mysiego Nosa.
- Pójdziesz z Rozmytym Pyłem na patrol, przekaż mu to jak wróci z polowania.
Kotka skinęła głową.
- Już wrócił. A co ty będziesz robił?
- Idę na polowanie. Sam... Droździej Łapie należy się wolne po tak udanym polowaniu.
Mysi Nos odeszła w kierunku legowiska wojowników, z którego właśnie wychodził Rozmyty Pył. Para od razu opuściła obóz. Po chwili zastępca ruszył ich śladem.

<Iskra? BW, spotkajmy się na polowaniu...>

22 marca 2017

Od Wilczej Duszy C.D Milcząca Sadzawka

- Spokojnie, nie jestem mordercą...- Parsknęła z ironicznym uśmiechem na pysku, widząc wzrok wojowniczki Klanu Wilka- Mówiłaś o jakimś długu... jest jedna rzecz którą mogłabyś dla mnie zrobić. Moje kocięta kilka dni temu zniknęły bez śladu. Jeśli mogłabyś je odnaleźć spłaciłabyś dług. Jeden z nich jest dość duży, czarno-biały, wesoły... Druga to mały łobuz, cała czarna. Mają na imię Motyl i Malinka.- Skończyła. Niebieskawa kotka kiwnęła głową. Może nareszcie je znajdę? Pomyślała radośnie Wilcza Dusza, odsuwając zioła na bok, i oplatając rany niebieskookiej pajęczyną. Na dworze padał śnieg, może, że ostatni tej Pory Nagich Drzew, ale wszystko możliwe. Długowłosa odłożyła wszystkie używane medykamenty do pęknięcia w Drzewie, po czym obróciła do rannej. Klanowiczka oczyszczała właśnie futerko na swoim barku z zaschniętej krwi i brudu, który się do niego przyczepił. Wilcza Dusza obejrzała ją jeszcze raz, tym razem dokładniej. Doszła do wniosku, że takie opatrzenie wystarczy, chociaż nie była specjalistą. Tu przydałby się Aster. Ale niestety, Gwiezdny Klan już dawno go zabrał... Czarna kocica zmarszczyła nos. Jeśli pozwoli wojowniczce odejść, a pajęczyny się zerwą, odsłaniając rany to będzie to jej wina... Ale przecież nie może jej tu trzymać w nieskończoność! Samotniczka pomyślała chwilę. Może uda się to zorganizować w taki sposób, aby mogła jednak pójść? Nie... nie da rady...


<Milczka?>

Od Piaszczystej Mgły CD. Kruczego Wąsa

- Szybko nam poszło, nieprawdaż? - Zapytała kotka nie oczekując odpowiedzi. - Pamietam jak to było być uczniem... - Uśmiechneła sie w myślach spoglądając na Kruczego Wąsa.
Razem truchtem pobiegli do obozu, udało im sie jeszcze złapać mysz i jednego wróbla. Wojownicy wrócili do obozu i oboje odłożyli zdobycze.
- Heh, fajnie mi sie z tobą polowało. - Przyznała sie Piaszczysta Mgła lekko sie czerwieniąc na policzkach. - Może zaczniemy razem polować cześciej. - Dodała po chwili pomrukując, a jej serce zaczeło rytmicznie bić. Czuła sie... Dość dziwnie. Pierwszy raz czuła coś takiego. Może chodziło o coś mocniejszego niż wspólne polowanie? Wojowniczka przysiadła i pomrukując zaczeła wylizywać łape i spoglądając co chwile na Kruczego Wąsa. Kocur także wydał z siebie ciche pomruki i przysiadł obok Piaszczystej Mgły. Spoglądał na nią dziwnie.
- Mam coś na nosie? - Zapytała zwalając "coś' z pyszczka.
- Nie, nie! - Zaśmiał sie zastepca.
- O, to w takim razie nic nie mówiłam. - Zachichotała również i podsuneła sie bliżej do Kruczego Wąsa czując ciepło jego sierści. To było takie dziwne, ale też fantastyczne uczucie. Spojrzała na niego po chwili z uśmiechem na pysku.

<Kruczy Wąsie? Sorry za brak jednej literki, ale klawiatura mi sie przestawiła ;-;>

21 marca 2017

Od Słonecznej Łapy CD Bladego Świtu

Mentorka przeszywała mnie wzrokiem. Czułam się lekko zmieszana, chyba już popsułam sobie u niej swoją opinie. Musze się teraz postarać żeby poprawić się. Mentorka kazała mi wciągnąć powietrze, poczułam coś! Nie wiem co to, chyba coś małego, pachnie trochę jak te małe stworzenia które Sowi Szpon przynosił Ciemnej Mordce. Moje oczy zaiskrzyły się radośnie, może mentorka mnie pochwali. Wciągnęłam powietrze jeszcze raz by dokładniej ustalić położenie "tego czegoś". Podbiegłam do miejsca gdzie potem zobaczyłam martwego gryzonia, spojrzałam na łaciatą kotkę. Nie wyglądała na dumną, patrzyła na mnie wzrokiem przepełnionym wyższością. Posmutniałam, chciałam żeby mentorka pochyliła mnie. Kotka jedynie machnęła ogonem żeby za nią podążać, posłusznie wykonałam jej polecenie. Wojowniczka wyprowadziła mnie poza obóz. Prowadziła mnie drogą wydeptaną przez inne koty, wokół mnie, mimo pory nagich liści było można dostrzec że w lesie tętni życie. Co kilka kroków jakiś mały robaczek przebiegał mi obok łap, ptaki wzbijały się do lotu albo inne stworzenie szeleściło w zaroślach.
Kiedy doszliśmy do miejsca w które prowadziła mnie Blady Świt, moja nauczycielka usiadła owijając ogon wokół łap. Zrobiłam to samo, kocica wpatrywała się we mnie po czym powiedziała.
- Co tak siedzisz? Chce zobaczyć twoje umiejętności, upoluj mi coś - rzekła oschle kotka.
- Przecież nie umiem jeszcze polować, nie wiem co robić. - wszystko co powiedziałam nie było sprzeczne z prawdą. Przypomniało mi się jak z rodzeństwem łapaliśmy motyle przed kociarnią, coś momentalnie napełniło mnie odwagą.
- Kot robi to intuicyjnie, polowania się nie uczy, polowanie się szkoli - kiedy wojowniczka zakończyła wypowiedź skinęłam głową i odeszłam.

Kiedy byłam już na tyle daleko od Bladego Świtu otworzyłam pysk i wciągnęłam powietrze, wyczułam coś. Pachniało tak jak to co było wcześniej w krzakach, to mysz! Rozejrzałam się, małe zwierzątko siedziało pod drzewem, gryzło jakieś ziarenko. Sam gryzoń był bardzo chudy, jednak zawsze to jakaś przekąska. Zaczęłam się skradać, byłam coraz bliżej. Dzieliła nas długość króliczego skoku, skoczyłam na Ofiarę. Łapami przygniotłam mysz do ziemi, wbiłam pazury w jej miękkie ciałko. Dobiłam je i wzięłam do pyska. W tym właśnie momencie z drzewa zeskoczyła Blady Świt.

<Blady Świcie?>

Od Białej Gwiazdy cd. Malinki

Idę sobie, idę, aż tu nagle bum! Jakiś kociak na ziemi. Tak po prostu beztrosko śpiąca mała kotka. Sądząc po zapachu, samotniczka lub pieszczoch. Raczej pieszczoch, skoro sobie tak łazi sama. Samotnik raczej miałby matkę, która nauczyłaby ją, że na tereny klanów się nie wchodzi, w szczególności jak się jest takim bezbronnym szczylem. Nie wszyscy w końcu przestrzegają Kodeksu Wojownika.
Ja jednak raczej przestrzegam, więc trzeba by było jej jakoś pomóc. Nie chciałam jej budzić, ale chyba nie powinnam tak po prostu wziąć ją za fraki i zatargać do pieszczochów jak śpi. Przestraszyłaby się albo coś. Pacnęłam więc ją delikatnie, starając się ją obudzić. Otworzyła na szczęście oczy i spojrzała na mnie zdezorientowana. Po chwili, gdy już pewnie ogarnęła gdzie jest, wstała i odsunęła się, przestraszona. I dobrze, nie powinna od razu do wszystkich się tulić i kochać, ale nie miałam żadnych złych zamiarów, więc nie było to potrzebne. Odeskortuję ją do bezpiecznego miejsca i tyle.
- Spokojnie, mała. Nazywam się Biała Gwiazda i nie chcę cię skrzywdzić. Zgubiłaś się, tak? Pomogę ci wrócić do twoich Dwunożnych, w porządku? - zaproponowałam. Albo w sumie nie zaproponowałam. Musiałam jej pomóc, nawet jeśli coś by jej nie pasowało. Także nawet jeśli będzie się zaklinać, że da radę sobie sama, będzie miała towarzystwo w drodze. Niekoniecznie musi o tym wiedzieć. Wystarczy chyba, że zadbam by nikt jej nie zjadł, nie?

< Malinka? >

Od Milczącej Sadzawki C.D Liliowej Łapy

Niebieska kotka uważnie wpatrywała się w terminatorkę. Jej jaskarwopomarańczowe oczy zaczęły się szklić, jakby zaraz miała się rozpłakać. Pyszczek zaczął jej się trząść, a ze ślepii polały się łzy. Uczennica próbowała osłaniać pysk łapą, co jej nie wychodziło. Później tylko cicho łkała, powtarzając w kółko te same słowa:
-Jestem beznadziejna, bezużyteczna...
Wojowniczka zmierzyła ją zimnym spojrzeniem. Zmrużyła swe oczy w szparki, kilkakrotnie trzasnęła ogonem, aby po chwili trzasnąć łapą terminatorkę. Oczywiście, łapa był ze schowanymi pazurami, jednak siła uderzenia była na tyle mocna, iż kotka się otrząsnęła. Ostatnie łzy powoli spadły na zmrożoną glebę.
-Masz przestać i to natychmiast. -powiedziała już spokojniej, choć nadal stała i mierzyła Liliową Łapę uważnym spojrzeniem.
Kotka jeszcze trochę się trząsła, lecz przynajmniej nie płakała. Usiadła, zgarbiła się, a w jej oczach widniał smutek. Milcząca Sadzawka usiadła obok niej, owijając ją ogonem. Obróciła łeb, aby spojrzeć jej w oczy. Dwie pary ślepii, o tak odmiennej barwie i wyrazie, spotkały się. Wojowniczka przytuliła się do uczennicy całym ciałem, dopóki nie przestała się trząść. W końcu powoli wstała.
-To nie czas na takie rzeczy. -syknęła już swoim lodowatym tonem.
Liliowa Łapa również wstała, patrząc z wyczekiwaniem na niebieskawą wojowniczka. Milcząca Sadzawka dała jej sygnał, żeby podążała za nią. Zimna gleba nie była idealnym podłożem i wydawała nieprzyjemny dźwięk. Kotki jednak go ignorowały, starały się łowić wszystkie dźwięki i zapachy. Mimo wszystko, nie musiały długo wędrować, ponieważ w lesie wyczuły dwa zające. Terminatorka natychmiast opadła do pozycji łowcy, dokładnie jak Milcząca Sadzawka. Wojowniczka dała jej sygnał, aby zaszła zające z drugiej strony. Liliowa Łapa z łatwością obeszła niewielką polankę i czekała. Teraz kolej na Milcząca Sadzawkę, której mięśnie już się spięły w oczekiwaniu. Przesunęła kilka razy ogonem na ziemi, po czym odbiła się od gruntu. Jej pysk wykrzywił okrzyk, a w powietrze wyleciała również jej towarzyszka. Obie kotki złapały zdobycze, z łatwością zaciskając kły na karkach zajęcy. Były dość pulchne, więc miały szczęście.
-Jednak umiesz polować. -powiedziała sarkastycznie wojowniczka, upuszczając zająca.
W odpowiedzi Liliowa Łapa opuściła wzrok na swoje łapy, po czym zawstydziła się. Zaczęła stopniowo zwijać i rozwijać swój ogon.
-Ruszajmy dalej. -mruknęła bez ceregieli Milcząca Sadzawka.
-*-
Wyczerpane kotki wróciły dopiero po południu, upolowały mnóstwo zwierzyny. Ledwo co mieściła im się w pyszczkach! W obozie zostały przyjemnie powitane, przez wygłodniałych wojowników i uczniów. Koty otoczyły ich wianuszkiem i zaczęły mruczeć oraz ocierać się o nich. Milcząca Sadzawka z zadowoleniem podniosła ogon, jednak Liliowa Łapa zaczęła się denerwować. Przebierała łapą za łapą i ruszała ogonem. Niebieskawa wojowniczka przytuliła się do niej całym ciałem, dając jej ciut otuchy. Terminatorka rzuciła jej wdzięczne spojrzenie, i nadal ciut nieśmiało, podniosła ogon w górę. Milcząca Sadzawka posłała jej pełne ciepła spojrzenie i mruczała cicho. Kotki odłożyły piszczki na stosik pozostałej zwierzyny, a gdy uczennica odłożyła ostatnią myszkę przez tunel weszła Słodkie Serce, również jej pyszczek był wypchany zwierzyną. Koty cofnęły się do wejścia i tak samo powitały śliczną wojowniczkę. Terminatorka i Milcząca Sadzawka wzięły po dwóch zającach i szybko się oddaliły. Usiadły przy legowisku uczniów, jedząc wspólnie. Liliowa Łapa coś mówiła do niebieskawej kotki, jednak ta słuchała jednym uchem, ponieważ zauważyła idącą w ich stronę Sosnowy Ogon. Milcząca Sadzawka biła się z myślami, jednak w końcu powstała. Potrząsnęła kilka razy łbem i powiedziała cicho do uczennicy:
-Powodzenia.
Liliowa Łapa przez chwilę nie wiedziała, o co Milczącej Sadzawce chodzi. Jednak natychmiast struchlała, widząc Sosnowy Ogon. Niebieskawa wojowniczka siadła w niewielkiej odległości od mentorki i terminatorki, ciekawa, czy Sosnowy Ogon ją tym razem pochwali.
<Liliowa Łapo?>

Od Jaszczurczego Ogona C.D. Słodkiego Serca

Kuroko uśmiechnęła się do mnie czule, a ja pomyślałem, ze serce mi zaraz stopnieje. Jej niewinna uroda wprawiała mnie w osłupienie. Coraz ciężej mi było zapanować nad emocjami.
Jaszczurczy Ogonie, ty stary draniu! Przecież ona jest pieszczoszką! Nie wolno zapominać o Kodeksie Wojownika! Ale jak go tu słuchać, kiedy czuje się coś do takiej piękności? Do krętego futra i tych pięknych oczu...
- Och! Poczekajcie tylko chwile! Jest naprawdę zimno! - mruknęła Kuroko i ponownie zniknęła w legowisku dwunożnych. Po jakimś czasie wyszła, tym razem ja nieco innym futrze.
- Klanie Gwiazdy! Co ci się stało? - pisnęła zaskoczona Sosnowy Ogon.
- Ubrałam sweterek, aby się nie przeziębić... No dobrze moi drodzy! Ruszajmy na poszukiwania! Myj, jak nas nazwaliście "pieszczoszki" nie będziemy za bardzo chętni opuszczać naszych państwa, ale włóczędzy na pewno za wami pójdą! Niedaleko mieszka taki jeden, nazywa się Pustułkowy Dziób, czy jakoś tak... Ma takie dziwne imię, jak wy!
- Wiele kotów pamiętało klany i nosiło takie imiona - wyjaśniłem. - Pustułkowy Dziób musi pochodzić od takich kotów...
- Zamieszkał tu niedawno i jest nieco dziwny... Ale chyba się z nim jakoś dogadacie! Był bardzo niemiły dla moich państwa!

<Słodka? Kuro? Pustułek? BW tak bardzo ;_;>

*mamy nadal czasy przed dołączeniem kilku kotów... Jest początek zimy

Od Lamparciego Kroku C.D. Droździej Łapy

Poczułem to samo dziwne mrowienie w łapach, które czuję zawsze, kiedy zbliżę się do terenów Klanu Nocy. Często spotykałem tutaj ich patrole i często kończyło się to niekorzystnie dla Klanu Burzy. Drobne sprzeczki i pełno niepotrzebnego warczenia... Tak jednak działały na mnie reakcje Wieczornego Blasku. Wstrętny kocur! To wręcz nie do pomyślenia, że jesteśmy tak blisko ze sobą spokrewnieni! Ja i Mysi Nos jesteśmy do niego tak niepodobni, jak kruk do gołębia!
- Teraz postaraj się być cicho - mruknąłem do swojego ucznia. Droździa Łapa szybko pokiwał głową.
Szliśmy po zboczu utrzymując ten sam poziom. Dla patrolu Klanu Nocy bylibyśmy bardzo dobrze widoczni, ale cóż z tego? To terytorium Klanu Burzy i niech lepiej nie wchodzą na nie zbyt daleko! Nasza obecność niech będzie ostrzeżeniem.
- Lamparci Kroku? - odważył się zapytać mój uczeń. Kiwnąłem mu głową na znak, że może mówić. - Dlaczego Klan Nocy jest taki zły?
- Zły? - zdziwiłem się. - Co masz na myśli?
- No... Zawsze mówi się o nich tak jakoś dziwnie... Jakby byli bardzo, bardzo niedobrzy...
- Musisz wiedzieć, że kiedyś Klanem Nocy przewodził bardzo, bardzo niedobry lider - zacząłem ostrożnie.
- Czarna Gwiazda - wtrąciła Iskrzące Futro. - Podobno był równie czarny jak jego serce. Miał czarne futro, ciemne oczy, czarny nos...
- Ej, ej! - warknąłem na byłą uczennicę. - Kto ci opowiadał takie bzdury? Czarna Gwiazda tak nie wyglądał.
- Naprawdę? Przepraszam... Jakoś go sobie tak wyobraziłam... - mruknęła zawstydzona kotka.
- To jak on w końcu wyglądał? - dociekał Droździa Łapa. - Lamparci Kroku, widziałeś go?
- Oczywiście. Straszny kocur! W istocie miał czarną sierść, ale brzuch i pyszczek miał białe, a jego złe oczy były mocno zielone, nawet bardziej niż zielona jest trawa. Nie żyje on od wielu księżyców, ale Klan Nocy pełen jest jego potomstwa. Dał on życie dwóm miotom... Nie! Zaraz! Trzem! Ugh! W każdym razie prawie każdy członek jego klanu ma w sobie jego krew.
- Malinowa Gwiazda też?
- Malinowa Gwiazda nie. Ale jej zastępca to syn Czarnej Gwiazdy z drugiego miotu. Ale wcześniej miał on też inne kocięta, a wśród nich Wieczorny Blask. Uważaj na niego! Taki młodziak jak ty to dla niego pestka!
- Zapamiętam to sobie - obiecał uczeń.

~ ~ ~

Jako zastępca czułem się niezwykle dumny ze swojej pozycji w klanie. Szybko opanowałem nowe obowiązki i z łatwością układałem swój plan dnia. Najpierw ustalenie patroli, potem trening Droździej Łapy, potem mój patrol i wieczorny posiłek. Po posiłku ustalenie porannego patrolu, sen i rano od nowa... Codziennie od kilkunastu wschodów słońca... Może pora na coś nowego?
- Rozmyty Pyle, chciałbym, abyś dzisiaj mi w czymś pomógł - powiedziałem do wojownika.
- Coś się stało? - zapytał nieco zaskoczony.
- Najwyższa pora sprawdzić naszych uczniów...

Droździa Łapa i Korowa Łapa będą dzisiaj polować, a my zbadamy ich umiejętności.

<Droździa Łapo?>

Od Świetlikowej Łapy

Leżałam w trawie patrząc tępym wzrokiem na zielone źdźbło poruszane wiatrem mierzwiącym mi sierść. Moja kara się skończyła, mogłam jeść. Mogłam, ale nie chciałam. Ta kara pozostawiła na mojej psychice piętno nie do zmycia, doświadczenie nie do zapomnienia. Srebrny Pysk nienawidzi mojego ojca, Srebrny Pysk nienawidzi jego rodziny, Srebrny pysk nienawidzi MNIE. Moja matka o tym wiedziała. Musiała wiedzieć! Więc dlaczego... Dlaczego mi ją przydzieliła? Jej słowa były mądre i prawdziwe, jak to słowa wielu liderów: Srebrny Pysk wyszkoliła wielu uczniów, którzy stali się wspaniałymi wojownikami. Czy więc ja mam stanowić wyjątek? Przez mój młody jeszcze, niespokojny umysł przemykały myśli: Moja mama byłaby temu przeciwna, jest liderem. Ale Srebrnego Pyska to nie obchodzi. Mój tata jest gotowy ją za to rozszarpać... Ale ona nie zrobiła nic złego. To ja zrobiłam coś złego. Srebrny Pysk jest mądra, ja jestem głupim kociakiem. Wyrzutkiem. Wcześniakiem. Pokraką. Świetlikiem.
-Świetlikiem...-załkałam. Świetlikiem. Małym, słabym robaczkiem. Robaczkiem który nie przeżyje więcej niż jednej nocy. Ja bym mogła przeżyć. Dostałam cudowną mentorkę.
-I nie zawiodę jej...
Podniosłam się i odszukałam Srebrny Pysk. Mimo, że spędzałam z nią tyle czasu wciąż była dla mnie obca, wciąż onieśmielała mnie spojrzeniem żółtych oczu.
-Mentorko?
-Czego chcesz pokrako?
Nie zaszczyciła mnie spojrzeniem, jednak już odpowiedź była zaszczytem.
-Czy wciąż możesz mnie szkolić?
Odwróciła głowę w moją stronę. Normlany kot wydawałby się zdziwiony, ale o mentorce nie mogłam tego powiedzieć: jej oczy patrzyły na mnie bez wyrazu, z postawy kotki nie mogłam nic wyczytać.
-Proste zasady. Przestrzegasz kodeksu, słuchasz wszystkiego co mówię i nie przylatujesz do mnie z płaczem gdy okaże się, że nie będziesz tak znakomitą wojowniczką jak wielu z nas, kotów z Klanu Nocy, takich jak ja, moje dzieci, czy Czarna Gwiazda.
-I mój tatuś?
-Twój tatuś nie jest nawet w połowie tak doskonałym wojownikiem jak chociażby Przejrzysta Łapa. Mam rację, prawda?
Przytaknęłam. Czy można to uznać za zdradę? Zdradziłam Płomienną Pręgę?
-Zawsze masz rację mentorko.
Srerbny Pysk popatrzyła na mnie dziwnym wzrokiem. Czy było to zdziwienie? Patrzyła tak na moją babcię, gdy ta poparła ją w kwestii mojej kary.
-Dziś upolujesz rybę. I zabierzesz ją do obozu. Rozumiesz, czy nawet to jest dla ciebie zbyt trudne?
-Rozumiem.
Weszłam do wody aby wypatrywać ryb. Dostrzegłam srebrne stworzenie które przemknęło tuż obok mojej łapy. Spojrzałam na mentorkę szukając w jej oczach porady co teraz zrobić.
-Co się głupio gapisz?! Łap rybę!
Rzuciłam się za umykającą rybką. Wymknęła mi się, ale nie zamierzałam odwróćić się aby wrócić do mentorki. To dałoby jej satysfakcję. Bo cóż może być śmieszniejszego? Mały Świetlik, żałosna córka żałosnej liderki i jej żałosnego partnera nie umie słabać nawet żałosnej płotki!
-Nie!-zdawało się krzyczeć wszystko we mnie. Gnana siłą instynktu rzuciłam się za sporą rybą. Trzymając w pyszczku szamoczące się zwierzę zaniosłam je Srebrnemu Pyskowi.
< Mentorko?>

20 marca 2017

Od Liliowej Łapy C.D Milczącej Sadzawki

  Kotka niepewnie podeszła do Milczącej Sadzawki, a na jej pytanie lekko opuściła głowę. Nie czuła się na siłach, aby w ogóle wyjść z obozu. Wtem, gdy już miała odmówić szarej wojowniczce, Złota Skóra podeszła do nich.
- Milcząca Sadzawko, Liliowa Łapo, udajcie się na patrol łowiecki. Myślę, że same sobie dobrze poradzicie, aczkolwiek może chcecie kogoś jeszcze zabrać? - rzekła zastępczyni.
W głosie wojowniczki czuć było mnóstwo entuzjazmu, żadnego jadu czy podłości, jak to zazwyczaj bywało. Jej ekscytacja wynikała z porodu Nietoperzowego Skrzydła. Właściwie narodziny nowych kociąt były dla całego Klanu Wilka nową nadzieją. Niestety, gorzej było z tym, że matka nie chciała zdradzić, kto jest ich ojcem. Praktycznie chyba każdy kot wiedział, iż wojownik o takim umaszczeniu jak Lawenda nie gościł w Klanie Wilka. Większość członków podejrzewało, że Nietoperze Skrzydło zaciążył kocur z innego klanu lub samotnik. Natomiast jeszcze inni twierdzili, iż to Łososiowa Łapa albo Chuda Łapa. Liliowa Łapa powątpiewała w te dwie ostatnie opcje, gdyż po prostu nigdy nie widziała, aby bura królowa miała szczególne więzi z tymi dwoma terminatorami.
- N-nie... - odpowiedziała szybko uczennica.
Milcząca Sadzawka popatrzyła na białą kotkę lekko zdziwiona. Zamrugała kilka razy swymi niebieskimi oczami, jakby była zakłopotana. Zapewne pomyślała, że córka Miodowej Gwiazdy z chęcią zabierze kogoś jeszcze, aczkolwiek Liliowa Łapa wolała nie pokazywać wielu kotom, jak słaba jest w polowaniu. Na szczęście niebieska wojowniczka uszanowała decyzję młodej, dlatego żwawym krokiem podążyła w stronę wyjścia z obozu, dając ogonem znak terminatorce, aby ta podążyła za nią.
  Kawałek dalej od obozu, na małej łączce, obydwie kocice wychwyciły woń stada wróbli. Ptaki te były bardzo pospolite w porę nagich drzew, a że zbliżała się już odwilż, to coraz więcej przybywało ich, aby wygrzebywać nasionka ze zmrożonej ziemi. Liliowa Łapa spojrzała niepewnie na towarzyszkę, na co ta posłała jej łagodny uśmiech. To poniekąd uspokoiło białą uczennicę, lecz nadal w jej sercu gościła doza niepewności. Milcząca Sadzawka pozwoliła wspólklanowiczce na to, aby pierwsza ruszyła w kierunku ptaków. Liliowa Łapa poczęła się skradać w stronę wróbli, nie zważając na to, że jej stopy po zetknięciu z ziemią wydają dosyć głośny dźwięk. Gdy była już trzy długości ogona od stadka, napięła mięśnie. Wtem jedno z beżowych zwierzątek zauważyło ją i niemalże od razu poinformowało swych pobratymców. Grupka ptaków zerwała się do lotu. W tedy do akcji wkroczyła Milcząca Sadzawka; biegiem puściła się za wróblami. Niestety nie była zbyt szybka, przez co nie udało się jej dogonić ich. Niebieska wojowniczka odwróciła się w stronę uczennicy. Liliowa Łapa czuła się bardzo źle. Ostatnimi dniami nic jej nie wychodziło. Terminatorka pochyliła głowę w geście przepraszającym. Jej jaskrawopomarańczowe oczy wpatrywały się tępo w zamrożone podłoże. Przeczuwała, że zaraz z pyszczka Milczącej Sadzawki wydobędzie się karcąca reprymenda, która odnosi się do tego, jaka to Liliowa Łapa jest bezużyteczna.
- Jestem beznadziejna... - mruknęła, zaciskając oczy.
Czuła, iż zaraz się popłacze. Próbowała jednak powstrzymać gorzkie łzy, co chyba jej wyszło.

<Milcząca Sadzawko?>

Od Milczącej Sadzawki

Niebieskawa wojowniczka właśnie wracała z nieudanego polowania. Dosłownie przed chwilą uciekł jej tłuściutki drozd, ponieważ kotka zrobiła jeden niepoprawny ruch. Była zdenerowana, kiedy szła do miejsce gdzie zakopała pozostałą część zwierzyny. Szła powoli, szurając łapa za łapą. Słońce mocno świeciło, jednak zimny wiatr dął jej prosto w uszy. Poruszyła nimi powoli, spuściła wzrok. Widziała zmrożoną glebę oraz wynurzającą się z niej trawę. Była jeszcze zbyt słaba, kocica z łatwością ją zdeptała. Nie zrobiła tego specjalnie, ale dzisiaj była nie w sosie. Ominęła miejsce gdzie zakopała piszczki i pobiegła przed siebie. Ruszyła do Siedliska Owiec, odbijała się od gruntu, a później znowu na niego opadała. Jej łapy wydawały głuchy odgłos. Kotka zmrużyła oczy i skuliła uszy, a wiatr wiał coraz mocniej. Uważała, że żaden drapieżnik nie powinien znaleźć zakopanych zdobyczy, były zbyt dobrze ukryte. Zaprzątała sobie umysł czymś innym, swoimi problemami i różnymi kłopotami z opóźniającą się Porą Zielonych Liści. Potrząsnęła kilka razy łbem, aż w końcu zza horyzontu zaczął się pojawiać krajobraz Siedliska Owiec. Beczące stworzenia, albo chodziły powoli, albo pasły się równie wolno. Przy nich biegały czarno-białe psy, a niektóre po prostu siedziały przy ogrodzeniu i dyszały, wywieszając języki. Milcząca Sadzawka długo się nim przyglądała, aż ochłonęła. Jej oddech się uspokoił. Nie wiadomo czemu, ale tą kotkę zawsze uspokajał widok owiec. Jedyny problem tkwił w tym, iż w Siedlisku Owiec były również psy, a tych nienawidziła całym sercem. Ledwie co wojowniczka zmrużyła ślepia, a już usłyszała ich wściekłe szczekanie. Jakże mogła ta nieuważnie postąpić! Gdy wstała, poczuła ból w tylnej łapie.
-Stara blizna się odezwała...-syknęła z bólu.
Była już gotowa na śmierć, czuła delikatny powiew i tęten łap psów. Wojowniczka jednak starała się stanąć do walki. Już dwa psy, jak wyczuła- samce, rzuciły się na nią, jednak kotka uskoczyła w bok. Kotka była zwinna i nie da się tak łatwo tym okropnym kundlom. Wskoczyła jednemu z nich na grzbiet, a drugi złapał ją za tylną łapę. Szarpał długo i mocno, a Milcząca Sadzawka pacnęła go łapą po pysku. Zrobiła mu gigantyczną bliznę, która zostanie mu do końca życia. Pies, piszcząc i skamląc, podkulił ogon, a krew zalała mu oczy. Nic nie widząc, ruszył na oślep z powrotem do owiec. Drugi w końcu strząsnął niebieskawą kotkę z siebie i złapał ją w pysk. Jego kły zacisnęły się na jej ciele. Wojowniczka zajęczała głośno, a później zawodziła z bólu. Jeszcze jedno ugryzienie i już pożegna się z tym światem. Nagle, coś wyskoczyło z zarośli wprost na pysk czarno-białej bestii. Pies wypuścił z pyska nieszczęsną kotkę, a ''to coś'' z zarośli znowu zaatakowało. Była to czarna kula futra, z zielonymi ślepiami, które lśniły furią. Kilkakrotnie uderzyła jeszcze psa, który uciekł, jak poprzednik.
-Dzię... Dziękuje...-wyszeptała tylko niebieskawa wojowniczka, a z jej pyska popłynęła strużka krwi.
Później, Milcząca Sadzawka zamknęła oczy, modląc się, żeby jeszcze wrócić do Klanu Wilka.
-*-
Wojowniczka otworzyła krystalicznie niebieskie oczy. Świat był rozmazany, ale udało jej się uchwycić czarny kształt, który się nad nią pochylał. Poczuła uciążliwy ból, który stopniowo zanikał. Tylna łapa już tak nie piekła, jak wcześniej. Po chwili zupełnie doszła do siebie, odzyskała słuch, węch i wzrok, które były na razie najważniejsze. Czarna kotka, która ją uratowała, trąciła ją łapą, aby się upewnić, czy jest przytomna.
-Dziękuje. -niebieskawa wojowniczka szepnęła cicho i spokojnie.
Samica potrząsnęła łbem. Zapewne była samotniczką, ponieważ nie czuła od niej zapachu żadnego innego Klanu.
-Uratowałaś mi życie, samotniczko. -podniosła się do pozycji siedziącej, z wyrazem bólu na pysku.- Mam u Ciebie dług wdzięczności.
Samotniczka tylko wyszczerzyła kły, kilka razy trzasnęła puszystym ogonem. Milcząca Sadzawka zamarła. Czyżby chciała ją teraz zabić? Przecież to tylko samotniczka, nie wierzy w Klan Gwiazd. Niebieskawa kotka również wstała, gotowa chociaż próbować odprzeć atak.
< Wilcza Duszo?>


Nie wiem kto wtedy to usunął...

Od Kaczuszki C.D Borsuczej Łapy

  Tak jak przypuszczała Kaczuszka, Borsucza Łapa przystał na jej propozycję... Znaczy jego pytanie bynajmniej tak brzmiało. Nie pojmowała tego, czemu nie mógł po prostu kiwnąć głową czy odpowiedzieć krótkie "tak", no ale co kto woli. Uśmiechnęła się szeroko, po czym mu przytaknęła. Szybko rozejrzała się, a następnie stwierdziła, że nabrała ochoty na zabawę w ganianego. Jej wzrok spoczął na bladozielonych oczach czarnego kocura.
- Może w ganianego? Uwielbiam tą zabawę! Ja uciekam! - powiedziała, nawet nie czekając na odpowiedź Borsuczej Łapy.
Kotka szybko odwróciła się tak, że jej ogon skierowany był w stronę ucznia. Następnie pognała przed siebie, próbując zostać niezłapaną przez towarzysza. Nieraz bawiła się w coś takiego z siostrą, Perełką, dlatego była już obeznana w tej grze. Znała podstawowe sztuczki na to, aby zmylić goniącego, bynajmniej takie jak ostre zwroty czy rozpędzenie go tak, aby podczas nagłego kucnięcia on przebiegł nad tobą. Oczywiście to drugie było dosyć trudne, aczkolwiek czasami działało na Perełkę, z czego Kaczuszka czuła się dumna.
Kotka wybrała trasę wzdłuż roślin otaczających obóz. Starała się biec jak najszybciej potrafiła, a szanse były wyrównane, ponieważ ją oraz Borsuczą Łapę różniły tylko około dwa księżyce. Młoda w pewnym momencie pomyślała, że używając śniegu może na chwilę oślepić terminatora. Wysunęła białe pazurki u tylnych łap, po czym starała się tworzyć za sobą małe chmurki opadłych śnieżynek. Nie wiedziała jednak, czy to poskutkowało, gdyż nie odwracała się do tyłu.

Borsucza Łapa?

19 marca 2017

Od Borsuczej Łapy C.D Spadający Liść, Kaczuszka

    Borsucza Łapa kiwnął głową, po czym znowu poniuchał w powietrzu. Wyczuł mewy, śmieci i... MYSZ! Rozluźnił mięśnie i rozpoczął skradanie się. Chwilę później zobaczył szaro-brązowego gryzonia, stojącego do niego tyłem. Postanowił to wykorzystać. Wyskoczył do góry, ale za blisko, i zamiast upaść prosto na zdobycz- spadł tuż przed nią. Gdy się podniósł, zwierzę już uciekało. Prychnął cicho i znowu uniósł nos do góry, w celu wytropienie pożywienia. Udało mu się. Kolejne stado wróbli. Kocurek począł się skradać. Cztery lisie ogony, trzy lisie ogony, dwa lisie ogony... Borsucza Łapa zatrzymał się, aby ustalić, który z ptaków jest najtłustszy. Kiedy już osądził, wybił się z łap i skoczył wprost na grube ptaszysko, łapiąc je i zagryzając.


   Młody wszedł do Obozu, z wróblem i myszą w kłach. Był z siebie dumny, ale ukrywał to. Po ostatnim... ochrzanie? Chyba tak. W każdym razie po ostatnim skrzyczeniu go przez mentora miał nauczkę. Gdy tylko odłożył zdobycze na małą stertę, podbiegła do niego Kaczuszka, skacząc radośnie wokół ucznia. Borsuczy uśmiechnął się przyjaźnie.
- Chcesz się pobawić?- Spytał miło. Koteczka pokiwała głową, niezwykle energicznie.

Od Sowy

- Mamo! Mamusiu! - rozległ się dźwięczny głos.
Biała, łaciata, nieco już starsza kotka podskoczyła na swoim legowisku nagle obudzona. Rozejrzała się zdezorientowana. Czyżby jej się przesłyszało? Przez chwilę mrugała niemrawo, po czym ziewnęła i już szykowała się, żeby ponownie skulić się w puszystą kuleczkę i zmrużyć oczy, gdy dokładnie nad jej głową powtórzyło się wołanie. Otworzyła szeroko żółte ślepia i gwałtownie spojrzała w górę. Wisiał nad nią szczęśliwy, pełen ciekawości uśmiech, a nad nim para oczu, które niczym dwa, małe słońca połyskiwały wesoło i żywo.
- Sówko? - mruknęła tępo biała kotka. - Czy coś się stało?
- Opowiedz mi o klanach, mamusiu!
Matka żółtookiego kocięcia wstała, złapała dziecko za kark i postawiła ją przed sobą.
- Naprawdę chcesz to usłyszeć? To straszna historia, a ty...
- Mam już dwa miesiące! Jestem duża i się nie wystraszę!
Starsza kotka zaśmiała się.
- W twoim wieku ja jeszcze miałam mleko pod wąsem i ani myślałam wychodzić ze żłobka. Wraz z rodzeństwem bawiłam się w walki. Nigdy nie zostałam Wilczą Gwiazdą, założycielem mojego ówczesnego klanu, bo podobno miałam całkowicie niepodobne futro - mina łaciatej kotki nieco zmarkotniała. Spojrzała ponownie na brązowe kocię, jednak mimo jej starań, oczka kociaka wciąż błyskały ciekawością, tym razem jeszcze większą. Zrezygnowana matka westchnęła ciężko, usiadła wygodnie na swoim posłaniu i zaczęła:
- Dawno temu wielcy przodkowie, duchy dawnych wojowników, wybrali piątkę kotów, aby na nowo założono klany. Wielki, silny Czarna Gwiazda został założycielem Klanu Nocy. Jego futro było czarne jak pora dnia, którą zażądał, jednak chodzą słuchy, że równie ciemne miał serce. Założycielką Klanu Klifu była Niespodziewana Gwiazda, kotka podobno niezwykle radosna i skoczna, jednak po tym, jak została oszpecona przez psa, radość jej serca przygasła, jednak pozostała jej umiejętność i do dzisiaj Klifiacy skaczą doskonale. Kolejny klan powstał dzięki Dzikiej Gwieździe, jednak panował on bardzo krótko, liczył tylko trzech członków i bardzo szybko upadł. Nie pamiętam jego nazwy, było to chyba coś z Ciepłem lub Słońcem... Klan Wschodu został utworzony przez Błękitną Gwiazdę, kotkę, która nie wyróżniała się niczym. Przodkowie odpowiedzialni za jej wybór postąpili bardzo popchnie, bowiem Błękitna Gwiazda nie wierzyła zbytnio w Klan Gwiazd. Przeklęte duchy z Miejsca Gdzie Brak Gwiazd szybko więc zaprowadziły ją prosto w pułapkę, a ona zginęła w okrutnych męczarniach, jednak Klan Wschodu istniał dalej dzięki Gromowej Gwieździe, lecz o nim później. A teraz pora na najwspanialszego ze wszystkich liderów - Wilczą Gwiazdę. Był to kocur nie o wilczym, lecz lwim sercu. Był szlachetny i odważny, w bitwie niczym walczący demon unikał ciosów przeciwnika dzięki swojej zwinności. Jako jedyny nazwał swój klan tak, aby na zawsze pamiętał jego imię, aby nie poszło w zapomnienie miano jego stwórcy. Wilcza Gwiazda założył Klan Wilka. To dla mnie przypadł zaszczyt bycia córką jego najwybitniejszego ucznia i najlepszej wojowniczki. A tobie przypadł zaszczyt bycia ich wnuczką! - Pieszczoszka na chwilę przerwała opowieść, by liznąć kociaka po czole. Sowa zaśmiała się i położyła tłustą, puchatą łapkę na nosie matki. - Poza tym, nasza rodzina była bardzo szanowana, córeczko. Bo widzisz, Wilcza Gwiazda miał partnerkę, śliczną Miętowy Listek. Razem z nią miał trójkę kociąt. Jego jedyny syn nie przyniósł mu chwały, lecz córki! Sowie Skrzydło mimo blizn na pysku, mimo straconych marzeń i mimo braku węchu dzielnie pełniła rolę medyka, a Jelenia Gwiazda była dobrze wyszkoloną wojowniczką, która, o ile dobrze pamiętam, jest teraz liderką Klanu Wilka. Mój ojciec był przybranym kociakiem Wilczej Gwiazdy, a moja matka była najlepszą przyjaciółką Sowiego Skrzydła. Medyczka nawet otaczała nas jakąś szczególną opieką, jakby sama była naszą matką. Chyba bardzo lubiła kocięta! - zaśmiała się kotka. - Mieliśmy też bardzo szczególnego brata, ponieważ został on wybrany przez Gwiezdny Klan do ocalenia pozostałych klanów. Miał na imię Słoneczny Deszcz. Oczywiście, moja siostra Lisi Ogon i brat Widmowy Wilk też byli ważni dla klanu, ale nie aż tak strasznie jak Sło...
- Jak nazywała się twoja mama i tata? - przerwała nagle opowieść Sowa.
Matka kociaka fuknęła na swoje dziecię karcąco.
- Sówko, to bardzo nieładnie przerywać komuś, kiedy on mówi! Ktoś może się na ciebie obrazić i-
- To jak w końcu mieli na imię twoi rodzice? - rozległ się dorosły, nieco niski głos. Matka podniosła gwałtownie głowę i odwróciła ją w stronę źródła dźwięku. Trochę oddalony od legowiska siedział puszysty, rudy kocur. Nad spłaszczonym pyszczkiem wisiało dwoje żółtych oczu, a spomiędzy nóg kocura wyglądało kolejne kocię, ono jednak było czarne i niezauważalnie większe od siostry.
- Nigdy cię to nie interesowało, Andrzeju - prychnęła starsza kotka.
- Ale interesuje to Sowę i Gołębia, więc może raczysz odpowiedzieć, Misiu? - kocur uśmiechnął się triumfalnie.
Biała spojrzała na kociaka wyglądającego spod futra ojca i zachęcająco skinęła na niego. Czarna kulka sierści wyrwała się owłosionym, rudym mackom, żeby usiąść wygodnie obok siostry.
- Mój tata nazywał się Mglisty Cień, a moja mama Cętkowany Ogon. O ironio, odkąd tylko pamiętam, zamiast ogona miała śmieszny kikut.
- Te wszystkie koty mają takie dziwne imiona! - krzyknął zniesmaczony tym faktem Gołąb. - Czemu ty mamo nazywasz się Misia a te wszystkie inne koty są jakimiś Mglistymi Ogonami czy Słonecznymi Gwiazdami?
Biała kotka zaśmiała się głośno po czym spojrzała ze współczuciem na czarnego kociaka.
- Kochanie, nie zawsze byłam Misią. Gdy należałam jeszcze do Klanu Wilka, nazywałam się Brudna Łapa. Zanim kot skończy pół roku, mieszka on w żłobku ze swoją mamą i nazywa się Brudka, Sówka, Gołąbek albo jeszcze inaczej. Kiedy skończy te pół roku, to najważniejszy kot w klanie, lider zmienia jego imię na Brudna Łapa, Sowia Łapa albo Gołębia Łapa. W tym samym czasie przydziela mu mentora, czyli takiego nauczyciela, który uczy swojego ucznia polowania i walki. Kiedy już uczeń opanuje wszystko do perfekcji, mentor zgłasza to do lidera, a on nadaje mu imię wojownika. I tak z Brudnej Łapy powstaje Brudna Mordka...
- I Sowie Piórko! - krzyknęła Sówka.
- I Gołębi Ptak! - dodał Gołąbek.
Misia zaśmiała się.
- Tak, mniej więcej tak to działa...
* * *
Słońce wychyliło się leniwie zza chmur, jednak nie minęła nawet dłuższa chwila, gdy żarłoczne szczęki obłoków pożarły promienie ciepła. Brązowo-biała kotka warknęła pod nosem nieco niezadowolona, po czym otworzyła jedno, żółte oko i spojrzała na zakryte chmurami niebo. Wzdychając ciężko wstała, przeciągnęła się. Jednym, zwinnym ruchem wskoczyła na niski płot i poczęła spoglądać w stronę lasu. Słyszała szepty gęstwiny, czuła drżenie tych małych i dużych zwierząt, niespotykanych nigdzie indziej, niż w puszczy.
- Nie pójdziesz, nawet o tym nie myśl! - krzyknęła ruda kotka, która pojawiła się niespodziewanie obok Sowy.
Jednooka drgnęła zaskoczona. Uśmiechnęła się do siostry i mruknęła cicho:
- Twa pewność siebie jest całkiem zabawna, Kukułko!
Nim do rudej dotarł sens tych słów, Sowa zeskoczyła z płotu, upadła na miękką trawę i z szybkością godną... szybkiego pieszczocha pognała w kierunku roślinności. Kukułka już zaczęła wykrzykiwać na nią najgorsze istniejące przekleństwa, lecz nie goniła siostry. Jakkolwiek pewna siebie, odważna i inteligentna była, nie pokonała lęku przed lasem i mieszkającymi w nim dzikimi kotami. A Sowa biegła. Nie interesował ją dzwoneczek na obroży, ani gałęzie łapiące jej futro. Biegła na południe, powoli zwalniając. Zmęczenie dopadło ją szybko. Nogi już nie chciały biec, w związku z tym kotka przeszła do wolnego chodu. Dopiero teraz się rozejrzała - dookoła było mnóstwo drzew, z gałęzi było widać parę zaciekawionych wiewiórek i ptaka. Sowa nie wiedziała, co to za ptak. Wyglądał trochę jak niebieski gołąb. Wszystko wygląda jak niebieski gołąb, kiedy jesteś pieszczochem. Drzewo wygląda jak niebieski gołąb. Wiewiórki wyglądają jak niebieskie gołębie. Ten szary kot wygląda jak fioletowy gołąb.
- Ooo, dzień dobry! - krzyknęła Sowa i podbiegła do nieznajomego.
Zarówno niebieski gołąb jak i wiewiórki uciekły. Zostały tylko drzewa... i kot. Chociaż i to niewiadome, bo owy kot zjeżył się i odskoczył. Miał brudną sierść. Początkowo Sowa chciała rzucić jakąś uwagę na ten temat. Alezarazarazaraz! mimo, że sierść nieznajomego była brudna, to miał ładne oczy. Pora wkroczyć do akcji...
- Hej, kochanie, czy twoje futro jest tak brudne jak twoje myśli?
< Niebieskogołąbku-Pustułku?>

Od Malinki do Białej Gwiazdy



Leżałam na czymś długim i białym, co Dwunożni nazywali "parapet" czy jakoś tak. Wpatrywałam się w las przez coś, co było wielkie i nie miało koloru. Podszedł do mnie mój nowy kolega - Tofik. Był rudy i był domowym kotem.
- Czemu chcesz iść do lasu? Tam jest nie bezpiecznie i zimno. A tu masz dostatek jedzenia i nasza pani nie da nas skrzywdzić. - powiedział.
- Tam mam rodzinę i przyjaciół. - odpowiedziałam.
- Rodzinę...? - zamyślił się kot - A co jeśli masz też rodzinę tutaj u ludzi?
- My na nich mówimy Dwunożni.
- Dwunożni? Ale dziwnie...
- Możliwe, że mam tu dziadka i babcię, bo mój tata pochodzi od Dwunożnych. Ale i tak chcę wracać do lasu...
- Ech... Dobrze pomogę ci się tam dostać. Ale musimy być ostrożni.
Kocur delikatnie wziął mnie w pyszczek i zeszliśmy na dół. Potem Tofik mnie puścił i kazał iść za sobą.

***
Gdy byliśmy już w lesie Tofik spytał:
- Poradzisz sobie?
- Tak. - uśmiechnęłam się.
Kot dotkną mnie nosem między uszami, a potem poszedł. Gdy tylko straciłam kocura z oczu poszłam szukać innych kotów. Wcale nie miałam zamiaru wracać do rodziny, a odnaleźć jakiegoś klanowego kota. O klanach opowiedziała mi Malinowa Gwiazda, jestem jej za to wdzięczna, bo już wiem kim chciałabym być kiedy będę już duża. Zaczęłam iść przed siebie i rozglądać się wokół. Po jakimś czasie byłam już zmęczona i trochę głodna, a innego kota w ogóle nie widziałam. W końcu zmęczona padłam na zimny i miękki śnieg. Mrugałam oczkami, aż w końcu zobaczyłam przed sobą zarysy innego kota i piękne niebieskie oczy. W końcu zasnęłam.


Biała Gwiazdo?

Od Milczącej Sadzawki

Milcząca Sadzawka wróciła z popołudniowego patrolu. Słońce przyjemnie grzało, chociaż zimny powiew wiatru ciągle o sobie przypominał. Mimo wszystko, na patrol zjadła małego, nawet tłustego, królika. Wojowniczka była na patrolu ze Słodkim Sercem, Pustułkowym Dziobem i Nietoperzym Skrzydłem. Patrol odbył się szybko i przyjemnie. Co dziwne, niebieskawa wojowniczka rozmawiała z kotkami i kocurem. Czuła w sercu ciepłe i przyjemne uczucie, gdy wymieniali się ciekawostkami na temat walki czy polowania. Nawet się nie zorientowała, a już była w obozie. Usiadła przy tunelu i zaczęła się myć. Łapą przejechała delikatnie po pyszczku. Później zajęła się ogonem. Nagle, jej uwagę przykuła głośna sprzeczka przy legowisku uczniów. Zaciekawiona zaprzestała się wylizywać i spojrzała na dość dużego kocurka, który właśnie kłócił się zaciekle z innym uczniem. Jego pysk wykrzywił się w krzyku, zaczął mocno tłuc ogonem w zmrożony grunt. Wojowniczka nie mogła patrzeć na krzywdę innych, więc wstała i podeszła do kłócących się uczniów.
-Potrafię upolować nawet sowę! -większy z uczniów, wypiął dumnie pierś.
-A jeże latają! -parsknął ten drugi.- Nie wierzę Ci, widziałem, jak wypłoszyłeś mysz, dlatego bo tak głośno stąpałeś!
Pręgowano-tygrysi samczyk, ten zdecydowanie większy, syknął niecierpliwie.
-Jak chcesz, ale wiedz, że zawsze jesz piszczkę, którą ja upolowałem! -kocurek starannie podkreślił słowo ''ja.''
Niebieskawa wojowniczka nie wytrzymała i zaczęła chcichotać, chociaż wiedziała, że to niezbyt grzeczne. Po pewnej chwili wybuchnęła jednak salwą perlistego śmiechu. Dwa kocurki przestały na siebie złowrogo patrzeć i przeniosły zdziwiony wzrok na kotkę. Milcząca Sadzawka jednak szybko się zreflektowała się najszybciej jak mogła. Większy kocurek podszedł do niej bliżej.
-Jak się zwiesz? -zapytał, przechylając łebek.
-Milcząca Sadzawka. -odparła już poważnie.
Większy kocurek również się przedstawił, a wojowniczka dowiedziała się, iż ma na imię Cierniowa Łapa. Tamten drugi, to był jego brat, Dębowa Łapa.
-A więc, o co się kłóciliście? -zapytała Milcząca Sadzawka, chociaż już dobrze wiedziała.
Dębowa Łapa i Cierniowa Łapa odskoczyli, jak oparzeni. Nastroszyli sierść i posłali sobie spojrzenia pełne nienawiści. 
-O to, że jestem najlepszym łowcą z uczniów. -uspokoił się natychmiast większy kocurek.- Oczywiście, iż mam rację.
-Przekonajmy się. -wojowniczka już miała pewien zalążek planu w umyśle. -Zrobimy małe zawody, kto więcej upoluje, co wy na to?
Uczniowie szybko i energicznie pokiwali głowami. Zawiść nagle zniknęła, ustępując miejsca ekscytacji. Milcząca Sadzawka ruszyła do Złotej Skórki, aby ją o tym powiadomić. Wolałaby, żeby zastępczyni wiedziała, gdzie się podziewają.
-*-
Wojowniczka słyszała bicie malutkiego serduszka. Skradała się, łapa za łapą. Czaiła się już długo, wiedziała, że popełnia błąd. Jednak mysz nadal jej nie wyczuła, ponieważ obgryzała małe ziarenko. Milcząca Sadzawka przestała już się czołgać i odbiła się tylnymi łapami od gruntu. Gdy była w powietrzu, jej wzrok utkwił na uciekającej myszy. Jednym, celnym ruchem łapy zabiła ją. Wzięła ją szybko do pyszczka, a wokół niego sierść zmieniła kolor na ciemnoczerwony. Niebieskawa kotka ruszyła powolutku, aby zakopać ofiarę. Po zakopaniu, poszła poszukać uczniów. Jej ucho wyłapało szybkie bicie serca, zapewne zająca, który był tak głupi, że oddalił się od swojej nory. Kątem oka go zauważyła, więc natychmiast przysiadła do pozycji łowcy. Jednak wyprzedził ją jeden z uczniów, Cierniowa Łapa. Wojowniczka wstała, widząc, iż uczeń świetnie sobie z nim poradził.
-Faktycznie, obserwowałam was. -kotka miauknęła spokojnie.- Oboje jesteście na tym samym poziomie, mogę rzec, iż jesteście najlepszymi łowcami wśród uczniów!
Kocurek stał przez chwilę zdezorientowany, lecz po chwili wydukał:
-Ale... ale... Przecież to wbrew zasadom! Zawsze wygrywa jedna osoba! -widać, ciut się zdenerwował.
-Nie zawsze będziesz najlepszy. -kotka miauknęła spokojnie, a w jej oczach zalśniły psotne iskierki.- Wiesz, skoro już muszą być miejsca, ja będę pierwsza!
Uczeń rzucił się na nią i machał łapami bez wyciągniętych pazurów. Kotka przewróciła się na grzbiet, machając łapami w powietrzu. 
-Ooch, pokonałeś mnie! -wojowniczka zawodziła, co chwilę się śmiejąc.
Nagle się opanowała. Strząsnęła z siebie ucznia, potrząsnęła łbem. Znowu stała się tą smutną i milczącą, a Cierniowa Łapa stał zdziwiony. Chciał na nią skoczyć, żeby ponownie rozpocząć zabawę, ale Milcząca Sadzawka go odepchnęła.
-Odnieśmy już zwierzynę. -powiedziała powoli, dodając.- Poszukajmy też Twojego brata.
<Cierniowa Łapo?>

Od Malinki C.D Białej Gwiazdy

 Leżałam na czymś długim i białym, co Dwunożni nazywali "parapet" czy jakoś tak. Wpatrywałam się w las przez coś, co było wielkie i nie miało koloru. Podszedł do mnie mój nowy kolega - Tofik. Był rudy i był domowym kotem.
- Czemu chcesz iść do lasu? Tam jest nie bezpiecznie i zimno. A tu masz dostatek jedzenia i nasza pani nie da nas skrzywdzić. - powiedział.
- Tam mam rodzinę i przyjaciół. - odpowiedziałam.
- Rodzinę...? - zamyślił się kot - A co jeśli masz też rodzinę tutaj u ludzi?
- My na nich mówimy Dwunożni.
- Dwunożni? Ale dziwnie...
- Możliwe, że mam tu dziadka i babcię, bo mój tata pochodzi od Dwunożnych. Ale i tak chcę wracać do lasu...
- Ech... Dobrze pomogę ci się tam dostać. Ale musimy być ostrożni.
Kocur delikatnie wziął mnie w pyszczek i zeszliśmy na dół. Potem Tofik mnie puścił i kazał iść za sobą.
***
Gdy byliśmy już w lesie Tofik spytał:
- Poradzisz sobie?
- Tak. - uśmiechnęłam się.
Kot dotkną mnie nosem między uszami, a potem poszedł. Gdy tylko straciłam kocura z oczu poszłam szukać innych kotów. Wcale nie miałam zamiaru wracać do rodziny, a odnaleźć jakiegoś klanowego kota. O klanach opowiedziała mi Malinowa Gwiazda, jestem jej za to wdzięczna, bo już wiem kim chciałabym być kiedy będę już duża. Zaczęłam iść przed siebie i rozglądać się wokół. Po jakimś czasie byłam już zmęczona i trochę głodna, a innego kota w ogóle nie widziałam. W końcu zmęczona padłam na zimny i miękki śnieg. Mrugałam oczkami, aż w końcu zobaczyłam przed sobą zarysy innego kota i piękne niebieskie oczy. W końcu zasnęłam.

Biała Gwiazdo?

Od Kruczego Wąsa CD Piaszczystej Mgły

Piaszczysta Mgła zaproponowała mi wspólne polowanie, zgodziłem się. Razem wyszliśmy z legowiska wojowników. Truchtem poruszaliśmy się po obozie, kiedy dotarliśmy do wyjścia z obozy ruszyliśmy szaleńczym biegiem. Szczerze, taki bieg był już dla mnie czymś dość męczącym, no cóż, nie jestem już tym młodym i zwinnym kocurem co jakieś 20 księżyców temu. Razem z kotką zatrzymaliśmy się obok wielkiego dębu (to ten w którym jest pochowana Bursztynka), lekko dysząc zacząłem lizać sobie przednią łapę. Poczekałem aż Piaszczysta Mgła również dojdzie do siebie po biegu. Kiedy kotka podeszła do mnie skinąłem głową i wstałem. Ruszyliśmy w tereny bardziej zalesione. Po dotarciu do bardziej obrośniętego lasu wciągnąłem powietrze, wyczułem mysz w krzakach po prawej. Przylgnąłem brzuchem do błota, cicho sunąłem łapami po ziemi. Byłem coraz bliżej potencjalnej ofiary, kiedy byłem już na tyle blisko skoczyłem. Przycisnąłem chude zwierzątko łapami do ziemi, mysz bezsilnie piszczała, ukróciłem jej męki przygryzając jej szyje. Podziękowałem gwiezdnym za udane polowanie i wróciłem do Piaszczystej Mgły. Z mojego pyszczka leciała strużka ciepłej krwi, za to kotka złapała w tym czasie sikorkę. Uznaliśmy że najlepszym wyjściem będzie powrót do obozy, może nam się poszczęści i po drodze złapiemy coś jeszcze.

<Piasek?>

Od Fenkułowego Serca

Spacerowałam sobie po terenach Klanu Klifu, wykorzystując fakt, że nie musiałam się nikim zajmować. Takie spokojne dni zdarzały się niezwykle rzadko, więc starałam się z nich korzystać, aby pobyć trochę w samotności, bo chociaż bardzo lubiłam towarzystwo, nieustanna obecność innych po jakimś czasie stawała się męcząca. Zwłaszcza, jeśli moją jaskinię odwiedzały wciąż te same, pechowe koty, którym ciągle przytrafiały się jakieś wypadki (jednego z nich podejrzewałam o celowe wywracanie się na prostej drodze tylko po to, żeby mieć pretekst do zobaczenia mnie). Potrząsnęłam łebkiem z politowaniem.
Dzień był raczej pochmurny - słońce tylko co jakiś czas pojawiało się w prześwitach między szarymi obłokami, a wtedy zamykałam oczy i rozkoszowałam się jego promieniami na pyszczku. Przeważnie jednak po prostu szłam przed siebie, co jakiś czas zmieniając kierunek i pozwalając myślom płynąć.
Z zamyślenia wyrwał mnie średniej wielkości kamień, o który się potknęłam i prawie upadłam. Zaskoczona rozejrzałam się po okolicy i przeklęłam w myślach, bo oto właśnie znajdowałam się parę kroków od medycznego składziku, czyli miejsca, gdzie rozpoczęłam swój spacer. Po chwili jednak zaśmiałam się sama z siebie. Musiałam instynktownie kierować swoje kroki do domu.
Korzystając z okazji, poszłam sprawdzić czy przypadkiem podczas mojej nieobecności ktoś nie potrzebował pomocy, ale nie zastając nikogo w jaskini, usiadłam na kamieniu przed jej wejściem. Właśnie wtedy dostrzegłam wystające zza innej skały czarne uszy, które odcinały się na tle szarości.
-Kto tam jest? - zawołałam. Medyk nigdy nie ma wolnego. - Potrzebujesz pomocy?
Nastawiona na przyjęcie nowego pacjenta wstałam i ruszyłam w stronę postaci. Kiedy dotarłam do odpowiedniego głazu, cicho na niego wskoczyłam, po czym spojrzałam z góry na kota, który okazał się być... małym, czarno-białym kociakiem, patrzącym na mnie z lekko przekrzywionym łebkiem. Z jego spojrzenia wyzierała ciekawość i swego rodzaju ekscytacja.
-Cześć - przywitałam się. - Zgubiłeś się?
-Nie. Sam tu przyszedłem. - Kocurek wypiął dumnie pierś, zapewne niezwykle zadowolony z tego, że mógł pokazać jaki jest samodzielny.
Rozpłynęłam się w myślach na ten uroczy widok, po czym zeskoczyłam z kamienia, na którym stałam.
-Jak nazywają się twoi rodzice? - spytałam. Co jak co, ale kociak prawie na pewno przebywał tu bez ich wiedzy.
-Wilcza Dusza i Bzowy Błysk - oznajmił niepewnie maluch. - Kim ty jesteś?
Czyżby ten kotek był Samotnikiem? Wszystko na to wskazywało...
-Nazywam się Fenkułowe Serce. - Uśmiechnęłam się ciepło.
-Fen...
-Możesz do mnie mówić Fenkułka - dodałam, widząc problemy kocurka z zapamiętaniem całości. - A co z tobą?
-Mam na imię Motyl - przedstawił się z uśmiechem na pyszczku. - Jaka jest twoja praca? Możesz mi ją pokazać? - wykrzyknął radośnie malec, pokazując łapką na moją jaskinię.
-A co z twoimi rodzicami? Nie będą się martwić, że tak zniknąłeś? - zapytałam, nie ruszając się z miejsca. - Chyba powinniśmy im najpierw powiedzieć, że tu jesteś.
-Nie będą się martwić, już dużo razy chodziłem sam! - zaprotestował, śmiesznie przy tym podskakując. - Chodźmy tam! - Ponownie wskazał wejście do składziku. Z westchnieniem, wciąż nieprzekonana zaczęłam iść w tamtym kierunku.
-Jestem medykiem i zajmuje się leczeniem chorych kotów - oznajmiłam, kiedy tylko przekroczyliśmy próg. W tym samym czasie Motyl zdążył się dobrać do sterty ziół, w które od razu wetknął swój ciekawski nosek. Niemal natychmiast mocne kichnięcie odrzuciło go do tyłu, na co zaśmiałam się cicho.
-Chcesz zobaczyć coś fajnego? - powiedziałam z błyskiem w oku, a kocię skwapliwie pokiwało łebkiem. - Chodź.
Zabierając po drodze kilka ususzonych roślin, zbliżyłam się do kamienia, który służył za coś w rodzaju misy na wodę. Do wgłębienia na jego wierzchu skapywały z kamiennego sufitu jaskini przejrzyste krople, wykorzystywane przeze mnie do ułatwienia podawania niektórych leków.
Ponieważ tym razem wody było niewiele, bez wyrzutów sumienia wrzuciłam do niej ziółka oraz kwiaty, a następnie wymieszałam, po czym spojrzałam z uśmiechem na towarzyszącego mi kota.
-Spróbuj - zachęciłam Motyla, któremu nie trzeba było dwa razy powtarzać.
-Pycha! - zawołał, oblizując pyszczek. Zaczął ochoczo chłeptać zrobiony przeze mnie napój.
Kiedy w kamiennej misie nie pozostała już ani kropelka płynu, zwrócił się do mnie ze świecącymi oczkami.
-Pokaż mi coś jeszcze - poprosił, opierając się na mojej klatce piersiowej przednimi łapkami.
Zastanowiłam się. Co jeszcze mogłoby zainteresować takiego małego kocurka..? Nagle do głowy przyszedł mi pomysł.
-Chcesz nauczyć się sam przyrządzać takie pyszne rzeczy? - spytałam.
Z zaskoczeniem zauważyłam, że mina Motyla nagle zrobiła się niechętna.
-Nauka jest nudna - odpowiedział naburmuszony.
-Obiecuję ci, że moje taka nie będzie - zapewniłam go z uśmiechem.
Postawiłam sobie za cel pokazanie temu kocurkowi, jak ciekawym zajęciem jest medycyna.

<Motyl? Hehe i co powiesz na to? default smiley xd>

18 marca 2017

Od Milczącej Sadzawki C.D. Liliowej Łapy

Milcząca Sadzawka przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. Nawiedziły ją dawne, straszne wspomnienia i przerażający pysk Potarganego Futra. Niebieskawa wojowniczka potrząsnęła łbem i odpowiedział jak zwykle - krótko i lodowato.
- Owszem, nie jestem.
Liliowa Łapa, jakby na chwilę straciła dech. Nie podniosła wzroku ze zmrożonej gleby, ani nawet się nie poruszyła. Wojowniczka nadal mierzyła przenikliwym wzrokiem uczennicę, zastanawiając się nad jej kolejnym ruchem.
- To skąd jesteś? - zapytała, trochę dygocząc, nie wiadomo, czy ze strachu, czy z zimna.
Kotka wyprostowała się jak struna. ''Bądź silny, będziesz miał rację!'' - usłyszała, jakby za sobą, te okropne słowa. Obróciła łeb, myśląc, iż za nią stoi Zdradliwa Gwiazda. Uczennica podniosła łeb i z wyraźnym zaciekawieniem spojrzała jej prosto w oczy.
- Z Klanu. - wojowniczka odparła obojętnie, wzruszając barkami.
Uczennica już otworzyła pyszczek, aby coś jeszcze dodać, ale zamilkła, gdy zobaczyła wstającą kotkę. Opuściła wzrok na swoje łapy i tkwiła tak, dopóki Milcząca Sadzawka się nie oddaliła. Niebieskawa kotka ruszyła powoli do legowiska wojowników. Była zmęczona, a wzmianka o jej przeszłości jeszcze bardziej ją zmęczyła. Chociaż, zdążyła polubić te nieśmiałą uczennicę. Jeszcze raz obejrzała się za siebie, jednak uczennica już powoli oddalała się do legowiska uczniów. Jej mentorka, Sosnowy Ogon, zatrzymała ją tuż przed wejściem. Jej pysk wykrzywił się w dziwny sposób, jakby kotka na nią krzyczała. Milcząca Sadzawka przyglądała się uważnie tej scenie. Spostrzeżenie się sprawdziło, gdy uczennica się skuliła. Sosnowy Ogon jeszcze chwilę ją ganiła, po czym trzasnęła ogonem. Liliowa Łapa jeszcze bardziej się skuliła, po czym szybko wskoczyła do legowiska uczniów. Milcząca Sadzawka mierzyła twardym spojrzeniem Sosnowy Ogon. Wojowniczka aż się potrząsnęła z oburzenia, nie może tego tak zostawić! Mentorka Liliowej Łapy podeszła do legowiska wojowników, już jakby spokojna. Wyglądała zwyczajnie, po prostu- wróciła z polowania, nic się nie zdarzyło.
- Czemu tak traktujesz swoją uczennicę? - niebieskawa wojowniczka wycedziła te słowa, twardo i zimno.
Wojowniczka spojrzała się na nią zdziwiona, po czym syknęła w jej ucho:
- Nie wtrącaj się nie swoje sprawy, dobrze?
Milcząca Sadzawka poruszyła uchem, w przód i w tył. Zagrodziła jej wejście do legowiska. Trzasnęła kilka razy chudym ogonem. Oceniła swoje szanse, gdyby wypadło na walkę. Dałaby jej radę, chyba, że Sosnowy Ogon czymś ją zaskoczy.
- Po prostu daj mi wejść i zapomnij o tej sytuacji. - powiedziała ciut łagodniej, odpychając delikatnie niebieskawą wojowniczkę.
- Dobrze - powiedziała cicho, odsuwając się. Sosnowy Ogon z wdzięcznością wsunęła się w ciemne wejście, jednak Milcząca Sadzawka jeszcze zagrodziła jej wejście łapą.- Jeżeli przestaniesz męczyć Liliową Łapę.
Sosnowy Ogon potrząsnęła bezsilnie łbem. Nie wiadomo, czy oznaczało to zgodę, czy zrezygnowanie. Milcząca Sadzawka poszła za nią, wprost do ciemnego wejścia. Kotka ułożyła się na legowisku, ułożonym z mchu. Przekręciła się kilka razy, kuląc się w kłębek. Patrzyła się niewidzącym wzrokiem w stronę legowisku uczniów. Widziała śpiące ciało Liliowej Łapy, jej unoszące się boki. 

~*~

Nastał świt. Milcząca Sadzawka nie mogła się wprost poruszyć. W legowisku wojowników było tak ciepło i miło, a na dworze wietrznie i zimno. Jednak wojowniczka wyszła na polanę i zaczęła się pospiesznie myć. Sosnowy Ogon rozmawiała o czymś ze Złotą Skórką, a zastępczyni co jakiś czas kiwała spokojnie łbem. Z legowiska uczniów wyślizgnęła się Liliowa Łapa, na szczęście, jej mentorka ją nie zauważyła.
- Hej, Liliowa Łapo! - przywołała ciepło kotkę.
Uczennica, wyraźnie zdziwiona, podeszła do niebieskawej wojowniczki. Uważnie zlustrowała ją swoim spojrzeniem, a w jej oczach widniał delikatny wyraz strachu. Milcząca Sadzawka, nawet wyczuła jego delikatną, choć cierpką, woń.
- Co byś powiedziała na polowanie? - wojowniczka znowu miauknęła, tym razem wyczekując odpowiedzi uczennicy.

<Liliowa Łapo?>

17 marca 2017

Od Fenkułowego Serca

-Podaj mi, proszę, wrotycz i kocimiętkę - powiedziałam do Makowej Łapy, nie odwracając spojrzenia od ziół, które miałam przed sobą.
Z ostatniej wyprawy przyniosłam trochę dodatkowego podbiału i właśnie próbowałam stworzyć nowe, lepsze lekarstwo na kaszel. Wiązałam z tym eksperymentem duże nadzieje, ponieważ uważałam, że powstały medykament ma szanse zwalczać Zielony kaszel jeszcze lepiej niż inne znane do tej pory medykom.
Na płaskim kamieniu przede mną wylądowały żółte kwiaty wrotyczu, jednak nie było śladu drugiej z wymienionych przeze mnie roślin.
-Niestety, skończyła nam się kocimiętka - poinformował mnie uczeń, wlepiając zaciekawione spojrzenie w mieszankę, którą jak na razie stworzyłam.
-W takim razie musimy po nią iść - odpowiedziałam, spoglądając na kocura kątem oka. Ten kiwnął tylko głową i od razu skierował się do wyjścia.
-Nie tak prędko! - Zaśmiałam się. - Powiedz mi najpierw, gdzie możemy znaleźć kocimiętkę?
Makowa Łapa się zawahał, ale po chwili podał prawidłową odpowiedź. Hm, siedlisko owiec czy siedziba dwunożnych..?
-Dobrze, w takim razie pójdziemy tam, gdzie jest bliżej - rzuciłam, machając łbem w jego stronę. - Dzisiejszą krótką wycieczkę poprowadzisz ty w ramach swojego szkolenia.
-Chodźmy więc - odparł kot z uśmiechem, ruszając w drogę. - Powinniśmy jednak pamiętać, że do siedliska owiec idzie się przez tereny Klanu Wilka...
-Spróbujemy przejść niezauważeni, jeśli jednak zajdzie taka potrzeba, zwyczajnie wytłumaczymy w jakim celu przychodzimy. Poza tym, z tego co się orientuję, nasze stosunki z tym Klanem stoją na neutralnym gruncie.
Makowy skinął łbem w odpowiedzi. Po chwili maszerowaliśmy już między drzewami, ale wzdłuż granicy - mieliśmy zamiar nie wkraczać na obcy teren tak długo, jak tylko się dało. Nadszedł jednak ten moment, w którym musieliśmy postawić łapę na terytorium Klanu Wilka.

<Makowa Łapo? >

Od Spadającego Liścia C.D Borsuczej Łapy

  Kocur machnął nerwowo ogonem. Na co czekał Borsucza Łapa? Na gratulacje? Pokłony? Bo złapał małą mysz? Spodziewał się, że młody uczeń upoluje kilka takich gryzoni, zanim wróci do swego mentora. Wojownik parsknął, odwracając głowę w bok.
- Na co czekasz? - prychnął, nie patrząc na terminatora. - Rusz swój brudny zadek i upoluj coś jeszcze! - dodał po chwili. - Klan nie wyżywi się jedną myszą.
Pod wpływem szorstkiego głosu wojownika, Borsucza Łapa skulił uszy oraz ogon, odchodząc pospiesznym krokiem. Spadający Liść spojrzał na niego spode łba. Nie widział nic złego w takim nauczaniu. Uważał, że dyscyplina i posłuszeństwo to jedne z najważniejszych cech u wojowników. Wiedział, iż Kruczy Wąs, jak już zostanie liderem, nie poradzi sobie w trenowaniu uczniów, toteż on musiał nieść ten ciężar. Zastępca traktował wszystko zbyt poważnie oraz łagodnie, co nie było dobre według mniemania Spadającego Liścia.
  Zielonooki podążył za Borsuczą Łapą, uważnie obserwując każdy jego ruch. Od razu zauważył, że młody nie zastosował się do jego rady, tzn. stąpał bardzo głośno. Jednak mistrz postanowił dać mu wolną łapę, chciał przetestować umiejętności ucznia. Dostrzegł, iż młody coś wywęszył, gdyż począł się skradać. Spadający Liść przeniósł swój wzrok trochę na lewo. Zobaczył tam małą grupkę wróbli. Miał nadzieję, że Borsucza Łapa nie zmarnuje szansy na tak dobrą zdobycz, ponieważ ptaki były puszyste. Chwilę później syn Wilczej Duszy puścił się biegiem na zwierzęta. Większość z nich wzbiła się w powietrze, więc terminator podskoczył i w ostatniej chwili udało mu się złapać zębami za ogon wróbla. Wojownik podbiegł do Borsuczej Łapy. Młody, widząc go, lekko się skulił i postąpił parę kroków w tył.
- S-spadający Liściu... Już idę dalej!- miauknął zlękniony.
- Milcz - nakazał. - Zanim spróbujesz zapolować na kolejną grupkę ptaków, lepiej stwierdź na początku, który z nich jest najtłustszy i to jego zaatakuj - doradził spokojnie. - Poza tym nie powinieneś być tak spięty, rozluźnij mięśnie, w tedy będziesz poruszał się ciszej i szybciej.

<Borsuk? Możesz coś jeszcze upolować, tylko niech będą to dwie próby, z czego jedna nieudana. Po tym już zakończymy trening na razie, a później przejdziemy do walki>

Od Fenkułowego Serca

Ziewnęłam przeciągle, po czym wyprężyłam grzbiet. Z krótkiej drzemki, którą ucięłam sobie popołudniu wyrwały mnie śmiechy i odgłosy zabawy kociąt, biegających w te i wewte po obozie. Dwie brązowawe koteczki zaczęły turlać się w moją stronę i po prostu nie mogłam powstrzymać westchnienia na widok tych rozkosznych kuleczek. Chciałabym kiedyś mieć takie same...
Potrząsnęłam gwałtownie łebkiem, bo moje myśli zaczęły krążyć wokół niebezpiecznego tematu. Wiedziałam, że medykowi nie wolno zakładać rodziny i jak na razie nie zamierzałam łamać tego zakazu.
Z chęcią zajęcia umysłu czymś innym, ruszyłam w kierunku jednego z członków Klanu. Wciąż miałam wrażenie, że nikogo tu nie znam, dlatego w wolnych chwilach starałam się spędzać z innymi kotami jak najwięcej czasu.
Zbliżenie się do potencjalnego nowego przyjaciela uniemożliwiła mi jednak kulka futra, która nagle uczepiła się mojej tylnej kończyny. Z zaskoczeniem obejrzałam się na kocię oplatające swoimi małymi łapkami moją nogę.
-Hej - zaśmiałam się, próbując delikatnie strząsnąć przylepę. - Nie mogę chodzić w ten sposób.
Koteczka jedynie zachichotała i jeszcze bardziej zacieśniła chwyt.
Przewróciłam oczami z lekkim uśmiechem błąkającym mi się po pyszczku. Prawie zwijając się w kłębek, sięgnęłam łbem do tyłu i pomiziałam kociaka nosem. Widząc reakcję, kontynuowałam łaskotanie malucha, aż ten nie mógł już wytrzymać i puścił mnie. Leżąc na ziemi, złapał się łapkami za brzuszek, natomiast ja zaatakowałam ponownie z nową dawką łaskotania.
Już po chwili w powietrzu niósł się głośny śmiech kotki, która biegała po obozie, próbując mi uciec.

< Bluszczyk? :3 >

Od Fioletowej Chmury C.D. Droździej Łapy

Cieszyłam się, że mogłam zapolować z Droździą Łapą, i cieszyłam się, że mogę poznać jego ojca. Sowi Szpon wydawał mi się jednych z milszych w klanie, i z pewnością jego dzieci to odziedziczyły po nim. No, wykluczając Słoneczną Łapę. Ona nie była jak Sowi Szpon. Nawet z wyglądu. Ona wyglądała zupełnie jak matka. Korowa Łapa była ,,damskim odbyciem ojca'', przynajmniej moim zdaniem. A Droździa Łapa i Srocza Łapa? Nie byli podobni do nikogo, przynajmniej z tych, których kojarzyłam. Chociaż Drozd odziedziczył po ojcu pręgi. Te cudowne pręgi... Takie ciemniutkie....
Droździa Łapa zauważył, że się na niego patrzę. Wiem jak to musiało wyglądać: Wariatka wgapiająca swoje niebieskie oczy w futro niewinnego i nieśmiałego kocura! Dowiodłam że nią jestem, no niestety.
-E.... Może... Pójdziemy gdzieś.... tam?- Zaśmiałam się nerwowo (Znowu .-.) i wskazałam pyskiem ,,gdzieś tam".
----------------------------------------------------------------------.-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po pomyślnym polowaniu wróciliśmy do obozu uzbrojeni w zające. Odłożyliśmy je na malutką stertę jedzenia. Kiedyś na pewno znacznie się zwiększy....- myślałam zawsze gdy na nią patrzyłam. Pora Nagich Drzew minie, i wszystko będzie dobrze, nawet, jeżeli powróci, bo znowu potem minie...
<Drozd?>

Od Fenkułowego Serca

Przejechałam spojrzeniem po swoich medycznych zapasach poukładanych w zgrabne stosiki w składziku. Zanotowałam w myślach, co muszę zdobyć na następnej wyprawie i zajęłam się oddzielaniem kwiatów od liści stokrotek. Po chwili praca była już skończona, więc rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś jeszcze do zrobienia.
Nie mając nic więcej do roboty w tamtym miejscu, ruszyłam przed siebie kamienistą ścieżką. Idąc, z lubością wystawiałam pyszczek do słońca, które przygrzewało dzisiaj wyjątkowo mocno, jak na obecną porę roku. Pora Nagich Drzew z pewnością nie należała do moich ulubionych; wprost nie mogłam się doczekać, aż na gałęziach znów zaczną pojawiać się pąki, a ptaki wznowią swój śpiew. A co najlepsze - w końcu przestanie być tak okropnie zimno. Zadrżałam na samą myśl o chłodnej wichurze, która miała miejsce parę dni temu. A ponieważ tak bardzo nie lubiłam ujemnych temperatur, co roku konkurs na najlepszą porę roku wygrywała dla mnie Pora Zielonych Liści. Pod tym względem zawsze różniłam się od moich kochających śnieg sióstr...
W momencie, w którym pomyślałam o rodzeństwie, ktoś krzyknął moje imię. Rozejrzałam się, wytrącona z zamyślenia, jednak nie dostrzegłam nikogo w zasięgu wzroku. Wołanie rozległo się ponownie i tym razem wiedziałam, skąd dochodzi. Zatrzymałam się gwałtownie, po czym odwróciłam.
Około długości drzewa w tyle, kuśtykała w moim kierunku ciemna postać. Widząc problemy z chodzeniem kota, ruszyłam w jego stronę. Po przejściu paru metrów zorientowałam się, że czarny kocur wyglądał bardzo znajomo...
-Spadający Liść? - zawołałam, zrywając się do biegu.
Pokonałam resztę dzielącego nas dystansu w kilka sekund i wsparłam bok kocura.
-Cześć, siostro - powiedział mój brat, patrząc na mnie kątem oka. Nie potrafiłam nic odczytać z tego spojrzenia. - Nie było cię w obozie - dodał, a ja mogłam się założyć, że słyszałam w jego głosie wyrzut. - A kiedy poczłapałem poszukać cię w składziku, zastałem tylko twój ogon znikający za zakrętem.
-Wybierałam się właśnie po zioła - zaprotestowałam, dając mu lekkiego kuksańca barkiem. - Lepiej powiedz, gdzie się tak załatwiłeś i co właściwie mam ci naprawić.
Popatrzyłam wyczekująco na pyszczek kocura, oczekując odpowiedzi.

< Spadający Liściu? >

Od Liliowej Łapy C.D Milczącej Sadzawki

  Od czasu zgromadzenia minęło kilka wschodów słońca. Stan Liliowej Łapy nadal jednak się nie zmieniał, a wręcz przeciwnie; pogarszał. Niegdyś pewna siebie, arogancka księżniczka zmieniła się w zapłakaną, znudzoną kupę futra. Jeżeli Klonowe Futro miał w zamiarze właśnie to osiągnąć, to mu się udało. Biała uczennica nie podejrzewała, że tak samo została potraktowana jej matka. Na szczęście ona była odurzona, przez co straciła świadomość i nie wiedziała, co się dzieje.
  Sosnowy Ogon kazała swej uczennicy zapolować na coś porządnego, bo stwierdziła, że w przeciągu ostatnich dni jest zupełne bezużyteczna. Oczywiście nie obeszło się bez obelgi w stronę białej koteczki, na co ta tylko skinęła posłusznie łebkiem i wyszła z obozu. Księżyc temu zapewne w takiej sytuacji żarłyby się w nieskończoność, lecz teraz Liliowa Łapa to zupełnie inny kot.
  Uczennica przemierzała tereny Klanu Wilka, tępo patrząc się pod łapy. Z jej głowy zupełnie wypadł cel, który powierzyła jej mentorka. Dopiero po jakimś czasie, gdy do nozdrzy młodej dotarł zapach drapieżnika, otrzeźwiała. Zatrzymała się, a gdzieś w dali śmignęła ruda kita. Liliowa Łapa przełknęła niespokojnie ślinę, po czym ruszyła biegiem w przeciwną stronę. Nie umiała walczyć. Cała nauka Sosnowego Ogona jakby przepadła w zapomnienie. 
  Po krótkim biegu, córka Miodowej Gwiazdy dotarła do nowej wojowniczki Klanu Wilka. Zwała się Milczącą Sadzawką. Razem zaniosły kilka zdobyczy do obozu. Tam również Liliowa Łapa spędziła cały swój wolny czas, a gdy Sosnowy Ogon podeszła, pytając o polowanie, terminatorka nic jej nie odpowiedziała. W ten sposób oberwała po pysku, otrzymując małe zadrapanie nad nosem.

  Po zamienieniu kilku słów z uczennicą, szara kocica przedstawiła się jako Milcząca Sadzawka. Pod wpływem przenikliwego wzroku wojowniczki, Liliowa Łapa nieśmiało obróciła głowę w stronę ziemi, wbijając swój wzrok w zmrożoną glebę.
- Ładne imię - przyznała, a jej głos był bardzo cichy, niemalże przechodził w szept. - Nigdy takiego nie słyszałam... Nie jesteś stąd, prawda?

<Milcząca Sadzawko? ;w; >